[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Walnięta, ale zabawa.Ja się nie bawię.Wydaje ci się, że naprawdę będziesz trzymać gębę na kłódkę, lecz to kłamstwo.I nie okłamujesz mnie, tylko siebie.Więc odpowiadam krótko: nie.- Uniósł ręce.- Jezu, gdyby chodziło ci o kurwy, dałbym ci dwie za darmo, za samo to przedstawienie, któreś tu wczoraj odstawił.Ale o tym, czego chciałeś, nie ma mowy.- Dobrze - powiedział.Żołądek bolał go bardziej niż do tej pory.Groził wymiotami.- Nie mam tu podsłuchu - dodał Magliore - i dobrze o tym wiem.Co więcej, zdaję sobie sprawę także, że ty też jesteś czysty, choć Bóg jeden wie, że długo taki nie zostaniesz, jeśli dalej będziesz się tak zachowywać.Ale coś ci powiem.Jakieś dwa lata temu przyszedł do mnie jeden czarny i oznajmił, że chce dynamit.Nie planował takiego nieszkodliwego zamachu jak ta twoja droga.Chciał wysadzić cały, kurwa, sąd federalny.Nie mów nic więcej, pomyślał, zaraz się porzygam.Czuł w żołądku pełno piórek i wszystkie go łaskotały.- Sprzedałem mu jakieś gówno.Trochę tego, trochę owego.Dobiliśmy targu.On pogadał ze swoimi, ja ze swoimi.Pieniądze zmieniły właściciela.Mnóstwo pieniędzy.Tamto gówno też zmieniło właściciela.Dzięki Bogu ten gość i dwaj jego kolesie wpadli, zanim zdążyli zrobić komuś krzywdę.Ale ja ani na chwilę nie pomyślałem, że gość wyśpiewa wszystko glinom, prokuratorowi czy federalnym biurwom.Wiesz czemu? Bo to była cała paczka świrów, czarnych świrów, tacy są najgorsi, a paczka świrów to zupełnie inna para kaloszy.Jeden świrus, jak ty, to nic dobrego.Śpiewa jak kanarek.Ale kiedy zejdzie się ich trzydziestu i trzej wpadną, ci trzej zamykają gęby na kłódkę i boją się odetchnąć.- Dobrze - powtórzył.Oczy zrobiły mu się zapuchnięte i rozpalone.- Słuchaj - dodał Magliore trochę spokojniej.- Za trzy tysiące i tak nic byś nie zwojował.To jak czarny rynek, wiesz? Za to, czego chcesz, musiałbyś zapłacić trzy lub cztery razy więcej.Nie odpowiedział.Nie mógł odejść, dopóki Magliore go nie odprawił.To było jak koszmar, tyle że działo się na jawie.Musiał sobie ciągle powtarzać, że nie może zrobić nic głupiego w obecności Magliore-go, jakby usiłował się ocucić.- Dawes.? - Co?- Z tego i tak by nic nie wyszło.Nie wiesz? Możesz wysadzić w powietrze człowieka, górę albo arcydzieło, jak ten szalony gówniarz, który podniósł młotek na Pietę, oby mu usechł fajfus.Ale nie możesz zburzyć budynku, drogi czy czegoś w tym rodzaju.To coś, czego te walnięte czarnuchy nie potrafią pojąć.Jeśli wysadzisz w powietrze sąd federalny, rząd zbuduje na jego miejsce dwa takie same - jeden na miejscu tego zburzonego i drugi po to, żeby sądzić w nim każdego czarnucha, którego wykopali z pierwszego.Jeśli zaczniesz zabijać gliny, na miejsce każdego zabitego najmą sześciu nowych - i każdy z nich będzie myślał tylko o tym, jak by tu wykończyć jak najwięcej czarnych.Ty też nie możesz wygrać.Biały czy czarny, jeśli staniesz tym ludziom na drodze, wdepczą cię w ziemię razem z domem i posadą.- Muszę już iść - usłyszał własny ochrypły głos.- Aha, nie wyglądasz za dobrze.Musisz to z siebie wyrzucić.Mogę ci sprowadzić starą kurwę, jeśli tego ci potrzeba.Starą i głupią.Możesz ją stłuc na kwaśne jabłko.Pozbądź się tej trucizny.Jestem trochę do ciebie podobny i.Uciekł.Uciekł na oślep, przez drzwi i poczekalnię prosto w śnieg.Stanął, dygocząc, łapczywie łykając wielkie mroźne hausty powietrza.Nagle wydało mu się pewne, że Magliore za nim wyjdzie, złapie za kołnierz, zaciągnie do gabinetu i będzie gadać do końca świata.Kiedy Archanioł Gabriel odtrąbi Apokalipsę, Jednooki Sally nadal będzie cierpliwie omawiał niezniszczalność wszelkich systemów i namawiał go na starą kurwę.Kiedy dotarł do domu, napadało już z piętnaście centymetrów śniegu.Pługi przejechały inną trasą, więc w drodze do własnego podjazdu musiał przepchnąć LTD przez skamieniałą grudę.LTD nie robiło trudności.Dobry, ciężki samochód.W domu panowały ciemności.Kiedy otworzył drzwi i wszedł, otrząsnąwszy buty ze śniegu, przekonał się, że panuje tu także cisza.Marv Griffin nie gawędził z gwiazdami.- Mary? - zawołał.Nie doczekał się odpowiedzi.- Mary? Prawie uwierzył, że wyszła, ale usłyszał płacz w salonie.Zdjął płaszcz i powiesił go w szafie.Na podłodze pod wieszakami stało małe pudełko.Puste.Mary stawiała je tu każdej zimy - na kapiące krople wody.Czasami zadawał sobie pytanie: kogo obchodzą krople wody w szafie? Teraz objawiła mu się odpowiedź, doskonała w swej prostocie.Obchodziły Mary.Właśnie ją.Poszedł do salonu.Mary siedziała na kanapie przed wyłączonym ze-nithem.Płakała.Nie korzystała z chusteczki, ręce miała opuszczone bezwładnie.Zawsze płakała na osobności, uciekała do sypialni na górze, a jeśli płacz ją zaskoczył, kryła twarz w rękach lub chustce.Teraz jej twarz wydawała się naga, nieprzyzwoicie obnażona, jak twarz ofiary katastrofy lotniczej.Serce ścisnęło mu się na jej widok.- Mary - odezwał się miękko.Płakała dalej, nie patrząc na niego.Usiadł obok niej.- Mary - powtórzył.- Nie jest tak źle.Na pewno.- Ale nie był tego pewien.- To koniec wszystkiego - powiedziała; płacz rwał jej słowa na strzępy.Dziwne, ale uroda, której nigdy naprawdę nie osiągnęła ani naprawdę nie straciła, teraz rozświetliła jej twarz.W chwili ostatecznej katastrofy Mary stała się piękna.- Kto ci powiedział?- Wszyscy! - krzyknęła.Ciągle na niego nie patrzyła, ale jedna jej dłoń uniosła się i zrobiła konwulsyjny, gwałtowny ruch w powietrzu, zanim znów opadła na nogawkę spodni.- Zadzwonił Tom Granger.Potem żona Rona Stone’a.I Vincent Mason.Wszyscy chcieli wiedzieć, co się z tobą dzieje.A ja o niczym nie miałam pojęcia! Nie miałam pojęcia, że coś jest nie tak!- Mary.- Usiłował ująć jej dłoń.Cofnęła ją, jakby bała się zarazić.- Chcesz mnie ukarać? - spytała i wreszcie na niego spojrzała.- O to ci chodzi? Chcesz mnie ukarać?- Nie! - zaprotestował z mocą.- Och, Mary, nie! - Miał ochotę się rozpłakać, ale to nie byłoby dobre.To nie byłoby dobre.- Bo dałam ci martwe dziecko, a potem dziecko z wbudowanym mechanizmem autozniszczenia? Uważasz, że zamordowałam twojego syna? Czy to dlatego?- Mary, to był nasz syn.- Był twój!!! - krzyknęła.- Przestań, przestań.- Usiłował ją objąć; wyszarpnęła się.- Nie waż się mnie dotknąć!Spojrzeli na siebie zdumieni, jakby po raz pierwszy odkryli, że jest w nich o wiele więcej, niż mogli się spodziewać - rozległe białe plamy na mapie ich wewnętrznych krajobrazów.- Mary, musiałem to zrobić.Błagam cię, uwierz.- Ale to mogło być kłamstwo.Mimo to brnął dalej.- Jeśli to miało coś wspólnego z Char-liem, no, to.miało.Zrobiłem rzeczy, których nie rozumiem.W październiku.wziąłem pieniądze z polisy ubezpieczeniowej.To była pierwsza z tych rzeczy, pierwsza prawdziwa rzecz, ale w mojej głowie zaczęło się coś dziać na długo przedtem.Tylko że łatwiej jest coś zrobić, niż o tym mówić.Rozumiesz? Możesz spróbować mnie zrozumieć?- Co się ze mną stanie? Nie umiem niczego, potrafię tylko być twoją żoną.Co się ze mną stanie?- Nie wiem.- To tak, jakbyś mnie zgwałcił - powiedziała i znowu zaczęła płakać.- Proszę cię, nie rób tego więcej.Nawet.nie próbuj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL