[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tak, ale dlaczego.?– Słuchaj, panie! Słuchaj mnie! – głos Dirka stał się sykiem.– Tak niewielu ludzi słucha tego, co koty mają do powiedzenia.Większość jedynie mówi do nas.Widzisz, mówią do nas, bo jesteśmy tak dobrymi słuchaczami.Czują się dobrze w naszej obecności.Nie pytamy i nie osądzamy.Po prostu słuchamy.Oni mówią, my słuchamy.Mówią nam o wszystkim! Mówią nam o swoich najgłębszych tajemnicach, o snach, o rzeczach, o których nie powiedzieliby nikomu innemu.Czasami robią to, panie, nie rozumiejąc nawet dlaczego.Kot zamilkł, a Ben zdał sobie nagle sprawę z tego, że tym razem nie mówił ogólnikami, a bardzo konkretnie.Nie mówił o kimkolwiek, a o kimś określonym.Wzniósł oczy ku samotnej sylwetce Władcy Rzek.Potem pomyślał znowu o sobie.– Dirk, co.?– Szszsz! – uciszył go kot.– Pozwól trwać ciszy, panie.Nie zakłócaj jej.Słuchaj jej głosu, jeśli jesteś w stanie usłyszeć – nie przerywaj jej.Kot powoli oddalił się w kierunku drzew, ostrożnie wyszukując suchszą drogę na przesiąkniętej wodą leśnej ściółce.Deszcz lał jak z cebra z pokrytego chmurami aż po widnokrąg nieba – szarego sklepienia opartego na wierzchołkach drzew.Cisza wypełniała ułamki chwil pomiędzy uderzeniami kropel deszczu.Otaczała swym płaszczem całe Elderew – domy i łączące je liany, drogi i place, i ogromny, pusty amfiteatr, którego zarys wyłaniał się z mroku za ciągle nieruchomą sylwetką Władcy Rzek.Ben słuchał ciszy – tak jak polecił mu Dirk – i niemal słyszał jej głos.Lecz co mówiła? Czego miał się od niej dowiedzieć? Wyzbyty nadziei, potrząsnął głową.Nie wiedział.Dirk zniknął gdzieś w oparach mgły – bladoszary cień.Poniechawszy dalszych prób wsłuchiwania się, Ben drgnął wreszcie z miejsca.TANIECTo, że Dirk ze Skraju Lasu miał w sobie coś bardzo szczególnego, nie ulegało wątpliwości.Można by powiedzieć, że wszystkie koty są w jakiś sposób szczególne, więc nic dziwnego, że kot wzięty wprost z zaczarowanego świata będzie jeszcze bardziej wyjątkowy, niż przeciętny mruczek.Ben jednak jakoś nie mógł się z tym pogodzić.Dirk był kotem szczególnym w stopniu wyższym, niż cokolwiek – powiedzmy – w Alicji w Krainie Czarów lub Dicku Whittingtonie, Dirk nadawał słowom zupełnie nowe znaczenia, a najbardziej denerwujące było w tym to, że Ben – choć próbował – nie potrafił zrozumieć, o co bestii chodzi!Kim właściwie był ów kot i co robił tam razem z Benem?Jakąż radością byłoby odnalezienie odpowiedzi na te pytania.Czas jednak nie pozwalał mu teraz na to.Kot – zarozumiałe stworzenie – poszedł przodem i Ben znowu zmuszony był spieszyć za nim.Coraz silniejszy, ulewny deszcz smagał go po twarzy, a wiatr przenikał zimnym powiewem.Nadchodził zmierzch, pogoda była coraz gorsza.Ben był przemoczony, zziębnięty, głodny i zniechęcony, choć wiedział, że nie zrezygnuje.Zdał sobie sprawę, że najchętniej położyłby się teraz w ciepłym, suchym łóżku.Było to jednak w tej chwili tylko nieziszczalne marzenie.Władca Rzek ledwie tolerował jego obecność.Poza tym – nie mógł przecież mar-nować czasu pozostałego mu na odnalezienie Willow.Przeszedł przez centrum Elderew.Kryjąc głowę przed podmuchami wiatru, przypominałjedną z tych pozbawionych twarzy, kryjących się w cieniu postaci.Po chwili zniknął w lesie.Światła domostw zniknęły za jego plecami.Ciemność otoczyła go mokrą, utkaną z deszczu zasłoną.Strzępiaste smugi mgły przelatywały obok jak poodrywane ogony latawców.Kłębiły się i przeplatały.Nawarstwiały się, by stworzyć coraz grubszą warstwę.Ben nie zwracał na to uwagi i parł naprzód.Był przy starych sosnach tyle razy, że mógł tę drogę pokonać z zamkniętymi oczami.Kilka chwil później był już na polanie – o kilka kroków za kotem.Rozejrzał się wokół wyczekująco, nie znalazł tu jednak niczego interesującego.Polana była pusta.Otaczały ją stare sosny, wiekowi strażnicy lasu, równie wilgotni i zimni, jak cała reszta tej krainy.Poszukiwałśladów pobytu Willow, lecz nie znalazł niczego, co mogłoby wskazywać, że tu była lub nie.Dirk obszedł całą polanę, obwąchując ziemię, po czym powrócił do schronienia pod konarami sosny i przysiadł zgrabnie.– Była tu dwie noce temu, panie – oznajmił.– Siedziała w pobliżu miejsca, w którym stoisz, gdy obserwowała taniec swej matki.Potem poddała się przemianie.Odeszła stąd o świcie.Ben spojrzał na kota.– Skąd to wszystko wiesz?– Dobry nos – rzekł Dirk.– Trzeba o niego dbać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL