[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz przysz³a kolej na pakowaczy czekaj¹cych przy prasach na kolejne wydaniegazety.- A wy dok³adnie przeszukajcie teren i zniszczcie ka¿dy egzemplarz pierwszegowydania, jaki wpadnie wam w rêce.Natychmiast przyst¹pili do pracy, z zapa³em dr¹c na strzêpy ka¿dy zadrukowanykawa³ek papieru.Czterdzieœci minut póŸniej do gabinetu Schultza dostarczono szczotkê drugiegowydania.Dick uwa¿nie przeczyta³ notatkê swego autorstwa, w której donosi³ omaj¹cej siê wkrótce rozpocz¹æ wizycie ksiêcia Gloucester.- W porz¹dku - stwierdzi³.- Mo¿ecie uruchomiæ maszyny.Arno Schultz, który zjawi³ siê niemal godzinê póŸniej, ze zdumieniem ujrza³kapitana Armstronga, z podwiniêtymi rêkawami pomagaj¹cego ³adowaæ do furgonetekpaczki ze œwie¿o wydrukowanym drugim wydaniem.Na widok redaktora naczelnegoArmstrong bez s³owa wskaza³ palcem drzwi gabinetu.Dopiero kiedy obaj znaleŸlisiê w pokoju, zda³ Schultzowi relacjê z niedawnych wydarzeñ.- Uda³o siê odzyskaæ i zniszczyæ wiêkszoœæ pierwszego wydania, ale zosta³ooko³o dwudziestu tysiêcy egzemplarzy, które dotar³y do sektorów amerykañskiegoi rosyjskiego.Nie ma najmniejszych szans, ¿eby je stamt¹d wyci¹gn¹æ.- Ca³e szczêœcie, ¿e przejrza³ pan gazetê, jak tylko pierwsze egzemplarzetrafi³y do sprzeda¿y.Cholera, gdybym wróci³ parê godzin wczeœniej.- To nie twoja wina, Arno - pocieszy³ go Dick.- Natomiast jeœli chodzi otwojego zastêpcê, to znacznie przekroczy³ swoje uprawnienia, zatwierdzaj¹c dodruku materia³ bez uprzedniego sprawdzenia jego autentycznoœci.- Dziwne.Nigdy nie by³o z nim ¿adnych problemów.- Sam rozumiesz, ¿e nie mia³em innego wyjœcia, jak tylko z miejsca wyrzuciæ goz pracy.- Tak, oczywiœcie - przyzna³ Schultz, ocieraj¹c pot z czo³a.- Bez w¹tpienia.Bojê siê jednak, ¿e szkody s¹ nieodwracalne.- Jak to? - uda³ zdziwienie Armstrong.- Przecie¿ uda³o nam siê odzyskaæ prawieca³y nak³ad!- Oczywiœcie.Zrobi³ pan wszystko, co w ludzkiej mocy, ale jak tylko wpad³em dodomu, ¿eby siê przebraæ, zadzwoni³ Julius z wiadomoœci¹, ¿e od godziny nic nierobi tylko siedzi przy telefonie.Zadrêczaj¹ go g³Ã³wnie przestraszenidetaliœci.Obieca³em mu, ¿e natychmiast sprawdzê, o co w tym wszystkim chodzi.- Mo¿esz powiedzieæ swemu przyjacielowi, ¿e rano osobiœcie przeprowadzêdok³adne œledztwo - zapewni³ go Armstrong.- Opuœci³ rêkawy koszuli i w³o¿y³marynarkê.- W³aœnie nadzorowa³em za³adunek drugiego wydania.Mo¿e móg³byœ mniezast¹piæ? Sam rozumiesz, moja ¿ona.- Tak, oczywiœcie.Wychodz¹c z budynku, Armstrong wci¹¿ s³ysza³ s³owa Arno Schultza: „Zrobi³ panwszystko, co w ludzkiej mocy."On te¿ tak uwa¿a³.Wcale siê nie zdziwi³, kiedy wczesnym rankiem zadzwoni³ do niego Julius Hahn.- Ogromnie mi przykro z powodu tej notatki - powiedzia³ Armstrong, uprzedzaj¹cstarego potentata.- To nie pañska wina - odpar³ Hahn.- Arno opowiedzia³ mi, co by siê sta³o,gdyby nie pañska b³yskawiczna interwencja.Niestety, czujê siê zmuszony prosiæpana o jeszcze jedn¹ przys³ugê.- Zrobiê, co bêdê móg³, Julius.- Bêdê panu nadzwyczaj zobowi¹zany.Czy znalaz³by pan trochê czasu, ¿ebyprzyjechaæ do mnie i porozmawiaæ?- Oczywiœcie.Mo¿e byæ w przysz³ym tygodniu? - zapyta³ Armstrong, od niechceniaprzewracaj¹c strony w kalendarzu.- Obawiam siê, ¿e sprawa nie mo¿e czekaæ tak d³ugo.Gdyby dysponowa³ pan czasemjeszcze dzisiaj.- Hmm.Szczerze mówi¹c, nie bardzo mi to na rêkê - mrukn¹³ Dick, wpatruj¹csiê w zupe³nie pust¹ stronê.- Chyba ¿eby po po³udniu, oko³o pi¹tej.Mam coœ doza³atwienia w sektorze amerykañskim, wiêc myœlê, ¿e uda³oby mi siê wpaœæ dociebie na jakieœ piêtnaœcie minut.- Bêdê panu ogromnie zobowi¹zany, kapitanie.Armstrong od³o¿y³ s³uchawkê, po czym wyj¹³ z szuflady kontrakt i jeszcze razprzeczyta³ go uwa¿nie, aby upewniæ siê, ¿e nie ma w nim ¿adnych luk aninieœcis³oœci.Zajê³o mu to prawie godzinê.Przerwano mu tylko raz, kiedyzadzwoni³ pu³kownik Oakshott z gratulacjami za artyku³ do- tycz¹cy zbli¿aj¹cejsiê wizyty ksiêcia Gloucester.- Pierwsza klasa, Armstrong — stwierdzi³ pu³kownik.- Pierwsza klasa!Po d³ugim lunchu w sto³Ã³wce oficerskiej zaj¹³ siê nadrabianiem zaleg³oœci wkorespondencji.Niektóre listy le¿a³y na jego biurku ju¿ od tygodnia z gór¹.Owpó³ do pi¹tej wsiad³ do jeepa i kaza³ Bensonowi jechaæ do sektoraamerykañskiego; kilka minut po pi¹tej ³azik zatrzyma³ siê przed redakcj¹„Berlinera".Zdenerwowany Hahn czeka³ ju¿ na niego przed wejœciem.- Jeszcze raz muszê ciê gor¹co przeprosiæ za tê aferê - powiedzia³ Dick, kiedyznaleŸli siê w gabinecie wydawcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL