Wielki Marsz 

do ÂściÂągnięcia; ebook; download; pdf; pobieranie

  • Index
  • r 01.05 (3)
  • 4 (46)

WÄ…tki

  • Index
  • Bulyczow Kiryl Pieriestrojka w Wielkim Guslarz
  • Barker Clive Wielkie sekretne widowisko
  • Barker Clive Wielkie sekretne widowisko(1) i
  • Kochanek Wielkiej NiedŸwiedzicy
  • Conrad Joseph Przygoda
  • r17 07
  • Baldacci, David Deliver Us from Evil
  • Cole, Kresley Immortals after Kuss der Finsternis
  • Byrd Nicole Dama w czerni
  • Tato William Wharton (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aprzybyt.xlx.pl

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Osi¹gnêli konsensus: tamci pochodz¹ z ow³osionejmieszanki kolorowych ras, roj¹cej siê od bastardów.Pearson nagle zapyta³ Garraty'ego:- Mia³eœ kiedy lewatywê?- Lewatywê? - powtórzy³ Garraty.Zastanowi³ siê.- Nie.Chyba nie.- A ktoœ z was, ch³opaki? - spyta³ Pearson.- Tylko mów­cie prawdê.- Ja mia³em - rzek³ Harkness i zachichota³.- Mama da­³a mi raz po Halloween,gdy by³em ma³y.Zjad³em wtedy pra­wie dwukilow¹ torbê cukierków.- Podoba³o ci siê?- Do diab³a, nie! Komu, do diab³a, by siê podoba³o, kie­dy mu wlewaj¹ litrciep³ej wody z mydlinami do.- Mojemu m³odszemu bratu - powiedzia³ ze smutkiem Pearson.- Spyta³em smarka,czy jest mu ¿al, ¿e idê, a on po­wiedzia³, ¿e nie, bo mama obieca³a, ¿e jeœlibêdzie grzeczny i nie bêdzie p³aka³, dostanie lewatywê.On je uwielbia.- To chore! - wykrzykn¹³ Harkness.Pearson wygl¹da³ na przybitego.- Te¿ mi siê tak zdaje.Po d³u¿szej chwili Davidson do³¹czy³ do grupy i opowie­dzia³, jak to kiedyœupi³ siê na jarmarku stanowym w Steuben-ville, wlaz³ do namiotu z nagimitancerkami i dosta³ po ³bie od wielkiej t³ustej burdelmamci, która mia³a nasobie tylko przepaskê na krocze.T³umaczy³ jej (tak twierdzi³), ¿e siê upi³ iwzi¹³ namiot za salon tatua¿u, a rozpalona do bia³oœci burdelmamcia da³a mu siêtrochê popieœciæ tu i ówdzie (tak twierdzi³).T³umaczy³ jej, ¿e chce daæ sobiewytatuowaæ na brzuchu flagê pañstwow¹.Art Baker opowiedzia³ im o konkursie w jego rodzinnych stronach, który polega³na puszczaniu najwiêkszego p³on¹ce­go b¹ka.Jeden taki obroœniêty na ty³kurówniacha, Davey Popham, spali³ sobie nie tylko wszystkie w³osy na ty³ku, ale ina krzy¿u.Smród by³ jak po po¿arze prerii.Harkness œmia³ siê tak bardzo, ¿edosta³ upomnienie.Potem opowieœci potoczy³y siê na wyprzódki.Jedna go­ni³a drug¹, a¿ dobrynastrój prys³ jak bañka mydlana.Ktoœ dosta³ upomnienie, a nied³ugo potem innyBaker (James) za­robi³ czerwon¹ kartkê.Niektórzy rozmawiali o swoichdziew­czynach, konwersacja zaczê³a rwaæ siê i utykaæ.Garraty nie powiedzia³nic o Jan, ale gdy przytoczy³a siê zmêczona godzi­na dziesi¹ta, czarny wór nawêgiel zbryzgany mleczn¹ mg³¹, doszed³ do wniosku, ¿e niczego lepszego ni¿znajomoœæ z Jan w ¿yciu nie zazna³.Przeszli pod krótk¹ wstêg¹ latarni rtêciowych, przez za­mkniête miasteczko ooknach zaœlepionych okiennicami, wszy­scy teraz przyciszeni.Przed jedynymdu¿ym sklepem m³oda para siedzia³a na ³awce przy chodniku, œpi¹c g³owa przyg³o­wie.Miêdzy nimi kiwa³a siê tablica nie do odczytania.Dziew­czyna by³abardzo m³oda - wygl¹da³a na nieca³e czternaœcie lat - a ch³opak nosi³ spran¹sportow¹ koszulê.Rzucali na drogê cieñ, który zawodnicy przestêpowali bezs³owa.Garraty zerk­n¹³ przez ramiê, przekonany, ¿e ³oskot transportera musia³ich obudziæ.Ale spali nadal, nieœwiadomi wydarzenia, które ich minê³o.Zastanawia³ siê, czy dziewczyna dostanie burê od ojca.I czy napis na ichtablicy brzmia³: „Tempo, tempo, Gar­raty, synu stanu Maine".Jakoœ mia³nadziejê, ¿e tak.Jakoœ ta myœl budzi³a w nim obrzydzenie.Zjad³ resztê koncentratu i poczu³ siê trochê lepiej.Teraz nie zosta³o nic,Olson nie bêdzie mia³ o co b³agaæ.Z Olsonem by³o dziwnie.Szeœæ godzinwczeœniej wygl¹da³ na wy­koñczonego, ale nadal szed³ i teraz mia³ zatartewszystkie upomnienia.Garraty uzna³, ¿e cz³owiek potrafi wiele zrobiæ, jeœli odtego zale¿y jego ¿ycie.Przeszli jakieœ osiemdziesi¹t osiem kilometrów.Za bezimiennym miasteczkiem ostatecznie ucich³y roz­mowy.Maszerowali wmilczeniu przez jak¹œ godzinê.Garra­ty znowu poczu³ ch³Ã³d.Zjad³ resztkêciastek mamy, zwin¹³ foliê w kulkê i cisn¹³ w zaroœla na skraju drogi.Niech¿ycie, ten wielki krzak pomidora, daje sobie radê z kolejn¹ mszyc¹.McVries tym razem wyczarowa³ ze swojego plecaczka szczoteczkê do zêbów i zzapa³em szorowa³ na sucho zêby.Wszystko toczy siê dalej, pomyœla³ zezdumieniem i podzi­wem Garraty.Odbije ci siê, mówisz „przepraszam".Machaszludziom, którzy machaj¹ do ciebie, bo tak nakazuje uprzejmoœæ.Nikt siê z nikimza bardzo nie k³Ã³ci (z wyj¹tkiem Barkovitcha), bo tak równie¿ nakazujeuprzejmoœæ.Wszystko toczy siê dalej.A mo¿e nie? Pomyœla³ o McVriesie, który wœród ³kañ na­kaza³ Stebbinsowi siêzamkn¹æ.O Olsonie bior¹cym jego ser­ki z têp¹ pokor¹ zbitego psa.Te obrazyby³y bardzo inten­sywne, mia³y ostro skontrastowane barwy i cienie.O jedenastej wydarzy³o siê kilka rzeczy naraz.Rozesz³a siê wieœæ, ¿e ma³ydrewniany most na trasie zmy³a burza.Je­œli to prawda, Wielki Marsz musia³byzostaæ przerwany.Miê­dzy zawodnikami rozleg³y siê w¹t³e wiwaty, a Olson s³abymg³osem powiedzia³: „Bogu dziêki".W chwilê potem Barkovitch zacz¹³ bluzgaæ na Ranka, który mu przy³o¿y³ - czyliz³ama³ regulamin - i zosta³ za to upomniany.Barkovitch nawet siê niezatrzyma³.Zni¿y³ g³o­wê, zrobi³ unik i wrzeszcza³ dalej:- No, dalej, ty sukinsynu! Cholera, jeszcze zatañczê na twoim grobie! Dalej,przebieraj szybciej nogami! Nie oszczê­dzaj mnie!Rank wyprowadzi³ nastêpny cios.Barkovitch zrêcznie unikn¹³ uderzenia, alepotr¹ci³ i przewróci³ ch³opaka id¹ce­go obok.Obaj dostali upomnienie, a¿o³nierze przygl¹dali siê rozwojowi wydarzeñ uwa¿nie, chocia¿ beznamiêtnie -jakparze mrówek wydzieraj¹cych sobie okruszek chleba, pomy­œla³ z gorycz¹Garraty.Rank zacz¹³ iœæ szybciej, nie patrz¹c na Barkovitcha.Sam Barkovitch wœciek³yza upomnienie (ch³opak, które­go potr¹ci³, to by³ Gribble, ten sam, którywczeœniej chcia³ powiedzieæ majorowi, ¿e jest morderc¹) wy³ pod jego adre­sem:- Twoja matka to bramowa, która li¿e dr¹¿ki, Rank!Na to Rank nagle odwróci³ siê i run¹³ na Barkovitcha.Podnios³y siê okrzyki „Przestañcie!" i „Dajcie se siana!", ale Rank nie zwraca³na to uwagi.Naciera³ na Barkovitcha z pochylon¹ g³ow¹ i rycza³ z wœciek³oœci.Barkovitch zrobi³ krok w bok.Rank polecia³ na miêkkie pobocze, potykaj¹c siê ikrêc¹c piruety, i wyl¹dowa³ na ty³­ku.Dosta³ trzecie upomnienie.- Dalej, barania g³owo! - judzi³ go Barkovitch.- Wsta­waj!Rank faktycznie wsta³.Ale poœlizgn¹³ siê na czymœ i wy­li ³o¿y³ na plecy.By³oszo³omiony, zamroczony.Trzecie wydarzenie oko³o jedenastej to œmieræ Ranka.Karabiny znalaz³y cel,zapad³a chwila ciszy, a wtedy g³os Ba-kera by³ donoœny i wyraŸny:- No, Barkovitch, ju¿ nie jesteœ utrapieniem.Teraz jesteœ morderc¹.Karabiny zahucza³y.Cia³o Ranka wyskoczy³o w powie­trze wyrzucone przezpociski.Potem upad³o nieruchome, z jednym ramieniem na drodze.- To by³a jego wina! - dar³ siê Barkovitch.- Widzieliœcie, pierwszy siêzamachn¹³! Punkt ósmy! Punkt ósmy! Nikt nie powiedzia³ nic.- Pieprzê was! Wszystkich!- Wracaj i potañcz sobie na nim, Barkovitch - rzuci³ McVries.- Zabaw nas.Postêpuj na nim trochê.- Twoja matka to te¿ bramowa, która li¿e dr¹¿ki, skan-cerowana mordo -powiedzia³ ochryple Barkovitch.- Nie mogê siê doczekaæ, kiedy zobaczê twój mózg roz­walony na asfalcie -odpar³ mu bez emocji McVries.Rêk¹ potar³ bliznê i tar³ j¹, tar³, tar³.- Bêdêg³oœno wiwatowaæ, ty skurwysynu.Barkovitch mrucza³ coœ jeszcze pod nosem.Pozostali uni­kali jego towarzystwa,jakby by³ zad¿umiony, i maszerowa³ samotnie.Jedenasta dziesiêæ.Nadal nie napotkali rzeki, do której most mia³ siê zawaliæ.Garraty zacz¹³ myœleæ, ¿e wieœæ tym razem rozminê³a siê z prawd¹, lecz pokonalima³y wzgórek i ujrzeli w krêgu œwiat³a krz¹taj¹c¹ siê grupkê ludzi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agafilka.keep.pl
  • top

    twitter facebook rss

    Copyright © ZadurzyÅ‚em siÄ™ w Percym - wyrzuciÅ‚ z siebie Nico. - Taka jest prawda. Taki jest mój wielki sekret. | design from css3templates.co.uk

    Darmowy hosting zapewnia PRV.PL