[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niech Pan ucieka, ale nie samolotem.Kontrolujemy lotniska".Oslupialem jak krowa, ktora nagle wyladowala w stadzie buhajow.Jesli nie samolot, to co? Akurat bylem przy Dworcu Centralnym, postanowilem pojechac pociagiem nad morze; mialem tam ciotke.Nie dotarlem na miejsce.Bez problemu kupilem bilety i wsiadlem do pociagu.To byl nocny pospiech, jednak w srodku tygodnia nie mialem klopotow ze znalezieniem wolnego przedzialu.Usiadlem spokojnie i sam nie wiem kiedy usnalem.W pewnym momencie cos mnie obudzilo.Otworzywszy oczy, zobaczylem pochylonego nade mna konduktora.W reku trzymal strzykawke.Gdy zobaczyl, ze otwieram oczy, zamarl jak chomik na srodku autostrady.Nie dalem mu czasu do namyslu.Podbilem mu reke, pchnalem z calej sily.Zerwalem sie z siedzenia, ale zlapal mnie za koszule.Chwile szamotalismy sie po calym przedziale, zanim udalo mi sie wyrwac.Wybieglem na korytarz, gdy nagle za plecami uslyszalem jek, tak glosny, ze zagluszyl nawet stukot pociagu.Obejrzalem sie.W drzwiach przedzialu lezal konduktor.Z szyi sterczala mu strzykawka – musial ja sobie wbic, gdy sie szamotalismy.Podszedlem blizej.Chyba nie oddychal.Kucnalem i dotknalem jego ramienia, niestety, w tym momencie z przedzialu obok wyjrzala jakas stara baba.Spojrzala na mnie, na konduktora, znow na mnie.Chyba zauwazyla strzykawke, bo zaczela wrzeszczec, ze zamordowalem czlowieka.Powalona histeryczka.Szarpnalem za hamulec bezpieczenstwa i ucieklem przez okno.W przedziale zostala moja kurtka i drobiazgi kupione na dworcu, a dodatkowo, wychodzac przez okno, zgubilem portfel.Bylo ciemno i nie dalem rady go odszukac – stracilem wszystko, co mialem.Nad ranem dotarlem do jakiejs wioski.Malej, ale przynajmniej byla tam poczta.Pamietalem, ze kiedys dalo sie z nich dzwonic na koszt odbiorcy.Postanowilem sprobowac znalezc kontakt do kumpla z liceum, o ktorym wiedzialem, ze pracuje na policji.Moze on mi bedzie mogl pomoc?Wszedlem do srodka.Za lada siedziala jakas utleniona lafirynda.Na moj widok otworzyla szeroko oczy i usta – wygladala jak nadmuchana przez dzieci zaba – i siegnela szybko pod lade.Bogu dzieki za jej dlugie na kilka centymetrow paznokcie, wyciagajac bron, zawadzila jednym z nich o krawedz szafki.Pistolet poszybowal wysoko i upadl mi pod stopami.Kopnalem go jak tylko moglem najmocniej i wybieglem na zewnatrz.Od tego momentu uciekalem.Nie wiedzialem juz, kto jest kim.Nawet moja ciotka mogla chciec mnie zabic.Zycie w lesie nie jest latwe, ale byly wakacje.Czasem ukradlem cos do jedzenia turystom, innym razem zebralem z pola jakies warzywa.Spalem w takiej jednej ambonie dla mysliwych.Dalo sie przezyc.Jednak gdy zaczelo robic sie zimno…***Oni sa wszedzie.Kto? Nie, jakie UFO, jacy masoni? Urzednicy! Jeszcze tego nie zrozumieliscie? W sumie nic dziwnego – mnie tez zajelo to pare dni.Wszystko ulozylo sie w calosc dopiero wtedy, gdy przypomnialem sobie, ze bank jest w duzej mierze kontrolowany przez nich.Nie, nie bezposrednio.Oficjalnie bank byl prywatny, ale tak sie jakos zlozylo, ze wiekszosc udzialow w nim mialy ich spolki.Oni byli wszedzie.Kioski, poczta, kolej, ba, nawet linie lotnicze i szkoly… to miejsca kontrolowane przez nich.Nie mowiac o wojsku, policji czy strazy granicznej.Nic dziwnego, ze wszedzie natykalem sie na osoby – czy te powalone terminatory – ktore probowaly mnie zabic lub zastraszyc.Ten nauczyciel, ktory mnie ostrzegl, musial byc jakims odszczepiencem – jedynym pierdolonym sprawiedliwym w ich organizacji.Kim oni sa? A kto najwiecej stracilby na przedluzeniu zycia statystycznego Polaka? Na jego emeryturze, opiece medycznej, bezplatnych przejazdach? Kto musialby zadbac o wiecej miejsc pracy dla mlodych – dotad przychodzacych na stanowiska tych, ktorzy gineli w wypadkach, czy tez wykonczonych przez zawaly?Skarb panstwa, moi drodzy, skarb panstwa.Polski nie stac na taki wzrost kosztow i oni, ci, ktorzy naprawde rzadza panstwem, postanowili sie mnie pozbyc.Zrozumialem wszystko.Kiepska sluzbe zdrowia i edukacje, proby kontroli kazdego aspektu naszego zycia, stres na kazdym kroku… czy wreszcie proby zniszczenia mojego projektu.Och, oczywiscie nie wszyscy im sluza – w banku pracowalem trzy lata, nie wiedzac, ze istnieja.Przypuszczam, ze czesc osob zastepuja androidami, innym proponuja wspolprace.Tylko tyle, by zachowac kontrole.Nie wierzysz? Mowisz, ze bredze, ze nie mam dowodow?! Stary, a ty gdzie pracujesz? W ZUS-ie, mowisz?! Cwaniaczek, widzieliscie go?Jak to, nie ma to nic do rzeczy?Ej! Oczy, jego oczy! Zabierzcie mu ten noz!… Tomasz Kolodziejczak [1967]Debiutowal w 1985 roku opowiadaniem Kukielki ("Przeglad Techniczny").Wydal powiesci: Wybierz swoja smierc, Krew i Kamien, Kolory sztandarow, Schwytany w swiatla, tomy opowiadan: Wroce do ciebie, kacie, Przygody rycerza Darlana, gre "Rzezbiarze Pierscieni".Pieciokrotnie nominowany do Nagrody imienia Janusza Zajdla, otrzymal ja w roku 1996 za powiesc Kolory sztandarow.Trzykrotny laureat nagrody Slakfa (za dzialalnosc wydawnicza i fanowska).Jego powiesci i opowiadania byly tlumaczone na jezyk czeski, litewski, rosyjski.Autor opowiadan, scenariuszy komiksowych, recenzji i felietonow, redaktor pism "Voyager" i "Magia i Miecz", prowadzil programy o kulturze popularnej w telewizji i radiu.Obecnie jest wydawca komiksow dla dzieci i doroslych w wydawnictwie Egmont Polska.Tomasz Kolodziejczak Piekna i graf1.Na soggotha najlepszy jest miedziany hak.Dlugi i waski, taki, zeby wszedl w glab ciala, przebil jednoczesnie oba serca i mozg.Koniecznie poswiecony, zeby soggoth nie mogl sie obronic.Najlepiej "Made in Poland".Tam na wschodzie, za wielka rzeka, robia najlepsze haki.Wszystko tam robia najlepsze.Geograf przywlokl soggotha wczesnym poludniem, gdy wiekszosc ludzi pracowala w polu.Stanal na skrzyzowaniu drog w srodku wsi, miedzy gospoda a wieza swietlnego telegrafu.Magicznym slowem docisnal swego wieznia do ziemi i gromkim glosem wywolal policjanta Jana Macieszczaka.Stwor wil sie i jeczal, blagal o litosc, obiecywal zdrade swych dotychczasowych panow, wierna sluzbe krolowi i hojne nagrody, ale chlopi z Karbuzowa wiedzieli swoje.Ktos polecial po soltysa, zeby wydal prawomocny wyrok.Inny po rzeznika, bo ten trzymal w domu dobry miedziany hak.Jeszcze ktos po dzieciaki – zeby wszystko obejrzaly sobie dokladnie.Na przyszlosc.Ku nauce i przestrodze.Przyszla tez i Kreczelewska, matka Jakuba, by popatrzec na swego syna, ktory zmienil sie w potwora.Poznala go, a jakze, po wlosach i bliznie na policzku po przebytej w dziecinstwie ospie.I chyba tylko po tym, bo twarz chlopaka zdazyla sie juz przeksztalcic w straszliwa maske.Kobieta zaczela plakac, cos chyba krzyczala do syna.Nawet zwrocil na nia uwage, spojrzal w jej strone, powachal, rozdymajac nozdrza, przewiercil jedynym szklistoczarnym okiem.Zasyczal, wywinal wargi, odslaniajac kly jadowe.Tego nie wytrzymala.Ze szlochem rzucila sie w strone soggotha i gdyby nie powstrzymaly jej silne rece mezczyzn, pewnie i przypadlaby do niego, chcac przytulic i pogladzic.A wtedy by ja zabil
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL