[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, co właściciele Żółtego Maku uczynili biednemu gnomowi, było niewybaczalne.Opowieści Tynvyr i Fiz o tym, co dzieje się w melinie na górze, przekonały mnie, że Khassann i jego pomagierzy muszą zapłacić za swoje zbrodnie.Ogarnął mnie niepohamowany gniew na czystą głupotę wszystkich tych, którzy uzależniają się od narkotyków, iluzji, alkoholu, palenia czy czegokolwiek.I dotyczy to nie tylko nałogów ludzi, ale wszystkich — Halflingów, Hobbitów, Warrowsów.To spotyka także Skrzaty, nawet… Leprechauny.Spojrzałem na Gnoma Marleya.Siedział w kącie i trzęsąc się, łkał.Do diabła! Musimy się jakoś wydostać z tego piekła!Następnego dnia nastąpił wielki przełom, gdy Fiz perfekcyjnie wykonała mój plan, choć omal wszyscy nie przypłaciliśmy tego życiem.O co chodzi? — zapytasz.Nie wiedziałeś, drogi czytelniku, że mam plan? Witaj więc w klubie, przyjacielu, bo ja też nie wiedziałem.A było to tak.Rozległ się skrzyp otwieranych drzwi i jak zwykle pojawił się Drak.— Wyłazić, hołoto! — wrzasnął.— Czas zabrać się do łatania skóry, łapania szczurów, opieki nad amatorami dywanów i opróżniania wychodków.A ty, Rafferty, już nie będziesz stał za barem.Teraz też będziesz wygarniał gówna.Wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi, Marley już nieco wydobrzał, Rafferty wciąż trzymał się za głowę.Zaczęliśmy wychodzić.Fiz leciała górą.— Oj, kapitanie! — krzyknął nagle jeden ze strażników goblinoidów i wskazał ręką na Fiz.— Ona ma jakąś broń.Spojrzałem na nią.Fiz trzymała szydło.Wtedy zrobiło się piekło.Fiz jak strzała rzuciła się w kierunku otwartych drzwi, uchylając się przed uderzeniami strażników.Rufous warcząc, zaatakował Draka.Lisie zęby zatopiły się w udzie wrzeszczącego goblinoida, który upadł na ziemię, kurczowo ściskając mocno krwawiącą nogę.Tynvyr ruszyła do przodu i wskoczyła na szalejącego lisa jak na konia, a Marley trzasnął Draka kubłem w głowę, rozłupując ją jak zepsute jajo.Razem z Raffertym pobiegłem ku sąsiedniej celi.Wdrapałem się na jego ramiona, podniosłem z haków sztabę zamykającą drzwi i spuściłem ją na podłogę.Razem otworzyliśmy drewniane odrzwia.Ujrzałem dwóch wpatrujących się w nas Warrowów.Byli to Tip i Perry, choć nie wiedziałem, który jest który.— Rafferty! — zawołali jednogłośnie.— Co tak stoita kiejby dwie fujary? — wrzasnął Rafferty.— Nigdyśta włamu do więźnia nie widziali?Obaj wypadli z celi, Perry w biegu pochwycił z ziemi sztabę od drzwi i zadał nią miażdżący cios w kolano nadbiegającego goblinoida, który z wyciem zwalił się na podłogę, gdzie dopadł go Marley ze swoim śmiercionośnym kubłem.— Bork! — usłyszałem krzyk i ujrzałem Tynvyr i Rufousa wpadających na mnie.— Wskakuj z tyłu! Musimy pomóc Fiz!Wskoczyłem na Rufousa i ruszyliśmy ku wyjściu, lawirując pomiędzy tupiącymi i depczącymi nogami.Za nami Tip z mieczem Draka, Perry dzierżący sztabę, Rafferty z pałką odebraną powalonemu wrogowi, a Marley ze śmiercionośnym kubłem walczyli z pozostałymi strażnikami.Ale dwóch goblinoidów, krzycząc na całe gardła, ruszyło w pościg za mną, Tynvyr i Rufousem.Wpadliśmy na schody, Rufous pokonywał po trzy stopnie na raz, a goblinoidy tuż za nami.Przemknęliśmy z piwnicy na parter, potem przez cały korytarz ku schodom wiodącym na piętro, wtórowały nam pokrzykiwania Tynvyr: Heja! Heja! Za nami dudniły kroki strażników wzywających posiłki, ale nawet nie zwolniliśmy, by sprawdzić, czy pomoc nadchodzi.Drugie spiralne schody lis pokonywał już z większym trudem.W końcu dźwigał podwójny ciężar i nie był przyzwyczajony do jeźdźców o mojej masie.Mimo to udało nam się dotrzeć na piętro przed strażnikami, przy wtórze okrzyków Tynvyr i odgłosów ścigających nas goblinoidów.Na uginających się nogach Rufous przemierzył całą długość korytarza i dotarł do Pokojów Zakazanych Iluzji.Mijając kolejne drzwi, zaglądaliśmy do środka.Za trzecimi mignęła mi Fiz.— Stop! — krzyknęła Tynvyr
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL