[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I nawet to ziarno, które nam się trafiło, okazało się nic nie warte.- Oho-ho… - wymruczał Van der Hoose i wyszedł.Ja też miałem ogromną ochotę wyjść i zobaczyć, jak tam Majka.Ale spojrzałem na chronometr - do końca nadawania zostało jeszcze z dziesięć minut.Komow szeleścił czymś i krzątał się za moimi plecami.Potem jego ręka wyciągnęła się nad moim ramieniem i położyła na pulpicie błękitny blankiet depeszy.- To tekst wyjaśnienia - powiedział Komow.- Nadaj to, jak tylko przekażesz nagranie.Przeczytałem depeszę.EZ-2, KOMOW - BAZA, GORBOWSKI.KOPIA CENTRUM, BADER.PRZESYŁAM NAGRANIE Z NADAJNIKA TYPU TG NOSICIEL MAŁY.NAGRANIE TRWAŁO OD 13.46 DO 17.42 CZASU POKŁADOWEGO.PRZERWANE WSKUTEK PRZYPADKOWEGO WŁĄCZENIA LAMPY BŁYSKOWEJ Z POWODU MOJEJ NIEUWAGI.W CHWILI OBECNEJ SYTUACJA JEST NIEJASNA.Nie zrozumiałem i przeczytałem depeszę jeszcze raz.Potem obejrzałem się na Komowa.Siedział w poprzedniej pozie opierając podbródek na splecionych palcach i patrzył na ekran obserwacyjny.Nie powiem, żeby moje serce przepełniła gorąca wdzięczność.Nie, nie przepełniła.Zbyt mało sympatii czułem do tego człowieka.Ale nie mogłem mu nie oddać sprawiedliwości.Na jego miejscu nie każdy postąpiłby tak zdecydowanie i po prostu.Właściwie nie jest ważne, dlaczego tak postąpił - czy dlatego, że zlitował się nad Majką (raczej wątpię), czy zawstydził się swojej brutalności (to chyba bliższe prawdy), czy też dlatego, że należy do takich zwierzchników, którzy zupełnie szczerze uważają postępki podwładnych za własne.W każdym razie niebezpieczeństwo, że Majka wyleci z kosmosu jak z procy, wydatnie się zmniejszyło, a pozycja i renoma samego Komowa wydatnie się pogorszyła.Dobra, drogi ksenopsychologu, to będzie zapamiętane.Takie uczynki należy ze wszech miar popierać.A z Majką jeszcze porozmawiamy.Rzeczywiście, po kiego diabła? Co ona - dziecko? Lalkami się chciała pobawić?Automat brzęknął, wyłączył się, przystąpiłem więc do nadawania depeszy.Wszedł Van der Hoose pchając przed sobą stolik na kółkach.Bezszelestnie, z niezwykłą zręcznością, która przyniosłaby zaszczyt najbardziej wykwalifikowanemu robotowi, postawił tacę z talerzykami przy prawym łokciu Komowa.Komow podziękował z roztargnieniem.Wziąłem sobie szklankę soku pomidorowego, wypiłem i nalałem jeszcze.- A sałatka? - zapytał zmartwiony Van der Hoose.Pokręciłem głową i powiedziałem do pleców Komowa:- Skończyłem.Czy mogę iść?- Tak - odparł Komow nie odwracając głowy.- Proszę nie opuszczać statku.W korytarzu Van der Hoose powiedział:- Majka je obiad.- Histeryczka - powiedziałem ze złością.- Przeciwnie.Powiedziałbym, że jest spokojna i zadowolona.I nawet cienia skruchy.Razem poszliśmy do mesy.Majka siedziała przy stole, jadła zupę i czytała jakąś książkę.- Czołem, aresztancie! - powiedziałem siadając przed nią ze swoją szklanką.Majka oderwała się od książki i spojrzała na mnie przymrużając jedno oko.- Jak zwierzchność? - zapytała.- W ciężkiej zadumie - powiedziałem patrząc na nią.- Zastanawia się, czy natychmiast powiesić cię na fok rei, czy też przewieźć do Dover, gdzie zawiśniesz na łańcuchach.- A co na horyzoncie?- Bez zmian.- Tak - powiedziała Majka - teraz on już więcej nie przyjdzie.Powiedziała to z wyraźnym zadowoleniem.Oczy miała wesołe i zdecydowane na wszystko, jak wtedy.Wypiłem łyk soku i spojrzałem z ukosa na Van der Hoosego.Van der Hoose z markotnym wyrazem twarzy dojadał moją sałatkę.Nagle przyszło mi do głowy, że nasz kapitan musi Bogu dziękować, że nie on kieruje tą operacją.- Tak - powiedziałem - wygląda na to, że zorwałaś nam kontakt.- Przykro mi - krótko odparła Majka i znowu wsadziła nos w książkę.Ale nie czytała.Czekała na dalszy ciąg.- Miejmy nadzieję, że nie jest tak źle - powiedział Van der Hoose.- Miejmy nadzieję, że to tylko kolejna komplikacja.- Myślisz, że Mały wróci? zapytałem.- Myślę, że tak - powiedział Van der Hoose z westchnieniem.- Za bardzo lubi zadawać pytania.A teraz, jak sam rozumiesz, powstało mnóstwo nowych.Dojadł sałatkę i wstał.- Pójdę na mostek - poinformował nas.- Jeśli mam być szczery, jest to bardzo brzydka historia.Rozumiem cię, Majka, ale w żadnym stopniu nie usprawiedliwiam.Tak się nie robi…Majka nie odpowiedziała i Van der Hoose wyszedł pchając przed sobą stolik.Jak tylko jego kroki ucichły, zapytałem, starając się mówić grzecznie, ale surowo.- Zrobiłaś to niechcący, czy umyślnie?- A jak przypuszczasz? - zapytała Majka patrząc w książkę.- Komow wziął winę na siebie - powiedziałem.- To znaczy?- Jak się okazuje, lampa błyskowa zapaliła się na skutek jego nieuwagi.- To urocze - powiedziała Majka.Odłożyła książkę i przeciągnęła się.- Wielkopański gest.- To wszystko, co mi masz do powiedzenia?- A czego właściwie chcesz ode mnie? Szczerego wyznania winy? Skruchy? Fontanny łez?Znowu napiłem się soku.Jeszcze nad sobą panowałem.- Przede wszystkim chcę wiedzieć, czy zrobiłeś to niechcący, czy umyślnie?- Umyślnie.Co dalej?- Dalej chciałbym się dowiedzieć, dlaczego to zrobiłaś?- Zrobiłam to dlatego, żeby raz na zawsze skończyć z tym świństwem.Dalej?- Jakie świństwo? O czym ty mówisz?- To było ohydne! powiedziała Majka z siłą.- To było nieludzkie.Nie mogłam siedzieć z założonymi rękami i patrzeć, jak wstrętna komedia przemienia się w tragedię.- Odrzuciła książkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL