[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, co to ból po utracie ukochanej, wszak ma Aeris też zginęła, to jedno zapamiętałem.Omniarcha skinął głową, za nim zaklinacz i na końcu Tranog.Czterech ich już było.Ale to wciąż mało.Rozglądali się po karczmie, lecz pośród gawiedzi nie widać było już nikogo, kto by nadał się do drużyny.Jednako znalazł się taki.Niedaleko szynkwasu na kawie siedział siwy mężczyzna, odziany jedynie w ozdobny strój skórzany.Nie miał przy sobie broni żadnej, jeno sakwę.Wstał powoli, a gdy sięgał po bagaże, uczynił to dość niezdarnie.Wszyscy na niego spoglądali, jakby w niedowierzaniu, że ten kościsty i niemłody człek godzi się na takie wyzwanie.A on szedł już spokojnie ku środkowi sali.Gdy stanął przed członkami drużyny, ci zauważyli, że skóra na jego twarzy biała i pomarszczona była jako pergamin.Takoż i głos miał dziwny.- Seeleon jestem - powiedział, co jak szelest zabrzmiało.- Nekromanta z Ard Carraigh, do usług waszmości.- Nekromanta - omniarcha cofnął się odruchowo.- Azaliż rozmawiasz ze zmarłymi?- Nie tylko panie - odparł tamten.- Potrafię też przyzywać ich do swojej obrony, a nawet więcej z nimi uczynić mogę.Władzę mam nad istotami z tamtego świata zaiste wielką.Gdy to wypowiedział, szmer przeszedł po sali.Ludzie siedzący przy ławie, od której wstał nekromanta, podskoczyli jako oparzeni.Część pobiegła do swoich kwater, po relikwie zapewne, inni z przerażeniem na miejsce, gdzie przed chwilą siedział ich towarzysz spoglądali.- Pomogę ci, omniarcho, bom wiele o tobie słyszał, tam na północy.Mówili, żeś demon, ale ja nie czuję w tobie tej mocy, którą lśnią demony.Aczkolwiek coś jest w tobie, coś niezwykłego.Tyle że nie potrafię dokładniej określić tego.- Pięciu nas i więcej nie będzie - powiedział Rehbert, gdy nekromanta zakończył swoje orędzie.- Jesteśmy jako palce jednej ręki, każdy z nas inny, a zarazem w inności podobny.Razem stanowić jednako będziemy pięść, która mą lubą uwolni.- Nie inaczej - odrzekli, a potem omniarcha z karczmarzem przeprowadził targ krótki względem zapasów na drogę.W zasadzie polegał on na wymienieniu, czego drużynie potrzeba.Z szybkością, której nikt by nie podejrzewał u karczmarza, bardziej gnoma przypominającego niźli człowieka, na kontuarze pojawiały się suszonego mięsa płaty, bochny chleba i wina antały.Zapakowali wszystko to do toreb i sakw, nałożyli wierzchnie odzienia - tylko nekromanta poszedł tak jak stał, ale jego ciało dawno już przestało odczuwać jakiekolwiek wrażenia - i ruszyli ku drzwiom prowadzącym w świat, gdzie nawet wilk nie miał odwagi po zmierzchu dobyć.głosu z gardła na wysokiej grani.Tropy były jeszcze świeże, gdy przybyli w pobliże przełęczy, gdzie koń Rehberta po niefortunnym kroku na kruchym lodzie stanął.Zsiedli z wierzchowców, a zaklinacz - jako jedyny z tropiciela zdolnościami w drużynie - przyjrzał się uważnie śladom.- Sześciu ich było, zda się wilkołacy - powiedział.- Powiedli Katherine do lasu, konia uprzednio zagryzłszy.Świadczyć to może, że daleko jej nie zabrali.Wszelako taszczyć musieliby księżniczkę, a w takim śniegu nawet i leśni szybko by stracili siły.- Tu spojrzał na nekromantę, znającego lepiej wilkowych obyczaje.Ten skinieniem przyznał mu rację.- Jeśli się pospieszymy, może przed świtem znajdziemy ich gniazdo - dokończył tedy Gavein, na nogi stając.- Jednego nie rozumiem wszelako.Dlaczegóż wilkołacy panienkę porwali? Wszak nigdy przedtem rzeczy takich nie czynili.- Tego i ja nie wiem - odparł omniarcha, poprawiając się w siodle.- Nie znam wilkołaków przecie, ani ich zwyczajów.- Byli z twoimi armiami sprzymierzeni - zaklinacz mówiąc to, podszedł do konia Rehbertowego.- Pamiętam, że miałeś ich po swojej stronie pod Zielonym Lasem.- Prawda to, ale było ich niewielu i raczej zawdzięczałem ich udział czarodziejom niźli swojej woli.Zaklinacz nie ustąpił po tej odpowiedzi.Uchwycił uzdę rumaka i twardo ją trzymał nie pozwalając wyrwać się omniarsze.- Co robiłeś tutaj, z dala od swoich siedzib, razem z Katherine? Samotrzeć z damą po nocy, w takiej okolicy.Sam się o problemy prosiłeś.- Nie twoja to rzecz zaklinaczu, co tu robilim.Ważne, że ona zaginęła.Nic więcej się nie liczy.- Zaraz, zaraz - wtrącił się Chmurny.- Wziąłeś nas do pomocy, to traktuj należycie.Za garść złota mamy narażać dla twojej pani życie.Należy się zatem wyjaśnienie.Tak dla mnie, jak i dla całej drużyny.Nie chcę zginąć, nie znając nawet sprawy tej przyczyny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL