[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rankami sam Kazik pilnował, żeby mała piła mleko prosto od krowy, ciepłe i pieniste.W juryskiej rodzinie zaszły duże zmiany.Umarł Adam.Wierna mu do końca ogrodniczka wyjechała, Kostuś wziął za żonę zwykłą, ale podszywającą się pod szlachectwo chłopkę, Bogdan ożenił się z rudą nauczycielką, która już zaczynała pokazywać rogi i mieć wszystkich w pogardzie.Przekonanie co do rudych i Galileuszy spełniło się co do joty.Nauczycielka otoczyła się swoją sprowadzoną z Galicji rodziną i wieści z Zalesia dochodziły coraz bardziej niepokojące.Chude i rudawe siostry Galileuszki wraz z teściową całkowicie opanowały Bogdana, tak że ganiał jak fryga, żeby zadowolić ich zachcianki i, jak to określały siostry, stał się służącą do wszystkiego.W Juryszkach więdła w staropanieństwie Janeczka i choć co jakiś czas zjeżdżali tu jacyś młodzi ludzie z Wilna, to niestety zakochiwali się w pannach z okolicznych dworów.Janeczka prowadziła pasiekę i polowała na zające, ale wyglądało na to, że mimo energii i dzielności nie doczeka się poważnego adoratora.Zmieszkającej nie opadał, w Zaosiu Józi też nie było wielkiego pożytku, bo choć gnębiona przez męża, brała zwykle jego stronę i rzadko bywała w rodzinnych Juryszkach.A tutaj na każdym kroku było widoczne, że folwark chyli się ku upadkowi.Jeszcze wszystko starała się trzymać słabnącą ręką Maria, ale jej rozkazy brzmiały coraz ciszej i nikt nie brał ich sobie do serca.Okazało się, że młoda żona Bronisia, Wandzia, nie ma zielonego pojęcia o gospodarce, a jej jedynym pragnieniem jest rodzenie dzieci.Już dwoje ich spoczywało na juryskich mogiłkach, ścięte w niemowlęctwie przez biegunki.Uchowało się jakoś trzecie dziecko, syn Janek.Ten przeżył szczęśliwie pojenie trzymanym przez cały dzień w pieczurce mlekiem, które od długiego parzenia nabierało brunatnej barwy.Tylko jemu jednemu udało się przetrzymać brudne smoczki, dawany do cmokania ugnieciony chleb z cukrem i temu podobne praktyki.Janek poradził sobie jakoś z wyniszczającym odwodnieniem i bólami brzuszka.Rósł i mężniał.2 3 6Maryśce opowiadano straszne rzeczy o lenistwie i głupocie Wandzi, ale ta brała jej stronę przed siostrami.- A cóż ona winna?- wołała, zagłuszając w sobie głos sumienia, bo to ona w końcu wyswatała Bronisia.- Dlaczego wy, takie mądre, nie pomogłyście jej, trzeba było ją nauczyć, jak się karmi dzieci.Ona młoda, niedoświadczona.To tylko wasza wina! Wasza i niczyja więcej! -dopiekała do żywego siostrom.Broniś na to wszystko naciskał czapkę na uszy i szedł do Kaśki na bliny, co było dla Wandzi nieustającym cierpieniem, bo najadłszy się tam, pochrapywał w domu znużony i nic a nic nie reagował na jej prośby i przymilania, że przydałby się Jankowi braciszek albo siostrzyczka.- Pozbieraj te, co pomarnowałaś -dogadywał odwracając się do niej plecami.Wandzia na swój sposób starała się przypodobać mężowi, ale na nic zdało się malowanie burakiem policzków, na nic rozplatanie długich ciemnych warkoczy.Broniś miał ją za nic.- To też wasza wina! - krzyczała Maryśka - wmówiliście jej, że jest niedorozwinięta, i ona w to uwierzyła.Wandzia przylgnęła teraz do Maryśki i tylko jej jednej z rodziny zwierzała się ze swoich zmartwień i pragnień.A tych miała niewiele: żeby Broniś jej nie zdradzał i żeby mieć jak najwięcej dzieci.Radziła się też w tych sprawach wszystkich parobkowskich bab, a potem zaczęła jeździć po okolicznych znachorach i lekarzach i stosować się do dziwacznych nieraz zaleceń.Baby, jak to baby, radziły:- A pani, mileńka, trzeba, żeb pan Broniś zazdrowal, jak chłop zazdruje, to i ochota się u niego najdzie.Wandzia wzięła to do serca i wychodziły z tego rzeczy gorszące.Za oborą rosły zwykle wysokie konopie.Z nich to wyskoczył kiedyś pod wieczór parobek Antośka, a za nim wyszła Wandzia, przystrojona w niedzielną sukienkę, którą nosiło się tylko do kościoła.Wszystko to rozegrało się na oczach pilnującego wieczorego udoju Bronisia.Wandzia podeszła do niego z potarganymi włosami, krzywym buraczanym rumieńcem na twarzy, a Antośka pognał w kierunku czworaków, aż się kurzyło.- Gdzie była?! - huknął Broniś.- Badzia się, czort wie gdzie, a tu mleko trzeba nieść do centryfugi!Wandzia uśmiechnęła się zalotnie i podrapała po łydce.237- W konopiach my byli z Antośka - wyznała - robili, co chcieli.- Tfuu! - splunął na bok Broniś - tfuu! Trzeba Antośce worek żyta dać i jeszcze czego dołożyć za takie męczarnie.Musi dobrze mu dogodziła, bo poleciał jak podsmalony! - rechotał.Tego już trudno było spokojnie słuchać i Wandzia płacząc rzewnie uciekła do domu.I tak niefortunna próba wywołania w mężu zazdrości spełzła na niczym.Trzeba było stosować inne podniety, a były, na szczęście, różnego rodzaju: a to dodawanie do jedzenia kropli krwi miesiączkowej, a to ugniatanie z czymś tam chleba.Śmiały się z tego same radzące jej te sposoby baby i powoli wszyscy dowiedzieli się, że z młodą panią coś nie tak.- Jezus Maria - narzekała Maria - co to za stołbun! Niczego jej nie nauczysz, głowa jak sito, wszystko przez nią przeleci.Onegdaj poszła siać jarzynki, ja pytam: „A co ty na tej grządce przy płocie posiałaś, Wandzia?" A ta mówi: „Ja tam wiem, coś drobnego".Niedorozwój, co tu dużo gadać.- Tak, tak, wmawiajcie jej to, wmawiajcie! Już jednej tu wmówili - broniła jej Maryśka - i żebym nie wyszła za Kazika, to nigdy bym nie wiedziała co jestem warta.U was wszyscy durnie!- Marysiu, Marysiu, ty mnie jedna rozumiesz - sepleniła Wandzia.- Jak myślisz, czy wieczorem Broniś położy się przy mnie? Bo Szumiatowa gadała, że to dobry czas, księżyc w nowiu, nad mogiłkami jak sierp wisi.- Ładnie mówisz - spojrzała na nią Maryśka - „wiszący sierp".Pluń ty na Bronisia! Daj sobie spokój - poradziła.- Jak: daj spokój? - obruszyła się Wandzia.- To mój mąż!W kościele my ślubowali.Tak chce się - zajęczała - tak chce się jeszcze dzieci mieć, że prosto nie do wytrzymania.Z czasem młoda pani przybladła, coś tam ją cisnęło w dołku, tak że zawsze można ją było widzieć, jak trze to bolące miejsce o róg stołu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL