[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta sześcienna bryła nie przepuszczała prądu elektrycznego, jak również odrzucała wiązki elektronów o dużej skali drgań.Przybysz nałożył specjalne gumowe rękawice ochronne i dotknął uchwytu sześcianu.Nic się nie stało.Delikatnie, niemal pieszczotliwie, przesuwał palcami po powierzchni bryły.W końcu mocno ścisnął uchwyt w dłoni.Nic.Kilgour zastanawiał się.Następnie szarpnął za uchwyt.Z łatwością podniósł kryształ, oceniając jego ciężar na około cztery funty.Na powrót położył sześcian na ziemi, cofnął się nieco i lustrował go uważnie.Z wolna budziło się w nim coraz większe zainteresowanie i podniecenie, które osiągnęło szczyt, gdy zdał sobie sprawę, co przed nim leży.Sześcian stanowił przecież niewątpliwie produkt działalności przemysłowej.A więc na Wenus znajdowała się jakaś forma życia wyższego rzędu.Kilgour spędził samotny, ponury rok w przestrzeni międzyplanetarnej, marząc o spotkaniu jakichś żywych istot.A teraz sprawa się wyjaśniła.Wenus jest zamieszkała.Kilgour zawrócił w kierunku statku, myśląc intensywnie.Powinien znaleźć jakieś miasto.Mniejsza z tym, że zużyłby paliwo rakietowe — obecnie uzupełnienie go byłoby możliwe.Wracając do statku rzucił jeszcze okiem na kryształowy sześcian.Jego entuzjazm opadł na chwilę.Cóż właściwie począć z tym przedmiotem? Nie ma przecież sensu zostawiać go tutaj.Jeśli bowiem raz oddali się z tej doliny, może jej już potem nie odnaleźć.Należy jednak postępować rozsądnie i zachować najdalej posuniętą ostrożność wobec wszystkiego, cokolwiek by zabierał na pokład statku.A może sześcian podrzucono tu specjalnie?Myśl ta wydawała się jednak tak fantastyczna, iż część jego wątpliwości rozwiała się.Wystarczy jeszcze kilka doświadczeń — zdecydował.Ściągnął ochronną rękawicę i delikatnie dotknął uchwytu obnażonym palcem.— Mam we wnętrzu farbę! — powiedział dziwny przedmiot.Kilgour odskoczył wstecz.— Ach! — zdumiał się.Rozglądał się półprzytomnie dokoła.Lecz był zupełnie sam w zielonej niewielkiej dolinie.Znów dotknął uchwytu kryształowego bloku.— Mam we wnętrzu farbę! — Teraz już nie było żadnych wątpliwości.Myśli układały się w mózgu Kilgoura jasno i precyzyjnie.Wyprostował się z wolna.Stał, olśniony swym odkryciem, wpatrując się jak zahipnotyzowany w znaleziony przedmiot.Minęła dłuższa chwila, zanim zebrał myśli na tyle, by wyobrazić sobie poziom techniczny i właściwości rasy, która — była zdolna wynaleźć taką fantastyczną puszkę farby.Umysł jego bujał w obłokach i niechętnie już wracał na ziemię.Popadał w coraz silniejsze osłupienie.W całej bowiem ludzkiej wiedzy nie ma nic, co by zaćmiło tej miary odkrycie, chociaż było ono zupełnie proste.Puszka z farbą, która przemówiła.Opatrzono ją widocznie w jakiś prosty mechanizm myślący.Kilgour uśmiechnął się.Jego prostą, pociągłą twarz pokryły zmarszczki.Zabłysnęły szarozielone oczy.Rozchyliły się wargi, odsłaniając białe zęby.Śmiał się serdecznie.Puszka farby! Prawdopodobnie farba ta zawiera inne substancje niż biel cynkową, olej lniany i jakiś barwny tlenek.Lecz to można będzie sprawdzić później.Obecnie wystarczał sam fakt posiadania.Niezależnie od tego, cokolwiek odkrył na Wenus, jego wyprawa opłaciła się już choćby dzięki temu znalezisku.Przecież liczą się właśnie te zwykłe przedmioty codziennego użytku.Kilgour schylił się energicznie, ujmując uchwyt naczynia gołą ręką.Właśnie dźwignął puszkę z ziemi, gdy nagle lśniący, jasny płyn wytrysnął mu na piersi, rozlewając się natychmiast po skafandrze, lepki jak klajster, lecz szybko spływający.Z początku biały płyn począł stopniowo zmieniać barwę na czerwoną, żółtą, niebieską, fioletową.Aż w końcu mienił się tysiącami odcieni.Gdy się wreszcie Kilgour wyprostował, jego skafander lśnił wszystkimi kolorami tęczy.Z początku rozzłościło go to raczej niż zaniepokoiło.Począł się rozbierać.Miał na sobie koszulę sportową i sportowe szorty, nic poza tym.I jedno, i drugie lśniło jak wielokolorowe ognie.Błyskawicznie zrzucił ubranie.Poczuł płyn ściekający po nagim ciele.Ten przykry i dziwny fakt zauważył dopiero po zdjęciu koszuli, gdy szorty opadły mu do kostek.Farba, której większa część znajdowała się na koszuli, całkowicie spłynęła na skórę Kilgoura — ani kropla nie spadla jednak na ziemię, również i szorty były czyste.Farba zdawała się żarzyć, rozpływając się po coraz większej powierzchni, gdy zaś próbował ją zetrzeć za pomocą koszuli, pieniła się i lśniła jak płomień.Z wściekłością usiłował zetrzeć ją ze skóry.Przywierała wówczas do palców, gorąca i lepka, migotała i mieniła się różnobarwnie, wędrując stopniowo z miejsca na miejsce.Kolorowa plama stanowiła zwartą całość, przemieszczającą się bardzo szybko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL