[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapewniam, że nie spocząłem na laurach, zadowalając się tym, co osiągnęli moi przodkowie.Sam też mam niemałe zasługi.- Wiem, że uważa się pana za bardzo biegłego w posługiwaniu się rozmaitymi rodzajami broni.Wiem też, że nie był to pierwszy pojedynek w pańskim życiu.Domyślam się, że zawsze chodziło o kobietę?Pokiwał głową.- Romansuje pan z mężatkami, nie zważając na święty związek małżeński ani na uczucia męża, którego pan krzywdzi.- Wydaje się pani, że dużo o mnie wie - zauważył kpiąco.- Musiałabym być głucha i ślepa, żeby nie wiedzieć.Wiem, że patrzy pan z góry na tych, którzy zajmują niższą pozycję społeczną od pana - czyli prawie na wszystkich - i traktuje ich pan jak poddanych, którzy muszą być na każde pańskie skinienie i bez szemrania wykonywać pań-skie polecenia.- I to bez „proszę” i „dziękuję” - dodał.- Przypuszczam, że lubi pan przyjmować najbardziej niebezpieczne zakłady - ciągnęła.- Wcale się pan nie przejął tym, że lord Ferdynand weźmie udział w wyścigu karykli z Londynu do Brighton.A przecież może skręcić sobie kark.- Ferdynand? Nigdy! - zapewnił.- Jak ja, ma kark ze stali.- Interesuje pana tylko jedno: żeby wygrał wyścig.Wydaje mi się, że żal panu tylko tego, iż nie może pan go zastąpić, by samemu skręcić kark.- Nie ma sensu stawać do wyścigu, jeśli nie zamierza się go wygrać, panno Ingleby Chociaż trzeba też umieć przegrywać jak dżentelmen.Czyżby mnie pani łajała? Czy to niewinna tyrada przeciwko moim manierom i zasadom?- To nie jest moja sprawa, wasza książęca mość - odparła.- Mówię tylko to, co zaobserwowałam.- Ma pani o mnie bardzo niskie mniemanie - zauważył z przeką-sem.- Ale przypuszczam, że moje zdanie znaczy dla pana nie więcej niż pstryknięcie palcami - odcięła się.- Kiedyś byłem inny - powiedział.- Uratował mnie mój ojciec.Zadbał o to, żebym dokończył edukacji i stał się takim dżentelmenem, jak tego chciał.Może ma pani szczęście, panno Ingleby, że nigdy nie poznała pani swojego ojca ani matki.- Pańscy rodzice musieli pana kochać - upierała się.- Miłość.- Roześmiał się.- Nigdy pani nie zaznała miłości i ma pani wyidealizowany obraz tego uczucia albo tego, co czasem za to uczucie uchodzi.Jeśli miłość to bezinteresowne oddanie ukochanej osobie, Jane, to rzeczywiście nie istnieje nic takiego.Jest tylko egoizm, pragnienie własnej wygody, wykorzystywanie tych, których się kocha.Uzależnienie to nie miłość.Dominacja to nie miłość.Pożądanie też z pewnością nie, chociaż czasem może stanowić dobrą jej namiastkę.- Biedny z pana człowiek - powiedziała.Założył monokl na oko i spojrzał na nią.Wytrzymała jego spojrzenie, pozornie zupełnie opanowana.Większość kobiet, z którymi zetknął się do tej pory, albo się wdzięczyła, albo zaczynała się czuć nieswojo, kiedy im się bacznie przyglądał.Zresztą teraz była to jedynie poza z jego strony.Miał na tyle dobry wzrok, że doskonale ją widział i bez monokla.- Moja matka i ojciec tworzyli bardzo szczęśliwą parę.Nigdy nie słyszałem, żeby się kłócili, ani nie widziałem, żeby się na siebie boczyli.Urodziła im się trójka dzieci, niechybny dowód ich wzajemnego oddania.- W ten sposób zadał pan kłam swojej własnej teorii - zauważyła Jane.- Może działo się tak dlatego, że widywali się tylko przez parę minut trzy, cztery razy do roku - wyjaśnił.- Kiedy mój ojciec przyjeżdżał do domu w Acton Park, moja matka udawała się do Londynu.Kiedy ona wracała na wieś, on wyjeżdżał.Jak pani widzi, to wielce dogodne rozwiązanie.- Kiedyś uważał taką sytuację za coś najnormalniejszego pod słońcem.Dziwne, jak dzieci potrafią się dostosować niemal do wszystkiego.Jane nic nie powiedziała.Siedziała bez ruchu.- Byli również nadzwyczaj dyskretni - stwierdził.- Jak każda idealna para, która chce utrzymać harmonię w małżeństwie.Do Acton nigdy nie docierało ani słówko o licznych kochankach mojej matki.Nic o nich nie wiedziałem, dopóki sam nie pojechałem do Londynu w wieku szesnastu lat.Na szczęście przypominam ojca zewnętrznie.Ferdynand i Angelina też.Niedobrze by było, gdyby ktoś podejrzewał, że jesteśmy bękartami, prawda?Nie mówił tego, by sprawić jej przykrość.Za późno sobie przypomniał, że Jane Ingleby nie znała swoich rodziców.Ciekaw był, kto jej nadał nazwisko.Dlaczego nie zdecydowano się na Smith albo Jones? Może w lepszych sierocińcach obowiązywała zasada nadawania bardziej wymyślnych nazwisk wychowankom, by się wyróżniali od reszty sierot.- Tak, to przykre - zgodziła się.- Żadne dziecko nie powinno się czuć zdradzone, nawet kiedy jest wystarczająco duże, by poradzić sobie ze świadomością tej zdrady.To musiał być dla pana wielki cios.Ale przypuszczam, że pana kochała.- Jeśli mierzyć to liczbą i okazałością prezentów, które przywoziła nam z Londynu, to miała bzika na naszym punkcie.Mój ojciec nie szukał przyjemności podczas miesięcy spędzanych w Londynie.W odległym zakątku Acton Park jest malowniczy domek, Jane.W pobliżu przepływa rzeka, wkoło wznoszą się zalesione wzgórza.To naprawdę idylliczna sceneria.Podczas kilku lat, kiedy byłem dzieckiem, mieszkała w tym domku uboga krewna, kobieta niezwykłej urody i czaru.Miałem szesnaście lat, kiedy zrozumiałem, kim jest naprawdę.Tresham od dawna zamierzał polecić, by rozebrano domek.Ale jakoś dotąd tego nie zrobił.Lecz dom stał teraz pusty, a on wyraźnie zabronił swemu zarządcy wydać chociaż pensa na jego konserwację.Z czasem sam rozsypie się ze starości.- Przykro mi - powiedziała, jakby była osobiście odpowiedzialna za brak taktu jego ojca, który trzymał kochankę we własnej posiadłości, gdzie mieszkały dzieci.Ale Jane nie poznała nawet połowy prawdy, a on nie zamierzał jej w nią wtajemniczać.- Jak pani widzi, postawiono przede mną wysokie wymagania - podsumował.- Ale ufam, że staram się jak najlepiej podtrzymywać opinię, jaką się cieszy moja rodzina.- Przeszłość do niczego pana nie zobowiązuje - zauważyła.- Nikomu nie wiąże rąk.Wpływa na nas, owszem, może kusi nas, byśmy żyli tak samo.Ale nic nas do tego nie zmusza.Każdy ma wolną wolę, a pan w większym stopniu niż inni.Ma pan pozycję, majątek, możliwości ku temu, by przeżyć życie po swojemu.- I właśnie, moja mała moralizatorko - powiedział cicho, patrząc na nią spod przymkniętych powiek - to robię.Ma się rozumieć, nie teraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL