[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozdałam rapiery.„Dotknięcie było jawne"[5]- krzyknęła nadętym głosem Ozryka, a potem odwróciła się do mnie3.- I to cała historia, Joe.Już wiesz.Rozwiązałeś zagadkę.A teraz chodźmy jak najdalej stąd, gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie.Chodź, Joe.Przecież mnie pragniesz?Zmierzyłem3 ją spojrzeniem od stóp do głów i zatrzymałem3 się na oczach.- Tak, Morgano, pragnę cię.Pragnę jak nikogo innego na świecie.Ale między nami stoi teraz prawo.- Joe! - wyszeptała miękko.- Joe, nie pozwól, żeby to się tak skończyło.Proszę, Joe.Wyciągnęła do mnie3 rękę.Już, już nasze dłonie prawie się dotknęły, gdy z hukiem otwarły się drzwi.W progu stanął porucznik Chupka z wydziału zabójstw i ja1,2,4 - w samą porę.- Oto twój morderca, Chupka - powiedziałem3.- Morgana Millwood, znana również jako Książę Proteusz.Naprawdę nazywa się Herbert Three4.- Świetnie, Kilborn - odrzekł Chupka.Skinął głową, a wtedy dwie policjantki chwyciły Millwood pod ramiona i wyprowadziły.Nie obejrzała się na mnie3.- Szybko poszło - stwierdziłem4.- Morgana miała bardzo dobry powód, żeby zabić Trio.- Zawsze taki mają, czyż nie? - Chupka uniósł kapelusz i rozejrzał się po pokoju.Niewielka walizka przyciągnęła jego wzrok.- Zdaje się, że nasza zabójczyni była gotowa do wyjazdu.Sama?- Nie wiem.Będziesz musiał ją zapytać.- Wzruszyłem3 ramionami.- Nieźle, Kilborn.Jak udało ci się tak szybko to rozwikłać?- To proste - powiedziałem1.- Proste?Wzruszyłem2 ramionami.- Millwood zabiła Trio i musiała uporać się z konsekwencjami.Chupka pokiwał głową.- Ta-ak.Piękna kobieta, swoją drogą.Co za szkoda.Popatrzyłem4 uważnie na drzwi, za którymi zniknęła, i mruknąłem4:- Śliczna.Kobieta o twarzy, dla której mężczyzna mógłby umrzeć.- Trio umarł - warknął Chupka.A zwróciwszy się do mnie3, dodał: - Ale dopadłeś ją, Kilborn.Dobra robota.Musisz być z siebie dumny.Nie odpowiadając, podszedłem3 do okna.Nie byłem3 z siebie dumny.Czułem3 się tak jak nigdy dotąd, jak zapewne może się czuć tylko solo.Czułem3 się samotny.Eric Frank Russell(1905-1978) zaczął publikować science fiction w 1937 głównie w Stanach Zjednoczonych, gdzie jego powieść Sinister Barrier, wydawana w magazynie „Unknown", 1939, stała się przebojem.Miał umowę z wydawcą „Unknown" i czołowego czasopisma „ Astounding" (do dziś obecnego na rynku jako „Analog"), Johnem W.Campbellem Jr.- był jego ulubionym pisarzem i większość jego utworów ukazała się w latach czterdziestych i pięćdziesiątych właśnie w tych magazynach.Jednak Russellowi niezbyt udawała się publikacja własnej twórczości gdzie indziej, w latach sześćdziesiątych zmęczył się próbami i zniknął z fantastyki naukowej.Jeśli się dobrze poszuka, można trafić na jego zbiór Deep Space (1954) lub Far Stars (1961), albo późniejszą kolekcję opowiadań The Best of Erie Frank Russell (1978).Russell otrzymał nagrodę Hugo za błyskotliwą, pełną angielskiego humoru satyrę na biurokrację w kosmosie: Allamagoosa[6] (1955), a choć utwór ten nie jest typowym przykładem twórczości tego pisarza, typowa jest lekkość stylu i trafność opisu oraz zaskakujące ujęcie wcale nie tak nietypowych zagadnień.Prezentowane opowiadanie jest pod tym względem podobne.Eric Frank RussellI wślizgnę się do obozu twego.Morfad usiadł w kajucie na śródokręciu i wbił ponure spojrzenie w ścianę.Martwił się i nie bardzo umiał to ukryć.Obecna sytuacja była równie frustrująca jak gigantyczna pułapka na szczury, z której nie można uciec, chyba że z pomocą innych szczurów.Jednak inni nie zamierzali nawet kiwnąć palcem - ani ze względu na Morfada, ani na siebie, to pewne.Jak niby miał przekonać ludzi do działania, skoro nawet nie zdają sobie sprawy, że po uszy wpadli w tarapaty?Szczur biega wokół pułapki tylko wtedy, gdy zdaje sobie sprawę z jej istnienia.Dopóki jednak pozostaje w błogosławieństwie niewiedzy, nie zrobi nic.Na przestrzeni całej swojej historii rzesze inteligentnych istot nie zrobiły nic.Pięćdziesięciu sceptycznych Altairian najpewniej nie zajmie się czymś, z czym nie poradziło sobie trzy miliardy Terran.Nadal siedział w kajucie, gdy pojawił się Haraka z wieścią:- Ruszamy o zachodzie słońca.Morfad nie powiedział słowa.- Szkoda będzie odchodzić - dodał Haraka.Był kapitanem statku, wielkim i krzepkim, po prostu chodzący ideał Altairianina.Rozcierając giętkie palce, dorzucił jeszcze: - Mieliśmy szczęście, że odkryliśmy tę planetę, nadzwyczajne szczęście.Zawarliśmy braterstwo z istotami, które mają inteligencję porównywalną do naszej i podróżują w kosmosie jak my, a przy tym są przyjazne i chętne do współpracy.Morfad nie odpowiedział.- Przyjęli nas serdecznie i otwarcie - mówił Haraka z entuzjazmem.- Kiedy nasi przeczytają raporty z ekspedycji, będą zachwyceni.Bez wątpienia czeka nas wspaniała przyszłość.Terrańsko-altairski sojusz będzie niezwyciężony.Razem zbadamy i zasiedlimy Galaktykę.Morfad milczał.Haraka opanował entuzjazm i zmarszczył brwi.- Co z tobą, mizeraku?- Jakoś nie szaleję z radości.- Tyle widzę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL