[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wsunąłwolny koniec długiej rurki, połączonej drugim końcem z wentylatorem,do jej ust, głęboko pomiędzy strunami głosowymi aż do tchawicy.Urządzenie systematycznie pompowało powietrze poprzez rurkę w tcha-wicy, oddychając za nią.Gdy działał już aparat dostarczający Annie bogate w tlen powietrze,naciąłem jej klatkę piersiową wzdłuż starej blizny, przeciąłem mostek ażdo podstawy szyi i odsunąłem się na bok, gdy lekarka wprowadziłarozszerzacz i rozwarła go, otwierając jej klatkę piersiową.Odciągnąłemna bok przekłute osierdzie i natychmiast zabrałem się za oczyszczaniebliznowatej tkanki, która znajdowała się dookoła.Przy każdym ruchuobawiałem się, aby mój szew kapciuchowy nie puścił.Udało się.Poprzednia operacja na otwartym sercu Annie pozostawiła mnóstwozabliźnionych miejsc, które spowalniały moją pracę.Założyłem jedenszew na aorcie wstępującej, następnie dwa szwy na prawym przedsionku.Wstrzyknąłem bezpośrednio do serca środek o nazwie heparyna, abyzapobiec krzepnięciu krwi, gdy przepływała przez respirator orazmaszynę do krążenia pozaustrojowego, następnie przeprowadziłem rurkizwane kanulami przez trzy nowo założone szwy kapciuchowe w celupodłączenia Annie do mechanicznego płucoserca.390Wszyłem je, a gdy to zrobiłem, serce Annie przestało bić.Skinąłem doperfuzjonistki: -Twoja kolej.Pokiwała głową, podłączyła linię i natychmiast osocze wypełniłoopróżniony układ krwionośny.W ciągu kilku sekund jej tętnice i żyływypełniły się, tlen dotarł do najdalszych części jej ciała i, przynajmniej najakiś czas, Annie ożyła.Nie wiedziałem jednak, jak długo pozostawała martwa i jakiezniszczenia, którym uległ mózg, ujawnią się, gdy się obudzi, o ile sięobudzi.Odgarnąłem z jej buzi przepocone włosy, cofnąłem się z powodunapływu zawrotów głowy.Będę przejmował się ewentualnymiuszkodzeniami w ciągu następnych dni.Teraz musiałem znaleźć serce.Sal nakazał zespołowi pielęgniarek i lekarzy wysterylizowaćwszystko dookoła, począwszy od klatki piersiowej dziewczynki.Przyglądałem się urządzeniom monitorującym funkcje życiowe Annie iuświadomiłem sobie, że śpiąc, miała teraz w sobie więcej życia niż wciągu wielu ostatnich lat.Gdy zastanawiałem się, jak znaleźć dla Annie, idla siebie również, wyjście z sytuacji, w którą właśnie nas wplątałem,pielęgniarka klepnęła mnie w ramię.- Doktorze? -Tak.Wskazała na telefon wiszący na ścianie tuż przed salą:- Linia pierwsza.Spojrzałem na Sala:- Możesz nad tym wszystkim zapanować, dopóki nie wrócę?Pokiwał głową i kontynuował instruowanie lekarzy i pielęgniarek,którzy spoglądali na mnie tak, jakbym postradał właśnie rozum.Wyszedłem na korytarz, wyszorowałem dłonie pod kranem ipodniosłem słuchawkę:391-Mów.- Jak tam nasza dziewczyna? - odezwał się Royer.- Żyje- Ile mamy według ciebie czasu?Zastanowiłem się:- Trochę mamy.Kilka minut temu podłączyłem ją do pompy.Prawie widziałem Royera spoglądającego na zegarek i za-pamiętującego dokładny czas.- Dobra, na razie niech tak zostanie.Ruszam do Nashville.Być możejest serce.Słowa „być może jest serce" rozeszły się po moim ciele niczymosocze przemierzające ciało Annie.Przed oczami widziałem jej obrazstojącej na palcach, naprężającej plecy, nad którymi powiewały żółtewstążki, i krzyczącej: „Lemoniaaada!", by cały świat usłyszał.- Co wiesz? - spytałem krótko.- Niewiele, ale zadzwonię do ciebie, gdy już wylądujemy, i zobaczę, zczym mamy do czynienia.powiedzmy za około dwadzieścia siedemminut.Rozejrzałem się dookoła, spoglądając na prawie niekontrolowanychaos biegających wokoło mnie lekarzy i pielęgniarek.- Nie ruszam się stąd, aż dotrzesz tutaj z sercem, albo -przerwałem, poraz pierwszy rozważając możliwe opcje - nie dotrzesz.Royer nie odzywał się przez chwilę.- Dwadzieścia sześć minut.Trzymaj wszystko w pogotowiu.Irozglądaj się za naszym zespołem.Powinni tam niedługo być.Wszystkimsię zajmą.Ty musisz tylko zaprowadzić ich do Annie.- Dobrze.392Odłożyłem słuchawkę i spojrzałem na pracownika technicznegonieopodal, który zawzięcie gryzmolił coś na formularzu:-Jesteś zajęty?- Nie, proszę pana, nie bardzo.- To dobrze, chciałbym, abyś usiadł tutaj i nie pozwolił nikomu,powtarzam, nikomu, nawet samemu prezydentowi, telefonować z tegoaparatu.Jasne?Podniósł się, stanął przed telefonem, skrzyżował ręce na piersiachniczym bramkarz i powiedział:- Jasne, proszę pana.W tym momencie usłyszałem kobiecy krzyk w poczekalni izbyprzyjęć.Słychać było odgłosy przepychanki, coś rozbiło się o ścianę ipojawiała się Cindy, biegnąc przez podwójne drzwi korytarzem w mojąstronę.Zmierzała do sali operacyjnej, gdy zastąpiłem jej drogę.Wpadliśmy na siebie, Cindy przewróciła nas oboje na podłogę, na którąupadliśmy z impetem.Skierowała palec w stronę mojej twarzy.- Reese! Powiedz mi natychmiast! Chcę wiedzieć od razu!Przyciągnąłem ją do siebie, objąłem jej ramiona swoimi i ująłem wdłoń tył jej mokrej głowy:- Żyje.Uderzyła mnie pięścią w klatkę, a potem chwyciła za koszulę,przyciągając do siebie i siebie do mnie.Uświadomiłem sobie, że nie dotarło do niej, pokazałem więc wkierunku sali operacyjnej i powtórzyłem:- Ona żyje.-Jak to? - zapytała.Pokręciłem głową:- Nie teraz - skinąłem w stronę telefonu.- Przed chwilą telefonowałRoyer.Ma serce.Jest w drodze i zadzwoni znowu393za.- spojrzałem na zegarek, którego nie było na moim ręku - okołodwadzieścia minut.Cindy ukryła twarz w dłoniach, doszła do siebie i zobaczyłem swojąomegę tykającą na jej nadgarstku.Delikatnie odpiąłem ją i założyłem naswoją rękę.Spojrzała na mnie:- Czegoś ci potrzeba?Przez moment pomyślałem o sobie.Spróbowałem się uśmiechnąć.- Napiłbym się jakiejś lemoniady.Cindy spuściła głowię, mówiąc:- Ja też.Usiedliśmy na podłodze, a ja kołysałem ją w ramionach pośródbiegającego wkoło nas personelu.Gdy odzyskała oddech, powiedziałem:- Muszę przyjąć kroplówkę, aby uzupełnić nieco płynów, którestraciłem, a potem coś bym zjadł.Czeka nas parę ciężkich godzin i będępotrzebował więcej energii, niż czuję, że mam w tym momencie.Cindy otarła łzy i ruszyła do baru.W poczekalni odnalazłem Charliego i Termita, zaprowadziłem ich dogabinetu, w którym lekarka z helikoptera podała dwie kroplówki,pierwszą Charliemu, a drugą mnie.Badała nas, a ja jadłem batona.Obmyła i obejrzała rany Charliego, które były głębokie i nadal krwawiły,a potem spojrzała w moim kierunku.- Może lepiej pan się temu przyjrzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL