[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Johnny okrêca siê na piêcie, jest oœlepiony, lecz nadal (a jak¿e, apewnie, a co) widzi wszystko znakomicie.Piorun r¹bie w Topolow¹ szybciej, ni¿gaœnie b³yskawica.Jest tak g³oœny, ¿e Johnny ma wra¿enie, i¿ go ktoœ trzepn¹³rêkami po uszach.Widzi, ¿e piorun uderzy³ pomiêdzy posesje policjanta iJacksonów, w opuszczony dom Hobartów.Zdruzgota³ ozdobny komin, zainstalowanyprzez Williama Hobarta w zesz³ym roku, nim zaczê³y siê jego k³opoty ipostanowi³ wystawiæ dom na sprzeda¿.Od pioruna zapala siê gontowy dach.Zanimjeszcze grzmot przestaje ok³adaæ ich sw¹ piêœci¹, zanim nozdrza Johnny'egozd¹¿¹ wychwyciæ z powietrza znajomy zapach ozonu, nad opuszczonym domem wykwitakorona p³omieni.Ogieñ - prawie z³udzenie optyczne - p³onie wœciekle wzacinaj¹cej ulewie.- O jasssna dupa - mówi Jim Reed, stoj¹cy wci¹¿ przed drzwiami Carverów zRalphiem w ramionach.Dzieciak - zauwa¿a Johnny - przerzuci³ siê teraz na ssanie kciuka.Jest te¿jedyn¹ poza nim samym osob¹, która nie przygl¹da siê ju¿ p³on¹cemu domowi.Patrzy w górê ulicy.Johnny widzi, jak jego oczy rozszerzaj¹ siê ze zdumienia ijak wyjmuje z buzi kciuk.Zanim zaczyna wrzeszczeæ z przera¿enia, do uszupisarza dobiegaj¹ dwa wyraŸne s³owa.i znów to ob³êdne, niesamowite uczucie,¿e s¹ mu sk¹dœ znajome.Jakby ze snu.- Senny Wêdrowiec - mówi ch³opiec.Po czym, jak gdyby te s³owa stanowi³y magiczne zaklêcie, cia³o Ralphiego tracisw¹ nienaturaln¹ woskow¹ sflacza³oœæ.Malec zaczyna krzyczeæ ze strachu iwykrêcaæ siê w ramionach Jima Reeda.Ch³opak jest zaskoczony, tote¿ upuszczadzieciaka, który l¹duje na ty³ku.To musi boleæ jak wszyscy diabli - myœliJohnny, ruszaj¹c bez zastanowienia w ich stronê; po ma³ym jednak nie widaæbólu, jedynie lêk.Wyba³uszaj¹c oczy, nadal gapi siê w górê ulicy.Jednoczeœniezaczyna gor¹czkowo m³Ã³ciæ stopami o ziemiê i odpychaj¹c siê sun¹æ na siedzeniuw kierunku drzwi.Marinville, który stoi ju¿ na pocz¹tku podjazdu Carverów, odwraca siê i widzikolejne dwie furgonetki skrêcaj¹ce z ulicy NiedŸwiedziej w Topolow¹.Ta naczele jest landrynkowo ró¿owa i ma tak op³ywowe kszta³ty, ¿e kojarzy siêJohnny'emu z gigantyczn¹ landrynk¹ o b³yszcz¹cych oknach.Na dachu ma radar wkszta³cie walentynkowego serca.W innych okolicznoœciach mo¿na by j¹ nazwaæs³odk¹, teraz jednak robi tylko wra¿enie cudacznej.Z obu stron landrynkiwystaj¹ jakieœ zagiête, aerodynamiczne kszta³ty.Przypominaj¹ boczne p³etwyalbo mo¿e krótkie, pêkate skrzyd³a.Za tym pojazdem, który mo¿e siê i nazywa (a mo¿e nie) Sennym Wêdrowcem, sunied³ugi czarny wehiku³ z brzuchat¹, przyciemnion¹ przedni¹ szyb¹ i muchomorowat¹w formie, równie¿ czarn¹, wie¿yczk¹ na dachu.Ozdabiaj¹ ten hebanowy koszmarchromowane zygzaki kojarz¹ce siê natychmiast z niedbale tylko zamaskowanymiinsygniami SS.Pojazdy nabieraj¹ szybkoœci, ich silniki pomrukuj¹ nieg³oœno, z rytmicznymzaciêciem.W lewej burcie ró¿owego samochodu otwieraj¹ siê spore okienka w formie Ÿrenic.Na dachu czarnej furgonetki, wygl¹daj¹cej jak karawan usi³uj¹cy udawaælokomotywê, rozsuwa siê muchomorowa kabina.Ukazuj¹ siê w niej dwie postacie zestrzelbami.Jedna jest brodat¹ istot¹ ludzk¹.Podobnie jak kosmita z b³êkitnegopojazdu, ma na sobie z³achmaniony i postrzêpiony mundur z wojny secesyjnej.Osobnik siedz¹cy obok ubrany jest w innego rodzaju uniform: czarny, zestójkowym ko³nierzem, ugarnirowany srebrnymi guzikami.Podobnie jak chromyfurgonetki, ubiór ten ma w sobie coœ nazistowskiego.Co innego jednak przyci¹gawzrok Johnny'ego i œciska go za krtañ tak, ¿e wiêŸnie w niej ostrzegawczyokrzyk.Ponad stójk¹ ko³nierza nie ma nic, tylko pustka.On nie ma twarzy - przelatujeJohnny'emu przez g³owê na sekundê przed tym, gdy z ró¿owego i czarnego wehiku³uzaczynaj¹ padaæ strza³y.- On nie ma twarzy; to coœ w ogóle nie ma twarzy.I Johnny'emu Marinville'owi, który widzi wszystko, przychodzi na myœl, ¿e mo¿epo prostu umar³.¯e mo¿e trafi³ do piek³a.List Audrey Wyler (Wentworth, stan Ohio) do Janice Conroy (Plainview, stan NowyJork) datowany 18 sierpnia 1994 roku:Droga Janice,dziêkujê Ci bardzo za telefon.Oczywiœcie za przys³anie kondolencji te¿, niemasz jednak pojêcia, jak dobrze by³o us³yszeæ wczoraj Twój g³os - jakbym siênapi³a ch³odnej wody w upalny dzieñ.Albo raczej us³ysza³a glos kogoœnormalnego, siedz¹c w domu dla ob³¹kanych!Czy to, co mówi³am przez telefon, w ogóle mia³o dla Ciebie jakiœ sens? Nieca³kiem pamiêtam.Odstawi³am prochy - "pieprzyæ ten syf" - jak mówiliœmy wcollege'u - ale dopiero od paru dni i chocia¿ Herb bardzo siê przyk³ada dopomocy, moje ¿ycie to ostatnio kompletny groch z kapust¹.Zaczê³o siê towszystko, kiedy zadzwoni³ kolega Billa, Joe Calabrese, i powiedzia³, ¿e mójbrat, jego ¿ona i dwoje starszych dzieci nie ¿yj¹, ¿e zastrzelili ich zsamochodu.Ten cz³owiek, którego nigdy w ¿yciu nie widzia³am, p³aka³ tak, ¿etrudno go by³o zrozumieæ, i by³ tak wstrz¹œniêty, ¿e nie owija³ niczego wbawe³nê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL