[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stwór wydawał się ogromny z tej pozycji, a jego olbrzymie cielsko chwiało się na pokrytych stalową zbroją kończynach, biczowaty ogon zwinął się gotowy do uderzenia, a macki wyciągały się i omiatały wilgotne powietrze niczym szperacze.Ze stalowej skorupy unosiła się para, powstała z zetknięcia się rozgrzanego ciała z chłodem powietrza, skraplała się i skapywała na ulicę.Unosił macki, węsząc przy drzwiach i oknach, wzdłuż rynsztoków pod chodnikami, w kanałach ściekowych i wrakach starożytnych szkieletów obróconych w kamień wagonów.Przez chwilę Pe Eli myślał, że bestia wyśledzi go, ale potem coś odwróciło uwagę pełzacza i pobiegł, znikając w ciemnościach.Pe Eli czekał, aż stwór stał się ledwo słyszalny, po czym wymknął się ze swej kryjówki i ruszył w pościg.Przez resztę nocy szedł śladem Rake’a, ulicami i zaułkami, wzdłuż ciągów starych, olbrzymich budowli i skrajem urwiska otaczającego miasto od zachodu i północy.Pełzacz wchodził wszędzie, bestia na polowaniu, w nieustannym ruchu.Pe Eli skradał się za nim bez wytchnienia.Przez większość czasu jedynie słyszał stwora, ale nie widział go.Musiał być pewny, że nie podejdzie za blisko.Inaczej bestia wyczuje jego obecność i rzuci się za nim.Pe Eli stał się częścią mroku, jeszcze jednym fragmentem bezkresnego, kamiennego krajobrazu, stworzeniem z mgły i nicości, którego nawet Rake nie potrafił wykryć.Trzymał się chodników blisko ścian budynków, unikając ulic i plątaniny zapadni oraz otwartych przestrzeni.Nie spieszył się; szedł równym krokiem.Zabawa w kotka i myszkę wymagała ostrożności i cierpliwości.I nagle, tuż przed świtem, Rake znowu się pojawił.Widział go w przelocie parę minut temu, kiedy przemykał się ulicami w środkowej części miasta, blisko miejsca, w którym ukrywała się reszta kompanii.Słyszał szuranie jego łap i macek, skręt ciała, a potem już nic.Cisza.Pe Eli zwolnił, zatrzymał się i nasłuchiwał.Wciąż nic.Ostrożnie ruszył naprzód wąską uliczką, aż doszedł do głównej drogi.Ciągle ukryty w mroku zaułka, wyjrzał na zewnątrz.Po lewej ulica ginęła w mroku pomiędzy rzędami budynków sterczących w niebo, monotonnych i niewyraźnych.Po prawej przecinało ją skrzyżowanie.Stały tam dwie bliźniacze wieże z ogromnymi, ukrytymi w mroku krużgankami ginącymi w absolutnej czerni.Pe Eli przeszukał obie strony, nasłuchiwał przez chwilę i zaczął się wściekać.Jak mógł tak nagle stracić go z oczu? Jak mógł tak po prostu zniknąć?Zauważył, że powietrze się przejaśnia.Skrawek słonecznego kręgu wyłaniał się na świat spoza chmur, mgły i mroku Eldwist.Świtało.Rake pospieszy teraz do swej kryjówki.Może już to zrobił.Pe Eli zmarszczył brwi, a potem przebiegł wzrokiem nieprzenikniony mrok budynków po drugiej stronie drogi.Który z nich był jego kryjówką? – zastanawiał się.Chciał wyjść z ukrycia, żeby się rozejrzeć, kiedy szósty zmysł, na którym tak bardzo polegał, ostrzegł go, co się dzieje.Rake był już w kryjówce, ale nie z przyczyn, które sobie z początku wyobraził.Był tam, ponieważ szykował pułapkę.Wiedział, że intruzi dalej włóczą się po mieście, gdzieś w pobliżu.Wiedział, że muszą go zabić albo on zabije ich.Tak więc, na wypadek gdyby za nim szli, przyszykował zasadzkę.Teraz czekał, czy coś w nią wpadnie.Pe Eli poczuł przypływ chłodnej determinacji, kiedy cofał się w mrok bocznej uliczki.Uśmiechnął się i czekał.Mijały długie minuty.Cisza.Pe Eli czekał dalej.I nagle z cienia budynków naprzeciwko ulicy wynurzył się Rake, unosząc ciało tanecznym ruchem, niemal z gracją.Pe Eli wstrzymał oddech, kiedy potwór węszył w powietrzu, powoli obracając się dookoła.Zadowolony, ruszył naprzód.Pe Eli powoli wypuścił powietrze i poszedł jego śladem.Było coraz jaśniej i nocne powietrze zmieniło się w rodzaj szarej mgły pochłaniającej wilgoć, tak więc jeszcze trudniej było zobaczyć coś przed sobą.Mimo to Pe Eli nie zwolnił, polegając na swoim słuchu, który ostrzeże go przed niebezpieczeństwem, cały czas świadomy odgłosu poruszającego się przed nim Rake’a.Stwór nie przejmował się już pościgiem.Jego nocna praca była skończona; szedł do domu.Do legowiska Króla Kamienia, pomyślał Pe Eli, po raz pierwszy, od kiedy zaczął swoje polowanie, czując zniecierpliwienie.Dogonił Rake’a, kiedy tamten zwolnił przed prostokątnym budynkiem z ocienioną niszą, wysokim na trzydzieści stóp, a szerokim na dwa razy tyle.Czułki Rake’a dotknęły kamienia na szczycie niszy i ściana odsunęła się cicho, unosząc się w mrok.Nie oglądając się za siebie, Rake wśliznął się przez otwór.Kiedy był już w środku, ściana wróciła na swoje miejsce.Mam cię! – pomyślał zawzięcie Pe Eli.Jednak jeszcze przez godzinę nie ruszał się z miejsca, czekając, czy nic się nie wydarzy i upewniając się, że nie ma żadnej pułapki.Kiedy już był pewny, że jest bezpiecznie, wysunął się i pobiegł wzdłuż budynków, trzymając się bocznych uliczek, dopóki nie stanął przed ukrytym wejściem.Przyglądał mu się przez długi czas.Kamienna powierzchnia była płaska i gładka.Zauważył spoiny otworu od wnętrza niszy, ale nigdy nie zauważyłby drzwi, gdyby nie wiedział, że tam są.Wysoko nad swoją głową odszukał coś w rodzaju dźwigni, ledwie widocznej na tle szarego kamienia.Uchwyt wyzwalający mechanizm, pomyślał triumfalnie.Droga do środka.Stał tak jeszcze chwilę i zastanawiał się.Potem odszedł i przeszukał budynki po drugiej stronie ulicy w poszukiwaniu kryjówki.Kiedy będzie bezpieczny, usiądzie i wymyśli sposób uruchomienia tej dźwigni.Potem prześpi się do zmroku.Kiedy nadejdzie noc, obudzi się i poczeka, aż Rake będzie wychodził.A kiedy potwór wyjdzie, on wejdzie do środka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL