[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponieważ jednak na promie brakowało rąk do roboty, nie pozwolono im jeszcze pójść spać – musieli posprzątać, uzupełnić zapasy w barach i nakryć stoły do śniadania.Stewardzi protestowali.Doprowadziło to do gwałtownego i nieprzyjemnego incydentu.Za krzyki i wymachiwanie rękami wszyscy protestujący zostali zwolnieni z pracy przez szefa restauracji Antonio e Cunha.Szef powiadomił ich, że w Góteborgu zostaną wysadzeni na ląd.Niektórzy natychmiast się wycofali.Byli to w większości ludzie starsi, bez szans na znalezienie pracy, a do tego obarczeni rodzinami, które zostały w Portugalii.Podpisali więc nowe kontrakty – na jeszcze gorszych warunkach niż do tej pory: na krótszy okres i za niższe wynagrodzenie.Ponieważ armatorzy statków taniej bandery nie musieli liczyć się ze związkami zawodowymi, mogli pozwolić sobie na bezwzględność, jeśli ktoś z załogi zaczynał okazywać niezadowolenie – niezależnie od tego, jaką pełnił na statku funkcję.Starsi oficerowie dopiero to odkryli.Szesnastoletni – choć z dokumentów wynikało, że miał dziewiętnaście lat – pomocnik kuchenny Lucchetti był jednym z tych, którzy, mimo iż minęła północ, musieli dalej pracować.Filippo w końcu doszedł do siebie i pokonał chorobę morską.Odbyło się to jednak kosztem trzech tac potłuczonych naczyń, a szef zaopatrzenia Uguccioni miał pełną dezaprobaty minę.Na całym statku odbywała się już zmiana wachty, a pracownicy obsługi kuchni powoli kończyli pracę i rozchodzili się do swych kabin.Lucchetti natomiast, spocony jak mysz, za karę musiał posprzątać kuchnię.Ponieważ zerwał się pas transmisyjny starej, wielkiej zmywarki, nagromadziły się stosy brudnych naczyń.Miał więc roboty co najmniej do następnej zmiany wachty – będzie musiał ręcznie pozmywać wszystkie talerze!Jednak pomimo choroby morskiej i bólu mięśni nienawykłych do pracy fizycznej, Filippo zapanował nad swoim niezadowoleniem.Dawny kandydat na mafiosa był dostatecznie cwany, by nie przyłączyć się do grupy niezadowolonych.Nie mógł bowiem pozwolić sobie na poddanie się kontroli szwedzkich urzędników imigracyjnych.Miał przecież patenty i książeczkę marynarską nieżyjącego człowieka! Przynajmniej na razie nie siedział w więzieniu.I nie leżał na Cimitero Monumentale.I nadal cieszył się swoimi klejnotami!Były Picciotto di Onore Lucchetti, z rękoma umarzanymi po łokcie w wodzie z płynem do zmywania, pocieszał się myślą, że jest to cena, jaką musi zapłacić, aby stać się uczciwym człowiekiem.Nawróconym grzesznikiem, który porzucił wszelkie myśli o wendecie przeciwko bliźnim.A gdyby nic się nie poprawił, to zawsze może sobie pozwolić na jeszcze jeden upadek moralny.Jeśli wówczas skrzyżują się na lądzie jego ścieżki z drogą Uguccioniego, to może jeszcze temu sukinsynowi dać niezłą nauczkę.Najlepiej w jakiejś ciemnej alei, gdzie wychowany na ulicy łobuziak czuł się jak w domu.Pomocnik kuchenny Lucchetti nie pomyślał o tym, że zmywalnia znajduje się w dziobowej części pokładu B.Brudne naczynia zwożono mu na dół małą windą z kuchni usytuowanej cztery piętra wyżej.W sytuacj i zagrożenia jego miej – see pracy stanie się odizolowane jak cela więzienna.Jedyna droga ucieczki prowadziła przez ciąg stalowych korytarzy, których nasz marynarz, doświadczony jedynie w sprawie sfałszowanych dokumentów, w ogóle nie znał.Ważne role tej nocy odegrają też czterej stewardzi, pilnujący aż do zamknięcia kilku barów na „Orion Venturerze”.Dodatkowo na nocną zmianę wyznaczono tych ludzi, którzy mieli już za sobą czterogodzinną wachtę – polecono im po prostu pracować dalej.Na przykład nocnemu strażnikowi Conroyowi, czy stewardowi kabinowemu, Portugalczykowi Pinheiro Cardoso, jednemu z czterech członków obsługi hotelowej promu, zajmujących się pasażerami na pokładzie E – w jego wypadku częścią rufową na prawej burcie.Trzeba przyznać, że Pinheiro nie pracował wiele tego wieczora.Większość wachty spędził na próbach założenia kamizelki ratunkowej.Usiłował dociec, jak sprawić, by nie zsuwała mu się do kolan.Łaził też po promie, aby rozeznać się w rozkładzie labiryntu korytarzy, krzyżujących się bez ładu i składu.Próbował przy tym nie pytać pasażerów o drogę.Schodził też jak tylko mógł z publicznego widoku.Chował się w niewielkim pomieszczeniu sanitarnym, gdzie trzymał w objęciach plastikowe wiaderko jeszcze czulej niż swego bliskiego przyjaciela z okrętowej piekarni, Jorge Guimaresa.Dawny kelner z portugalskiego hotelu nie nadawał się do pracy nawet na stałym lądzie, a co dopiero na tej barco grandę.Nurtowały go te same problemy, co młodszego płatnika Marianne Norgaard.Gdy wskazówki zegara pokazały północ, Portugalczyk opróżnił wiaderko po raz chyba pięćdziesiąty od czasu, gdy rozpoczął wachtę.Zwalił się następnie na podłogę w kącie swego prywatnego piekła i zaczął się modlić do Błogosławionej Dziewicy Marii, aby statek zatonął jak najszybciej, ponieważ nie wytrzyma już dłużej.On naprawdę nie był stworzony do takich rze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL