[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skoro mnie nie słyszałeś, skąd wiedziałeś, że zadzwoniłam?Spogląda na mnie tępo, a potem przenosi wzrok na walizki u moich stóp.- Co to jest?- Powiedziałeś.powiedziałeś, że mogę u ciebie na trochę zostać.- Myślałem, że masz na myśli do końca teleturnieju Countdown.- Och.cóż, miałam nadzieję, że będę mogła się u ciebie zatrzymać na trochę dłużej.- Sądząc z pakunków, o wiele dłużej.- Spogląda na podest.- Wejdź, dziecko.Gdzie jest Conor? Coś się stało? Chyba nie macie znowu myszy, co? Faktycznie, o tej porze roku wprowadzają się do domu.Powinniście zamykać okna i drzwi, zatkać wszystkie dziury.Zawsze tak robię.Pokażę ci, kiedy już się rozgościsz.Conor powinien się nauczyć.- Tato, nie przyszłam tu zamieszkać ze względu na myszy.- Zawsze jest pierwszy raz na wszystko.Twoja matka tak robiła.Nienawidziła myszy.Wyprowadzała się do twojej babci na kilka dni, a ja latałem po całym domu jak kot z kreskówki, usiłując wszystkie wyłapać.Tom i Jerry, tak się chyba nazywał ten film? - Zaciska powieki, usiłując sobie przypomnieć, a potem spogląda na mnie, wcale nie mądrzejszy.- Cholerni-ki, zawsze wiedziały, że na nie poluję.Unosi pięść do góry, przez chwilę niemal zadziorny we wspomnieniu.Potem nagle wraca do rzeczywistości.Chwyta moje walizki i wstawia do przedpokoju.- Tato? - Jestem podenerwowana.- Myślałam, że mnie zrozumiałeś przez telefon.Conor i ja jesteśmy w separacji.8 8- W separacji od czego?- Od siebie!- O czym ty mówisz, Gracie?- Joyce.Nie jesteśmy już ze sobą.Rozstaliśmy się.Tata stawia walizki przy ścianie obwieszonej fotografiami, żeby każdy wchodzący tu gość mógł poznać w przyspieszonym tempie historię rodziny Conwayów.Tata jako chłopiec, mama jako mała dziewczynka, rodzice na etapie narzeczeń-stwa, jako małżeństwo, mój chrzest, komunia, bal debiu-tantek i ślub.Sfotografowane, obramowane, wywieszone na widok publiczny.Rodzice takie właśnie mieli podejście.Zabawne, jak ludzie widzą czasem swoje życie, jakie stosują wzorce, decydując, która chwila jest ważniejsza.Bo życie składa się z chwil.Lubię myśleć, że najlepsze pozostają w mojej pamięci na zawsze, płyną we krwi, zapisane bezpiecznie w moim własnym prywatnym banku pamięci.Tata nie zatrzymuje się ani na moment.Rusza do kuchni.- Herbaty?Zostaję w przedpokoju.Przyglądam się zdjęciom i wdycham znajomy zapach.Zapach, który tata nosi na sobie niczym ślimak muszlę.Zawsze sądziłam, że to gotowanie mamy roznosiło się po pokojach, wciskało w każde włókno dywanu i tapety, ale minęło już wiele lat od jej śmierci.Może ten zapach to ona.Może to nadal ona.- Dlaczego wąchasz ściany?Podskakuję, zawstydzona, że zostałam przyłapana.Ruszam do kuchni.Nic się nie zmieniło od czasu, gdy tu mieszkałam.Nadal panuje taki porządek, jaki zostawiła mama.Nic nie zostało przestawione, nawet dla wygody.Obserwuję, jak tata porusza się powoli, opierając się na prawej nodze, gdy sięga do stojących na podłodze szafek, a potem, wykorzystując dodatkowe centymetry, na lewej, żeby sięgnąć na półki nad głową.Woda w czajniku gotuje się zbyt głośno, żebyśmy mogli rozmawiać.Cieszę się z tego powodu, bo tata zaciska dłoń na uchwycie tak mocno, że aż bieleją mu kostki.Druga 89dłoń, w której trzyma łyżeczkę do herbaty, spoczywa na biodrze.Przypomina mi się, jak kiedyś zwykł stać z papierosem, osłaniając go złożoną w łyżeczkę dłonią, pożółkłą od nikotyny.Spogląda na nienagannie zadbany ogród i zaciska zęby.Jest zdenerwowany i znów czuję się jak nastolatka, której zaraz się oberwie.- O czym myślisz, tato? - pytam wreszcie, kiedy czajnik przestaje podskakiwać niczym zatłoczony sektor Hill 16 na stadionie Croke Park podczas finałów irlandzkich rozgrywek futbolowych.- O ogrodzie - odpowiada, znów zaciskając szczęki.- O ogrodzie?- Ten cholerny kot sąsiadki ciągle obsikuje twojej matce róże.- Potrząsa gniewnie głową.- Futrzaczek.- Wyrzuca ręce w górę.- Tak go nazywa.Kiedy go dorwę, Futrzaczek przestanie być futrzasty, a ja będę nosił czapkę uszatkę i tańczył hopaka w ogrodzie pani Henderson, kiedy ona będzie owijać w domu trzęsącego się z zimna Łysola w kocyk.- Naprawdę o tym myślisz? - pytam z niedowierzaniem.- Nie do końca, kochanie - wyznaje, uspokajając się.-Jeszcze o żonkilach.Już niedługo trzeba będzie zacząć je sadzić.I krokusy.Muszę kupić cebulki.Dobrze wiedzieć, że koniec mojego małżeństwa nie jest głównym punktem w myślach taty.Ani drugim w kolejności.Mieści się dopiero za krokusami.- I przebiśniegi - dodaje.To nietypowe, że jestem w tej okolicy o tak wczesnej porze.Zazwyczaj w tym czasie pracuję, pokazuję ludziom domy na sprzedaż w mieście.Jest bardzo cicho, bo wszyscy poszli do pracy.Zastanawiam się, co tata robi w tej ciszy.- Czym się zajmowałeś, zanim się pojawiłam?- Trzydzieści trzy lata temu czy dzisiaj?- Dzisiaj.- Usiłuję ukryć uśmiech, bo wiem, że tata jest poważny.- Zgadywankami.- Rusza głową w kierunku stołu, gdzie 90leży gazeta otwarta na stronie z krzyżówkami i quizami.Połowa z nich jest rozwiązana.- Utkwiłem na numerze szóstym.Popatrz tu.- Zanosi kubki z herbatą na stół, nie rozlewając ani kropli mimo chybotania.Zawsze pewny.- Która z oper Mozarta nie została dobrze przyjęta przez jednego z wpływowych krytyków sztuki, określającego pracę kompozytora jako posiadającą „zbyt wiele nut"? - odczytuję pytanie na głos.- Mozart.- Tata wzrusza ramionami.- Nie wiem nic o tym człowieku.- Cesarz Józef Drugi - mówię.- Co takiego? - Gąsienicowe brwi taty unoszą się do góry w zaskoczeniu.- Skąd to wiesz?- Pewnie gdzieś o tym słyszą.czujesz dym? - Marszczę czoło.Tata prostuje się na krześle i węszy niczym ogar.- Tost.Zrobiłem go wcześniej, ustawiłem toster źle i spaliłem chleb.Ostatnie dwa kawałki.- Nienawidzę, kiedy to się dzieje.- Potrząsam głową.-Gdzie jest fotografia mamy z korytarza?- Która? Jest ich tam trzydzieści.- Policzyłeś? - Śmieję się.- Przecież musiałem wbić gwoździe, prawda? Czterdzieści cztery ramki.Czterdzieści cztery gwoździe.Poszedłem do sklepu i kupiłem całą paczkę.Czterdzieści sztuk.Musiałem dokupić drugą dla czterech więcej gwoździ.- Wysuwa cztery palce i potrząsa głową.- Nadal mam pozostałe trzydzieści sześć w pudełku z narzędziami.Do czego to świat doszedł.Nieważny terroryzm ani globalne ocieplenie klimatu.Dowodem na upadek naszej cywilizacji w oczach mojego taty jest trzydzieści sześć gwoździ w pudle na narzędzia.Prawdopodobnie ma rację.- Więc gdzie jest to zdjęcie?- Tam, gdzie zawsze było - odpowiada nieprzekonująco
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL