[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponad 100-tysięczne miasto, czyste, piękne, ludne, bez jakichkolwiek zniszczeń wojennych.Wspaniałe, dymiące kominy licznych kopalń węgla kamiennego, koksowni, huty szkła, wytwórni porcelany i tuzina innych fabryk.Normalnie kursujące tramwaje, wszystkie budynki ogrzewane, mnóstwo sklepów, zakładów rzemieślniczych, restauracji.Zakwaterowaliśmy tymczasowo w hoteliku miejskim.W przeciwieństwie do Wrocławia, w mieście było dużo wojskowych radzieckich.Sprawowali oni bezpośredni nadzór nad kopalniami, elektrowniami, hutą szkła i innymi większymi zakładami przemysłowymi, w których pracowały dotychczasowe załogi niemieckie.Polaków było bardzo mało, zaś ludności niemieckiej znacznie więcej, niż miasto liczyło przed wojną, a to na skutek przebywania w tym rejonie ludności ewakuowanej z bombardowanych miast, w tym głównie z Wrocławia.Właśnie nasilała się wielka akcja przesiedleńcza 3,5 miliona Niemców do radzieckiej i brytyjskiej stref okupacyjnych, zgodnie z Umową Poczdamską z 2 VIII 1945 r.Dopiero w trakcie tej akcji dokonała się stopniowa wymiana ludności niemieckiej na polską.Równolegle tworzone były polskie dyrekcje wszelkich zakładów przemysłowych i komunalnych, jakie przejmowane były następnie sukcesywnie, w pełnym ruchu, z rąk rosyjskich zarządów wojskowych.Najdłużej, bo bodaj przez trzy lata, Rosjanie utrzymywali swe kierownictwo nad kopalniami węgla.Wydobyty węgiel, a także częściowo produkcja innych zakładów przemysłowych, przez nich zarządzanych w Wałbrzychu, zaliczane były w poczet niemieckich reperacji wojennych dla ZSRR.Podobnie pojechały na wschód elektrowozy ze zniszczonej zelektryfikowanej magistrali kolejowej Wrocław - Jelenia Góra.Po 2-3 dniach od rozpoczęcia nauki zamieszkaliśmy w trójkę w dwóch pokoikach, wynajętych w mieszkaniu niemieckiej rodziny.Było taniej niż w hotelu oraz bliżej naszej szkoły.Za to dochodziło do ostrych kłótni pomiędzy Tadkiem, który zresztą tę naszą kwaterę zorganizował, a bodaj synem właściciela mieszkania.Niemiec negował prawa Polski do Wałbrzycha i wygrażał, że Niemcy jeszcze wrócą.Nie było to sympatyczne i bezpieczne.Podejrzewaliśmy nawet, iż może on być członkiem Werwolfu - tajnej organizacji niemieckiej, prowadzącej w tym czasie działalność sabotażową i dywersyjną na polskich Ziemiach Zachodnich.Nie pamiętam już, w jaki sposób udało nam się wówczas zwiedzić kilka obiektów przemysłowych w większej zorganizowanej grupie.W szczególności zwiedziliśmy jedną z kopalń węgla kamiennego i hutę szkła.W kopalni zjechaliśmy windą, w kaskach na głowach, na poziom wydobywczy i odbyliśmy krótką wędrówkę po kopalnianym chodniku.W hucie szkła podziwialiśmy ogromne hale i wielkie urządzenia do odlewania szyb.Wkrótce o nasze zakwaterowanie zadbała dyrekcja Liceum.Utworzony został pierwszy polski internat szkolny w mieście, na który przeznaczono trzypiętrowy budynek mieszkalny u zbiegu dwóch śródmiejskich ulic, liczący bodaj 12 mieszkań wielopokojowych.Zamieszkaliśmy w tym budynku w trójkę, czwartą osobą był stróż na parterze.Po wysiedlonych rodzinach niemieckich pozostało bardzo dużo mebli, wszelkich sprzętów, wyposażenia, naczyń, pościel itp.Mieliśmy to wszystko do naszej dyspozycji, ale spaliśmy i mieszkaliśmy praktycznie tylko w jednym większym mieszkaniu na pierwszym piętrze.Natomiast uczyliśmy się w trzech różnych mieszkaniach, aby sobie wzajemnie nie przeszkadzać przy głośnym powtarzaniu lekcji.Budynek miał centralne ogrzewanie i, mimo zewnętrznych mrozów, w pokojach było cieplutko.Internat dla nas był bezpłatny, zaś niewiele płaciliśmy za obiady w stołówce nauczycielskiej, do której uczęszczaliśmy.W sumie mieliśmy warunki do nauki wprost fantastyczne.W klasie było wraz z nami 15 uczniów.Trzymaliśmy się odrębnie od pozostałej dwunastki.Oni, bywało, opuszczali lekcje, mieli bowiem swoje rodzinne problemy i kłopoty.My nie mieliśmy żadnych problemów i nie opuściliśmy ani godziny.Poza nauką nic dla nas nie istniało.Nic więc dziwnego, że zdaliśmy te wstępne, kontrolne egzaminy, szybko uzupełniliśmy zaległości, a pod koniec kursu zaczęliśmy się prezentować jako najlepsi w klasie.Polegało to także na pewnej manipulacji, jaką konsekwentnie realizowaliśmy.Obaj moi koledzy byli Poznaniakami i mówili świetnie po niemiecku, ja raczej słabo.To też na lekcjach języka niemieckiego oni siadali z przodu, ja za nimi.Profesorowie mieli zwyczaj przepytywać oddzielnie naszą trójkę i pytali nas oczywiście kolejno.Po płynnej wypowiedzi Tadka, Bronek odpowiadał znacznie krócej, zaś mnie pani profesor przerywała już po dwóch zdaniach.No i wszyscy dostawaliśmy ocenę bardzo dobrą.Na lekcjach matematyki ja siadałem pierwszy, zgłaszałem się ochoczo do odpowiedzi i do tablicy.Drugim był Bronek, a trzecim Tadek, który z matematyką miewał kłopoty.Na lekcjach języka polskiego natomiast zawsze pierwszy siadał Bronek, który się pięknie wysławiał, został zresztą później posłem na Sejm.I tak na wszystkich lekcjach.Mieliśmy świetnych profesorów, przeważali mężczyźni.Wykazywali duże zaangażowanie w nauczaniu.Zapewne grał tu pewną rolę czynnik patriotyzmu.Polskie Państwowe Liceum im.Bolesława Limanowskiego w Wałbrzychu stanowiło wtedy liczącą się wysepkę polskości w morzu niemczyzny.Z drugiej strony sporym ułatwieniem dla uczących było to, że klasa liczyła tylko 15 uczniów, co umożliwiało bezpośredni kontakt nauczyciela z wszystkimi uczniami na każdej prawie lekcji.O zaangażowaniu profesorów może świadczyć fakt, że w czasie choroby biolożki, proszeni byliśmy do niej do domu, gdzie w pokoju, w którym leżała, odbywały się normalne lekcje.Wreszcie po 2,5 miesiącach tej szaleńczej nauki po kilkanaście godzin dziennie, przystąpiliśmy w trójkę do eksternistycznych egzaminów maturalnych.W jednym dniu napisaliśmy zadania maturalne z czterech przedmiotów, zaś w drugim, od wczesnego rana, zdawaliśmy ustne egzaminy z 10 przedmiotów.Oczywiście do egzaminów pisemnych mieliśmy przygotowane ściągi na długich, wąskich karteluszkach, złożonych w harmonijki, które ukryliśmy w lewych rękawach.Moja ściągaczka do polskiego zapisana była drobnym maczkiem hieroglifami stenograficznymi, mieściła więc 4-5 razy więcej tekstu, niż gdyby była napisana zwykłym pismem.Nie mieliśmy jednakże warunków do korzystania z nich, gdyż komisja egzaminacyjna liczyła 9 osób i na salach, gdzie zdawaliśmy pisemne czy ustne egzaminy, było zwykle więcej profesorów niż nas, eksternistów.Późno po południu zawezwano nas do pomieszczenia, w którym obradowała komisja, i dowiedzieliśmy się, jakie otrzymaliśmy stopnie.Dyrektor gratulował nam bardzo dobrych wyników i wypytywał o plany na przyszłość.Ja miałem zdecydowanie najlepsze oceny na kursie z pośród 12.osób, które uzyskały maturę.Otrzymałem 4 stopnie dobre i 7 stopni bardzo dobrych.Już krótko przed zmrokiem wyszliśmy w trójkę po raz pierwszy poza miasto.Dopiero wówczas zauważyłem.że jest wiosna i piękna, soczysta zieleń dokoła.Był piątek 12 kwietnia 1946 roku.Bronek proponował pójście do jakiejś restauracji, ale byliśmy jeszcze oszołomieni egzaminami i wróciliśmy do naszego internatu, aby się wreszcie solidnie wyspać.Nazajutrz kupiłem gazetę, chyba było to wrocławskie „Słowo Polskie”.Na pierwszej stronie, po prawej u góry, niewielki artykuł zatytułowany dużymi literami: „PIERWSZA MATURA NA ZIEMIACH ODZYSKANYCH „.Króciutki opis i 12 nazwisk absolwentów, w tym naszej kępińskiej trójki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL