[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Idąc korytarzami raz jeszcze powtarzał w pamięci wszystkie czynności - nie zapomniał chyba o niczym.Po raz kolejny sprawdził dokładność programu, przygotowanie luków, automatycznych celowników, zapłonu.Wreszcie, gdy ostatnie już centymetry perforowanej taśmy zniknęły w czytniku komputera, gdy na pulpicie zapłonęło zielone światełko synchronizacji, jednym szarpnięciem przesunął dwie bliźniacze, pomalowane na czerwono dźwignie.Szybko ogarnął jeszcze spojrzeniem pozycje wskaźników - wszystko było w porządku.Miał teraz dokładnie cztery minuty czasu do momentu, gdy na dobre rozbudzą się uśpione silniki kolosa, gdy runie on z maksymalnym przyspieszeniem po wyznaczonym torze, lecz na jego pokładzie nie będzie już człowieka.W patrolowce poczuł się dziwnie przytłoczony, dawno nie pilotował tego typu stateczków.Przyzwyczajony do przestronnej sterowni, długich korytarzy, setek wskaźników na pulpitach, które tylko laikowi wydawały się być masą nie do ogarnięcia.wobec tej ciasnoty, ograniczonej do niezbędnego minimum ilości zegarów kontrolnych, poczuł się, jakby zamienił luksusowy kabriolet na rower.Czekało go tu również nieporównanie więcej pracy, zwłaszcza przy lądowaniu, lecz podniecał się świadomością, że szybkość, jaką może osiągnąć ta łupinka i jaką z pewnością rozwinie, dla “Liry" nie oznaczałaby nic innego, jak śmierć.Prawie nie poczuł manewru odcumowania od krążownika i wejścia w ciasny łuk.Na głównym ekranie płonęła łaciata, pomarańczowo-niebieska ściana tarczy Jowisza.Kiedy rakietka zaczęła nabierać szybkości, przełączył wizjer na Kallisto: mrocznego, kamiennego globu zagubionego w przestrzeni nie było jeszcze widać, choć Bowden doskonale wiedział, gdzie należy go szukać.Zegar pokładowy wskazał godzinę uruchomienia silników i w tym samym momencie z dysz rufowych “Liry" buchnęły słupy ognia, kolos ruszył z pełnym przyspieszeniem w kierunku niewidocznego satelity.Wszystko jak na razie przebiegało zgodnie z planem.Za kilkanaście minut, gdy Kallisto widoczny będzie z tego miejsca tuż przy krawędzi olbrzyma, statek dosięgnie jego powierzchni, cały glob przestanie istnieć, wraz z ostatnią już bazą obsadzoną przez Buntowników.“Lira" dawno już przestała być widoczna na tle płonącego Jowisza; Bowden siedział, coraz bardziej kurczowo wpijając palce w oparcie fotela, aż do bólu oczu wpatrując się w ten punkt na ekranie, gdzie powinien ujrzeć rezultat swojej wyprawy.Wydawało mu się, że zegar, który obserwował kątem oka, zwalnia swój chód, sekundy pozostałe do momentu krytycznego mijają tak wolno.Czuł nieodpartą chęć zatrzymania stateczku, żeby być jak najbliżej tego miejsca, lecz wiedział dobrze, że gdyby to uczynił, miałby potem trudności w odnalezieniu tak przecież odległej Ziemi.I nagle, kiedy do eksplozji pozostało zaledwie kilka sekund, wydało mu się, że na ekranie, w tym właśnie punkcie, który wkrótce miał się rozjarzyć blaskiem wybuchu jądrowego, ujrzał ojczystą planetę.Przetarł zmęczone oczy.Była tam nadal, płonęła ciepłym, błękitnym światłem, jak gdyby przyzywając go do siebie, wskazując drogę.Zamknął oczy, a kiedy je otworzył, nie było jej już.W tym samym miejscu, na obrzeżu gorejącej tarczy wisiała oślepiająca biała kula, z każdą chwilą rozszerzająca się, puchnąca.Jej wnętrze falowało i kipiało, aż trudno było sobie wyobrazić, jakie piekło rozpętało się tam teraz.Nie było już więcej skalistej Kallisto, nie było bazy przepełnionej Buntownikami, jedynie bezładna chmura atomów, kula zjonizowanych gazów.Myśl ta jak gdyby rozbudziła go.Wyłączył ekran, otarł zlane potem czoło.Miał dość wrażeń.Wyobrażał sobie, iż ujrzy jedynie gigantyczny fajerwerk, tymczasem myśl o zagładzie, cokolwiek by to nie było, napełniła go dziwnym lękiem.Buntownicy.Cóż on o nich mógł wiedzieć, miał przecież tylko dwanaście lat.Od kiedy pamiętał, świat zawsze dzielił się na ludzi i Buntowników, choć o tych drugich starano się jak najmniej mówić, starano się zapomnieć.Nikt nigdy nie chciał powiedzieć mu, kim oni w rzeczywistości byli.Od lat wpajan9 w niego nienawiść do podłych, przebiegłych, żądnych zemsty Buntowników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL