[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na spotkanie wychodzi Andżela, którą znam z podstawówki, chociaż co to w ogóle znaczy, że się kogoś zna, po prostu kojarzę kobietę, chirurgia kości, twarda sztuka.— No proszę, wyrwałeś się wreszcie ze swojego zacisza! — uśmiecha się naprawdę olśniewająco, bierze mnie pod rękę i prowadzi w głąb posesji.Jej krótka czerwona sukienka odsłania mocne uda, kolumny baterii zasilających kluczowe stanowiska wymiany płynów ustrojowych.Kiedy podnoszę wzrok i patrzę jej prosto w oczy, podaje mi pucharek wina.— Tylko nie odmawiaj.Jako lekarz wiem, czego ci trzeba, mój drogi…Rysio W Sam Raz zostaje z tyłu, zapominam dać mu prezencik, który mam w kieszeni czarnej kurtki.Mijamy dwa ciemne pokoje i wchodzimy na salkę ze schodami na piętro, skąd dobiegają dźwięki muzyki i gwar rozmów.Na parterze także dostrzegam kilka osób, ale one wydają się nie interesować otoczeniem.Zwróceni twarzami do siebie, przeważnie w parach, wymieniają uwagi niemal prosto do swoich uszu.Andżela ciągnie mnie na schody.— Oto jezioro pieprzonej śmietanki… Ląduj się, kawalerze! — puszcza moją rękę i popycha mnie w kierunku środka.Ze sto osób, wszyscy w czerwonych szmatkach; śmiechy, gadki, tańce, kłótnie, gonitwy.Chcę zamienić kilka słów z Andżelą, ale ona schodzi pospiesznie na dół, śląc mi na pożegnanie powietrznego całuska.Nie wiedząc, co zrobić, wypijam połowę zawartości pucharu.— Pamiętasz mnie? — słyszę męski głos.Podchodzi do mnie czterdziestoletni gość, uczesany jak samuraj z okresu Edo.— Mieliśmy okazję się spotkać, znałem twojego ojca.Jeszcze przed śmiercią namówiłem go na zapis w testamencie, który pozwolił zachować mieszkanie dla rodziny.Czyli dla ciebie!…— Możliwe… Nie znam szczegółów…— Zbych jestem, jakby co… Słyszałem, że niepokoili cię ludzie z tego cholernego Urzędu…— Skąd wiesz?— Wiem, w końcu pracuję w gazecie… Ale poważnie.Więc mówisz, że szukają złotych prętów sprzed stu lat, w tym Departamencie Wyznaczania Zakresów…— Urzędzie Regulacji Pamięci.— Jasne! I co im powiedziałeś?— To, co wiem.— Byli zadowoleni?— Myślą, że coś przed nimi ukrywam.— Nie wyjechali z żadnym oskarżeniem?— W ogóle mogą?— A nie? Radzę, rzuć gałką na jakieś ustawy z tego działu.Podchodzi do nas krótko obcięta brunetka, wpatruje się we mnie jak w obraz.— Heja, Rysio mi o tobie powiedział! To ty wyszedłeś w zeszłym tygodniu ze Śpitala, no nie?— Wyszedłem.— Chodź, mamy do ciebie sprawę!I ciągnie mnie za rękę na koniec sali balowej, gdzie za grupką osób tańczących, na półkolistej kanapie siedzi kilka postaci, chyba zupełnie mi nie znanych, choć może…— To on! — przedstawia mnie.Robią mi miejsce, napełniają moje naczynie, siadam, opieram się wygodnie.— Powiedz, chłopie, jak to w końcu jest? Bo różnie gadają, już sam tracę rozeznanie.Co mówi potencja? — pyta jeden z gości, ekstrablondyn, serce towarzystwa.— Potencja? Na temat czego? — odpowiadam pytaniem.— Podobno facet po rocznej hibernacji długo nie może, rozumiesz… Długo mu nie staje.Impotencja, nie? Prastare siły na jakiś czas idą w cholerę, tak?… Tak czy nie?Publiczność czeka na moje słowa, czeka, aż wypalę pocisk jeszcze większej sensacji, prawdziwą myśl–nie–do–pomyślenia, masakrującą, straszną ponad wszelkie poziomy, żeby można było pobiec na północ i południe, na wschód i zachód i w każdym zakątku Rysiowego domostwa ogłosić chwałę niewiarygodnej wieści.— Nie wiem.Nie miałem okazji…Chór głosów na kanapie:— Nie miałeś okazji?… Oooooo… Oooooo…— W tym miejscu — to przewodnik chóru, ekstrablondyn — może niezbyt szczęśliwie, ale nie mogę oprzeć się wewnętrznemu naciskowi, by nie wspomnieć o pastylkach Fanta, które łykaj, a twoja sperma uzyska pomarańczowy kolor i smak.Potem, by zdyskontować wydatek, zakomunikuj to na pierwszej lepszej imprezie.Jeśli lubisz efekty długofalowe — powiedz na kanale towarzyskim, co wpierniczasz.Moje laski tak lubią teraz ssać, że mówię ci, zmartwienie niemal mam.Bo to jest istotne niebezpieczeństwo, istny problem: coraz rzadziej wsadzam im wacka do szparki!Aplauz i rejwach, śmiechy i poklepywania.Zbliża się do nas Andżela, w glorii wytrawnej wodzirejki, kołysze się obezwładniająco, ręce kreślą melodie przyszłych imprezowych szaleństw.— Ach, doszły mnie wieści niesłychane, nic mi o tym nie mówiłeś, kochany… — powiada.— Chodź, mam ja coś dla ciebie, tego jeszcze nie widziałeś…— Nie trzeba, moja Beata wyjdzie niedługo z ustawowej przerwy…— Nawet nie wiesz, co masz zobaczyć, a już oponujesz, tymczasem powinność nasza pierwsza poznawać, porównywać, wybierać… Chodź.Jej ostatnie słowa zagłusza muzyka, którą ktoś zgłaśnia, bo to widać niezmiernie aktualny szlagier.Większość śpiewa na karaocką modłę, słowa zaczynają się odZ daleka, a miałem blisko;ledwom wymienił nazwisko,a zaraz mi pokazalitacy chłopcy, rześcy, mali.Reszty nie słyszę, bo uwagę moją absorbuje Andżela.Wchodzimy do sąsiedniego pokoju, gdzie kilka osób w spokojniejszej atmosferze prowadzi wesołą dyskusję.— Widzisz ją?Andżela pokazuje ruchem noska wysoką szatynkę, ostrożnie podrygującą w towarzystwie tęgiego mężczyzny i niskiej dziewczyny.— Widzisz jej nogi? To moje dzieło.Moja wirtuozerka…— Proteza?— Gdzie tam, czyste białko! Pamiętasz tę niesamowicie zgrabną aktorkę, która zginęła w zeszłym roku, uduszona przez włosko–francuskiego kochanka? Próbowali ją reanimować, bezskutecznie.Na szczęście udało mi się uzyskać zgodę rodziny, którą pocieszyła wizja dalszego życia nóg naszej idolki.Nie to co komplet, ale zawsze… A teraz moja kochana Marlenka wspiera się na legendzie, spójrz na nią, czyż nie jest urocza? Wyobraź sobie — drugie nogi Pioneera, była już na okładce „Newsweeka” i „MegaThing”!— Bogato…— Chcesz sprawdzić jakość spojeń? — szepce mi do ucha.— Mówiłem ci, Beata…— Nie bądź taki… Może choć spróbujesz, nie rób zawodu…Witamy się z Marlenka, a także ze skośnooką Myoko i z tęgim mężczyzną (ma na imię Tadeusz).Dowiaduję się, że Myoko jest tu ze swoim narzeczonym.Podaje mi talerz z ciasteczkami.Życzenia? Chyba tak.Biorę pierwsze ciasteczko z prawej.W środku jest jakieś tworzywo.Rozwijam je, to naprawdę małe przezroczyste majteczki.— O, znaczące! — wykrzykuje Andżela.— Dow… cipniś! — dorzuca Myoko.W sukurs idzie mi Tadeusz:— Ha, ha! Ale ma pan tu powodzenie! Pozwolą panie, że porwę na moment naszego gościa.Niechaj złapie trochę wytchnienia…Idę z nim na bok, siadamy przy niskim stole, na którym leżą karty i stoi butelka wódki.— Napijmy się — proponuje Tadeusz — bo każdy tu gada, a nie pije.To znaczy pije, ale nie robi tego w sposób zdecydowany.Koszmar.Zanika umiłowanie rytuału.To na zdrowie…— Na zdrowie.Pijemy.— Zmęczyli kolegę.No fakt — powiada ze zrozumieniem.— Ciągle to pierdolenie o dupczeniu.Jebanie o pierdoleniu.A ja widzę, że ciebie nie bardzo to chwyta.Niewielu jest już w ojczyźnie, którzy chcą poważnie porozmawiać o sytuacji.O nas wszystkich.A przecież nie można o tym tak po prostu nie myśleć.Weźmy na przykład sprawę podległości.Kiedyśmy przed laty wchodzili w układ z Japonią, sytuacja wydawała się absolutnie czytelna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL