[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z i e m o w i tsam; biegnie za nimDziadku!.Nie s³yszy.tylko echa Tej sali s³owa me oddŸwiêk³y.Zdasiê,jakby te mury jêk³y: „ O, biada temu, co ma pecha! ”Zegar wydzwania godzinê dwunast¹.Œwiat³a elektryczne œciemniaj¹ siê.Strasznie tu.dziwnie.Z wichru szumem Wielkie drzwi z trzaskiem siêrozwar³y.Przebóg! Do sali wchodz¹ t³umem Postacie rzeszy dawno zmar³ej.Wz³ocistychpasach, karabelach, Szyszakach, deliach purpurowych, A ka¿dy trzyma w swychpiszczelachDwie talie kart – – zupe³nie nowych.O! przodków korowodzie œwiêty!.Obsiedli z wolna wszystkie sto³y.Tasuj¹ karty.Bankzaczêty–patrzy przez chwilê z zapartym oddechemA wnuk wasz patrzy na to – – go³y! ! ! – – Poznajê ciebie, , wojewodo, I waspoznajê,kasztelany: Ka¿dy z was swoj¹ siw¹ brod¹ Te same tu wyciera³ œciany.Iluwastylko by³o, ilu.I ty, Bodzanto, ty, biskupie, Nierazeœ zje¿d¿a³ tu wcywilu,Nie rób min œwiêtych, stary trupie! Pamiêta ciebie ten gmach stary I twojes³awne,d³ugie passy; Za wywiezione st¹d talary Wszak¿eœ zakupi³ D³ugolasy! W snachmoichnieraz ciê widzia³em: Ubrany w alby, kom¿e, stu³y, Jak z³oto zgarniaszpastora³em,Jak je ³adujesz do infu³y! Wejrz dziœ na wnuka swego dolê, Odwróæ ode mnie rêkêczarta,W zaklêtym niech nie b³¹dzê kole,216 Niech siê odmieni wreszcie karta!Przyklêka, biskup b³ogos³awi go pastora³em, wskutek czego Z i e m o w i twybiegaczym prêdzej szukaæ pieniêdzy.Tymczasem, P a n T h i e d e, zaniepokojonyszalonymszczêœciem, jakie stale towarzyszy sêdziwemu H r a b i e m u N a p o l e o n owi, poczyna siê obawiaæ, i¿ w ten sposób ca³a ziemia mo¿e powróciæ w polskierêce.Postanawia zatem imieniem komisji kolonizacyjnej wykupiæ ca³e Monte Carlo, abysiêpozbyæ starego, a równoczeœnie dosiêgn¹æ szlachtê polsk¹ w jej ostatniej ostoi.P a n T h i e d eWchodziVerflucht, znów wygra³ alter szlachcitz; Odegra³by, wenn' s weiter geht, GanzesPosnanckie– na, , doch macht nichts; Czas skoñczyæ to, sonst wird' s zu spät.Also,ostatnies³owo: p³acê Hundert Millionen, letztes Wort.Mein werden wszystkie te pa³ace,Potemszlachcitzen za drzwi, fort! Kann Dramen schreiben polska szelma, Nicht grosserztego bêdzie zysk! Wy macie Ridla – my Wilhelma::z bezprzyk³adn¹ arogancj¹Na – welcher hat ein lepszy pysk? ? ! Was hat erobert Friedrich Wielki, NieoddaNiemiec ani cal – A z wasze polnische jaselki To ja sze bardzo grubo szmial!Wchodzi A g e n t k o l o n i z a c j i.T h i e d e Nun, was ist' s?A g e n t Heute, u rejenta Akt podpisany.217 T h i e d eEndlich, gut! S³u¿ba! Hinaus jetzt ta przeklêta Polakenbande! ( do A g e n t a)Sie, mein Hut!K³adzie na g³owê kapelusz.Wpada Z i e m o w i t z plikiem banknotów w rêce;Z i e m o w i t Pieni¹dze zes³a³ szczêœliwy traf! Wspieraj, biskupie! Jetztfrischans Werk! Dr¿yj, Monte Carlo!T h i e d ezastêpuj¹c mu drogê, z ur¹ganiemWie? Panje Graf? Nix Monte Carlo, hier ist K a r l s b e r g!Na znak T h i e d e g o s³u¿ba wyrzuca Z i e m o w i t a za drzwi – zas³onaspada.Pisane w r.1906218Z tryumfalnych dni œp.„ polskiego kabaretu ”Niedawne to czasy, kiedy podnios³a idea „ kabaretu polskiego ” przeci¹ga³a wtryumfalnympochodzie przez miasta, miasteczka, niemal przez ciche wioski.Nielicznezamkniêtewieczory krakowskiej „ Jamy Michalikowej ” sta³y siê mimo woli pocz¹tkowymogniskiemistnej epidemii.Od „ kabaretów ” arystokratycznych w najwykwintniejszychsalonacha¿ do „ kabaretu artystycznego ” w stowarzyszeniu robotniczym „ Spójnia ” wPodgórzukabaretowa³o wszystko.Rozpleni³y siê po naszej ziemi, jak grzyby po deszczu,przeró¿ne,mniej lub wiêcej weso³e Jamy, Budy, Jaskinie, Ule, Pasieki, Obory etc.Niektóreztych przybytków, rozrzuconych po rozmaitych naszych stolicach, mia³emsposobnoœæpoznaæ.Muszê siê pochwaliæ, ¿e przyjmowano mnie wszêdzie bardzo ¿yczliwie igodnie,przy dŸwiêkach tuszów i „ potrójnych kabaretowych ” , z kwiatami iprzemówieniami,w których nadawano mi godnoœæ niemal ojca ojczyzny, co ( przyznajê siê do tejs³aboœci)sprawia³o mi wielk¹ przyjemnoœæ.Przez wdziêcznoœæ pilnie wch³ania³em w siebieto,co widzia³em i s³ysza³em, i za powrotem do domu utrwala³em na piœmie doznanewra¿enia.Poniewa¿ z natury s³abo jestem obdarzony pamiêci¹, nieraz w notatkach moichzdarza³omi siê luki w rekonstrukcji tekstu wype³niaæ moim w³asnym, przy czym stara³emsiêjednak o œcis³e zachowanie charakteru utworów.Pozwolê sobie tutaj, w bardzozwiêz³ychramach, podzieliæ siê mymi spostrze¿eniami.Jak wiadomo, g³Ã³wnym filaremtakiegoprzybytku poœwiêconego chronicznej weso³oœci o sta³ej godzinie jest tzw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL