Terry Pratchett Pomniejsze Bostwa (2) 

do ÂściÂągnięcia; ebook; download; pdf; pobieranie

  • Index
  • r 01.05 (3)
  • 4 (46)

WÄ…tki

  • Index
  • Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 10 [v1.0]
  • Brooks Terry 01 Krolestwo na sprzedaz
  • Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 7 [v1.0] i
  • Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 4 [v1.0] i
  • Brooks Terry 04 Kabalowa szkatula
  • Carr, Terry (Ed.) [Anthology] Universe 8 [v1.0] i
  • Brooks Terry 05 Napar czarownic
  • Brooks Terry 02 Czarny jednorozec
  • Bob Shaw Cosmic Kaleidoscope # SSC
  • irena jurgielewiczowa
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jausten.xlx.pl

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czekajcie! - zawo³a³ Brutha.- To nic osobistego - zapewni³ go jeden z marynarzy.- Wcale nie chcemy tegorobiæ.-Ja te¿ nie chcê, ¿ebyœcie to robili.Czy to w czymœ pomo¿e?- Morze ¿¹da ofiary — wyjaœni³ najstarszy ¿eglarz.- Ty by³eœ naj­bli¿ej.Dobra, ³apcie go za.- Czy mogê pogodziæ siê z Bogiem?-Co?-Jeœli chcecie mnie zabiæ, czy najpierw móg³bym siê pomodliæ?- Nie my ciê zabijemy - odpar³ ¿eglarz.- Tylko morze.- „Rêka, która dokonuje czynu, winna jest zbrodni" — oznaj­mi³ Brutha.-Ossory, rozdzia³ LVI, wers 93.Marynarze spojrzeli po sobie nawzajem.W takiej chwili nie­rozs¹dnie chybaby³oby nara¿aæ siê dowolnemu bóstwu.Statek zsu­n¹³ siê po zboczu fali.- Masz dziesiêæ sekund - zdecydowa³ najstarszy ¿eglarz.- To o dziesiêæ wiêcej,ni¿ dostaje wiêkszoœæ.Brutha po³o¿y³ siê na pok³adzie przy znacz¹cej pomocy kolej­nej fali, którauderzy³a o kad³ub.Om, ku swemu zaskoczeniu, us³ysza³ modlitwê.Nie zdo³a³ roz­ró¿niæ s³Ã³w, aletkwi³a jak cierñ gdzieœ w g³êbi umys³u.- Nie proœ mnie - powiedzia³, usi³uj¹c stan¹æ.- Nie mam ¿ad­nych mo¿liwoœci.Statek run¹³ w dó³.na spokojn¹ powierzchniê morza.Sztorm szala³ ci¹gle, ale na zewn¹trz rosn¹cego krêgu ze stat­kiem w samymœrodku.Uderzaj¹ce w wodê b³yskawice otacza³y ich niby prêty klatki.Kr¹g wyd³u¿y³ siê przed dziobem.Statek mkn¹³ teraz w¹skim kana³em spokojnejwody pomiêdzy szarymi œcianami burzy, wysoki­mi na milê.Nad nimi jaœnia³elektryczny ogieñ.I nagle zgas³.Za ruf¹ wyrasta³a nad wod¹ góra szaroœci.Gromy cich³y z wolna.Brutha podniós³ siê niepewnie.Ko³ysa³ siê na boki, by zacho­waæ równowagê wczasie ko³ysania, które ju¿ usta³o.- Teraz.-zacz¹³.By³ sam.Marynarze uciekli.- Om! - zawo³a³.- Tutaj.Brutha wy³owi³ swego Boga spomiêdzy wodorostów.- Mówi³eœ, ¿e nic nie mo¿esz zrobiæ — powiedzia³ z wyrzutem.- To nie moja.Om umilk³.Bêdzie naznaczona cena, pomyœla³.Nie niska.Ni­gdy nie jest niska.Królowa Mórz jest bogini¹.Sam swego czasuzmia¿d¿y³ kilka miast: œwiêty ogieñ i takie rzeczy.Gdyby cena nie by³awysoka, ludzie nie czuliby szacunku.- Poczyni³em pewne ustalenia — rzek³.Fale p³ywów.Zatopiony statek.Parê miasteczek gin¹cych pod powierzchni¹ morza.To bêdzie coœ w tym rodzaju.Jeœli ludzie nie czuj¹ szacunku, to siê nie boj¹,a jeœli siê nie boj¹, jak mo¿na ich sk³oniæ do wierzenia?W³aœciwie to niesprawiedliwe.Jakiœ cz³owiek zabi³ morœwina.Oczywiœcie, dlaKrólowej Morza nie ma znaczenia, kogo wyrzuc¹ za burtê, tak jak dla tegocz³owieka nie mia³o znaczenia, którego morœwina zabije.I to w³aœnie jestniesprawiedliwe, bo przecie¿ to wina Vorbisa.Zmusza ludzi do rzeczy, którychnie powinni robiæ.O czym ja myœlê? Zanim sta³em siê ¿Ã³³wiem, nie wiedzia³em nawet, co to znaczy„niesprawiedliwy".***Otworzy³y siê luki.Ludzie wybiegali na pok³ad i zwieszali siê na relingu.Pozostawanie na pok³adzie przy sztormo­wej pogodzie grozi zmyciem za burtê,jednak perspekty­wa ta wydaje siê ca³kiem atrakcyjna po kilku godzinachspêdzonych pod pok³adem z przera¿onymi koñmi i pasa¿erami cierpi¹cymi na morsk¹chorobê.Burze ju¿ im nie zagrozi³y.Statek p³yn¹³ naprzód przy sprzyja­j¹cym wietrze,pod czystym niebem, po morzu tak pustym i bez ¿y­cia jak gor¹ca pustynia.Dni mija³y bez ¿adnych wydarzeñ.Vorbis prawie ca³y czas spê­dza³ pod pok³adem.Za³oga traktowa³a Bruthê z ostro¿nym respektem.Takie wie­œci jak o wyczynieBruthy rozchodz¹ siê szybko.Wzd³u¿ brzegu ci¹gnê³y siê wydmy, od czasu do czasu uroz­maicane s³onymmokrad³em.Nad l¹dem powietrze dr¿a³o od go­r¹ca.Na takim brzegu cz³owiekbardziej ni¿ utoniêcia obawia siê, ¿e po katastrofie fale rzuc¹ go na l¹d.Nieby³o ¿adnych ptaków.Zniknê³y nawet mewy, zwykle lec¹ce za statkiem i poluj¹cena od­padki.- Nie ma or³Ã³w - stwierdzi³ Om.Sytuacja mia³a jednak pewne zalety.Pod wieczór czwartego dnia monotoniê krajobrazu zak³Ã³ci³ b³ysk œwiat³a poœródmorza wydm.Migota³o rytmicznie.Kapitan, którego twarz sugerowa³a, ¿e sen niejest jego regularnym nocnym towarzyszem, przywo³a³ Bruthê.- On.twój.diakon kaza³ mi uwa¿aæ na takie rzeczy - powie­dzia³.- IdŸteraz i go sprowadŸ.Kajuta Vorbisa mieœci³a siê nad zêz¹, gdzie powietrze by³o gê­ste jak rzadkazupa.Brutha zastuka³.- Wejœæ! [5 Stówa s¹ papierkiem lakmusowym duszy.Jeœli znajdziecie siê wew³adzy kogoœ, kto z zimn¹ krwi¹ u¿ywa stówa „Rozpocznijcie", lepiej szybkowiedŸcie gdzie indziej.Ale jeœli do tego mówi „Wejœæ", nie traæcie czasu napakowanie.]Na dole nie by³o bulajów.Vorbis siedzia³ w ciemnoœci.- Tak, Brutho?- Kapitan mnie przys³a³, panie.Coœ b³yszczy na pustyni.- Dobrze.Pos³uchaj mnie, Brutho.Uwa¿nie.Kapitan ma lu­stro.Poprosisz, ¿ebyci je po¿yczy³.- Ehm.Co to jest lustro, panie?- Urz¹dzenie bezbo¿ne i zakazane - wyjaœni³ Vorbis.- Które, niestety, daje siêwykorzystaæ dla s³u¿by Bogu.On zaprzeczy, oczy­wiœcie.Ale cz³owiek z takrówn¹ brod¹ i ma³ym w¹sikiem jest pró¿­ny, a cz³owiek pró¿ny musi mieæ lustro.Zabierz je wiêc.Potem stañ w s³oñcu i poruszaj owym lustrem tak, ¿eby odbija³oœwiat³o na pu­styniê.Rozumiesz?- Nie, panie - przyzna³ Brutha.- Twoja ignorancja jest dla ciebie najlepsz¹ ochron¹, synu.Po­tem wrócisztutaj i powiesz mi, co zobaczy³eœ.***Om drzema³ w wieczornym s³oñcu.Brutha znalaz³ mu miejsce w pobli¿u w¹skiegokoñca pok³adu, gdzie móg³ siê wygrzewaæ, nie zagro¿ony zbytnio wykryciem przezma­rynarzy.Zreszt¹ za³oga i tak by³a roztrzêsiona i wola³a nie szukaæk³opotów.¯Ã³³wie œni¹.od milionów lat.To by³ czas snów.Czas nieuformowany.Pomniejsze bóstwa æwierka³y i brzêcza³y na pustkowiach, w miejscach zimnych imiejscach g³êbokich.Roi³y siê w ciemnoœci, pozbawione pamiêci, ale popychanenadziej¹ i pragnieniem jed­nego - jedynego, czego po¿¹da bóg: wiary.W puszczy nie rosn¹ œrednie drzewa.S¹ tylko wysokie, których korony siêgaj¹nieba.Poni¿ej, w pó³mroku, mog¹ przetrwaæ jedynie mchy i paprocie.Ale kiedyolbrzym upada, ods³aniaj¹c skrawek wol­nej przestrzeni, zaczyna siê wyœcig -wyœcig miêdzy drzewami ze wszystkich stron, które próbuj¹ rozrosn¹æ siê naboki, a m³odymi pêdami w dole, które usi³uj¹ rosn¹æ w górê.Czasami udaje siê znaleŸæ trochê przestrzeni dla siebie.Puszcze rosn¹ daleko od pustkowi.Bezimienny g³os, który sta­ra³ siê byæ Omem,dryfowa³ na wietrze na granicy pustyni.Usi³o­wa³ byæ s³yszalny poœródniezliczonych innych, próbowa³ nie daæ siê zepchn¹æ w g³¹b.Byæ mo¿e, kr¹¿y³tak przez miliony lat - nie potrafi³ mierzyæ up³ywaj¹cego czasu.Mia³ tylkonadziejê i pewne wyczucie obecnoœci rzeczy.I g³os.A potem nadszed³ dzieñ.W pewnym sensie by³ to dzieñ pierwszy.Om od pewnego cza.przez chwilê œwiadom by³ obecnoœci pa­sterza.Stado pas³osiê coraz bli¿ej.Deszcz pada³ rzadko.Brakowa­³o paszy.Wyg³odnia³e mordkipopycha³y wyg³odnia³e nogi coraz dalej miêdzy ska³y w poszukiwaniu wzgardzonychwczeœniej kêp wy­schniêtej trawy.By³y to owce - prawdopodobnie najg³upsze zwierzêta we wszechœwiecie, mo¿e zwyj¹tkiem kaczek.Lecz nawet ich proste umys³y nie s³ysza³y g³osu, poniewa¿owce nie s³uchaj¹.Ale by³o tam jagniê.Odbieg³o kawa³ek od stada.Om zadba³, by odbieg³o kawa³ekdalej.Za ska³ê.Zboczem w dó³.Prosto w szczelinê.Beczenie jagniêcia sprowadzi³o jego matkê.Szczelina by³a dobrze ukryta, a owca zadowolona, ¿e znalaz³a m³ode.Nie mia³apowodu, ¿eby beczeæ, nawet gdy pasterz szuka³ jej miêdzy ska³ami, wo³a³,przeklina³, a w koñcu prosi³.Pasterz mia³ setkê owiec i dziwnym móg³ siê wydaæfakt, ¿e poœwiêca³ ca³e dnie na poszukiwanie jednej zagubionej.Jednak w³aœniedlatego, ¿e sk³onny by³ poœwiêciæ ca³e dnie na poszukiwanie jednej zagubio­nejowcy, posiada³ ich setkê.G³os, który mia³ staæ siê Omem, czeka³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agafilka.keep.pl
  • top

    twitter facebook rss

    Copyright © ZadurzyÅ‚em siÄ™ w Percym - wyrzuciÅ‚ z siebie Nico. - Taka jest prawda. Taki jest mój wielki sekret. | design from css3templates.co.uk

    Darmowy hosting zapewnia PRV.PL