[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapewne, doszła do wniosku, postanowił się nią po prostu zaopiekować.Diona niewiele wiedziała o mężczyznach i o miłości, choć życie rodziców było dla niej przykładem szczęścia, które pragnęła osiągnąć we własnym małżeństwie.Simon chciał ją obejmować i całować, co napawało Dionę wstrętem.Markiz był zupełnie inny, lecz i on nie ofiarowywał jej takiej miłości, na którą czekała i którą mogłaby przyjąć, nie tracąc przy tym szacunku dla samej siebie.- Uratował mnie, ale nie mogę mu ulegać - postanowiła.A jeśli stryj odnajdzie ją i ponownie zacznie nakłaniać do małżeństwa z Simonem? Byłoby to straszne i poniżające.Sama myśl o związku z kuzynem, o jego dotyku i pieszczotach, sprawiła, że Dionę zalała fala obrzydzenia.Musiała chyba zadrżeć, gdyż markiz obrócił się ku niej i zapytał:- Wszystko dobrze? Nie jest ci zimno?- Nie, oczywiście, że nie.Zatrzymali się tylko, by wymienić konie i natychmiast ruszyli dalej.Roderic podróżował w towarzystwie Sama innym faetonem.Markiz powoził osobiście i Diona domyśliła się, że ma on zamiar pobić swój własny rekord przejazdu do Londynu.Gdy nareszcie dotarli do Irchester House, Dionę znów ogarnął lęk.Weszła za markizem do ogromnej sieni, gdzie powitał ich starszy mężczyzna.Był to pan Swaythling, osobisty sekretarz, mający pieczę nad wszystkimi domami markiza.Diona znała go ze słyszenia, gdyż jego nazwisko padało niejednokrotnie podczas rozmów markiza i Ro-derica.- Otrzymałeś wiadomość, Swaythling? - zapytał Irchester.- Tak, milordzie.Posłaniec przyjechał pół godziny temu.- Wykonałeś moje instrukcje?- Wszystko zostało urządzone zgodnie z pańską wolą, milordzie.- Świetnie! - wykrzyknął markiz i zwrócił się do Diony:- To jest mój sekretarz, pan Swaythling, który z właściwą sobie operatywnością zdołał już znaleźć dla ciebie przyzwoitkę.Sekretarz z szacunkiem skłonił się przed Dioną.- Mam nadzieję, panno Grantley, że będzie pani zadowolona.Przypuszczam, że teraz pragnie pani obmyć się i przebrać po podróży, bo, jak sądzę, była to bardzo szybka jazda.Na górze czeka na panią ochmistrzyni, pani Norton.- Dziękuję - odparła krótko Diona.Markiz w milczeniu przyglądał się, jak powoli idzie po schodach - smutna, onieśmielona i samotna.Gdy pan Swaythling zwrócił się do niej po nazwisku, zdała sobie nagle sprawę, że nadszedł moment, kiedy jej pozycja w domu markiza musi zostać ostatecznie jasno sprecyzowana.Pani Norton dygnęła.Diona skinęła jej głową.- Panienka jest pewnie śmiertelnie zmęczona.Jechać ze wsi z taką szybkością, z jaką jego wysokość zawsze pędzi! Gdybym to ja miała podróżować, w którymś z tych szybkich powozów, umarłabym chyba ze strachu.- Mnie to sprawiło przyjemność, chociaż, mam wrażenie, że jestem cała pokryta kurzem - uśmiechnęła się dziewczyna.Wyruszając w drogę, Diona włożyła najlepszą suknię i kapelusz.Nie musiała więc wstydzić się swojego wyglądu w tym eleganckim domu.Rozejrzała się po pokoju.Był ogromny, a okna wychodziły na ogród.- Słyszałam, że bagaż panienki gdzieś się zapodział.Krawcowe będą tu w ciągu godziny.- Krawcowe? - zdumiała się Diona.Już miała powiedzieć, że nie stać jej na nowe suknie.Tym bardziej nie miała zamiaru pozwolić, aby markiz za nie płacił, gdy nagle przypomniała sobie, że przecież teraz jest bardzo bogata.Podczas podróży tak zaprzątnięta była rozmyślaniami o Lenoxie Irchesterze, że zupełnie zapomniała, po co w gruncie rzeczy przyjechał stryj i jak ważną wiadomość uzyskała dzięki tej nieprzyjemnej wizycie.Była naprawdę bogata.Niezwykłe uczucie po długim okresie niedostatku.Od momentu przybycia Diony do Grantley Hall nieustannie podkreślano jej ubóstwo, ciągle przypominano o długach ojca.Teraz to już się nigdy nie powtórzy.Dobrze pamiętała matkę chrzestną.Lady Campbell, choć dużo starsza, przyjaźniła się ogromnie z panią Grantley.Obecnie musiała by mieć już chyba dobrze po siedemdziesiątce, myślała Diona.Udręczona atmosferą panującą w domu stryja, Diona nie raz miała ochotę zwrócić się o pomoc do lady Campbell, lecz wszelki kontakt z nią urwał się na dwa lata przed śmiercią matki.Chrzestna mieszkała w Northumber-land, za daleko dla Diony.- Widocznie przez ten czas jednak myślała o mnie.Wiem przecież, jak bardzo nas kochała - snuła rozważania Diona - i dlatego uczyniła mnie swoją spadkobierczynią.Dziewczyna żałowała, że nie próbowała zobaczyć się, czy choćby napisać do staruszki, ale po śmierci rodziców czuła się tak przygnębiona i bezradna, iż nie potrafiła zdobyć się na jakikolwiek wyraz sprzeciwu wobec stryja.- Byłam słaba i samolubna - skarciła się w duchu.- Ojciec nigdy nie zaniedbał starych przyjaciół.Jaka szkoda, że nie można cofnąć czasu.Potem myśli jej popłynęły innym torem.Gdyby pieniądze nadeszły za życia rodziców, mogliby cieszyć się nimi we trójkę.Diona kupiłaby ojcu najlepsze konie i nie doszłoby do wypadku z dzikim ogierem.Pojechaliby też do Londynu, jak pragnęła matka, i Diona wystąpiłaby na wielkim balu jak prawdziwa de-biutantka.Teraz było już za późno.Pieniądze nie miały dla niej znaczenia, tyle że uniezależniały ją od łaski stryja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL