[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Calli był wielkim, przyjemnym człowiekiem.- Pani kapitan Wong, to jest Ron, najlepszy Trzeci pochodzący z Układu Słonecznego.ale Ron był mały, chudy, zbudowany w jakiś nieprzyjemnie umięśniony sposób; mięśnie piersiowe jak żłobione metalowe płyty pod woskowatą skórą; brzuch jak żebrowate rury, ramiona jak plecione kable.Nawet mięśnie twarzy opierały się na tylnej części szczęki i wcinały w oddzielone kolumny szyi.Był niechlujnym świńskim blondynem o szafirowych oczach, ale jedyny widoczny dowód na poddanie się operacji kosmetochirurgicznej stanowiła wielka czerwona róża rosnąca na ramieniu.Rzucił im szybki uśmiech i dotknął czoła palcem, udając, że salutuje.Guzkowate paznokcie wyglądały jak węzły z białej liny.- Kapitan Wong szuka załogi.Ron uniósł się na stołku, odchylił głowę do tyłu; wszystkie mięśnie jego ciała poruszały się jak węże w mleku.Celnik zobaczył, jak Rydra otwiera szeroko oczy, ale nie rozumiał tej reakcji, więc zignorował ją.- Nie mamy Pierwszego - rzucił Ron.Jego uśmiech był zarazem szybki i smutny.- A gdybym znalazła wam Pierwszego?Nawigatorzy wymienili spojrzenia.Calli odwrócił się w stronę Rydry i potarł nos kciukiem.- Wie pani, ale w Trójce.Lewa ręka Rydry złapała jego prawą.- Trójka, rozumiem.Oczywiście będziecie mogli zgodzić się na mój wybór lub nie.- Cóż, to bardzo trudne, by ktoś inny.- To niemożliwe.Ale wybór należy do was.Ja tylko podpowiadam.I moje podpowiedzi są dobre.Co wy na to?Kciuk Callego przemieścił się od nosa do ucha.Mężczyzna wzruszył ramionami.- Nie dostaniemy lepszej oferty.Rydra spojrzała na Rona.Dzieciak oparł nogę o barowy stołek, objął dłonią kolano i spojrzał na swoją rzepkę.- My na to, że zobaczymy, kogo wybierzesz.Skinęła głową.- Zgoda.- Nie ma za dużo zleceń dla niekompletnych Trójek.- Calli położył dłoń na ramieniu Rona.- Tak, ale.Rydra uniosła wzrok.- Obejrzyjmy walkę.Siedzący wzdłuż lady ludzie podnosili głowy.Klienci usadowieni przy stołach rozkładali siedzenia foteli.Kubek Callego stuknął o ladę, a Ron oparł obie stopy na stołku i przysiadł na barze.- Na co oni patrzą? - spytał celnik.- Gdzie wszyscy.?Rydra położyła mu rękę na karku i zrobiła coś takiego, że równocześnie zaśmiał się i obrócił głowę.A potem wziął głęboki oddech i wypuścił wolno powietrze.Dymna nieważka kula, unosząca się w przestrzeni, rozbłysła kolorowym światłem.W sali zrobiło się ciemno.Światło reflektorów o mocy tysięcy watów padło na plastikową powierzchnię i zabłysło na twarzach zgromadzonych poniżej, a dym w jaskrawej kuli znikał.- Co to ma być? - spytał celnik.- Czy to tam walczą?Rydra przesunęła ręką po ustach, a on o mało nie zadławił się językiem, ale umilkł.I oto Srebrny Smok, bije skrzydłami w dymie; srebrne pióra jak zderzające się ostrza, podskakujące łuski na ogromnych pośladkach.Rozciąga trzymetrowe ciało i wije się w polu antygrawitacyjnym.Zielone wargi wygięte w przebiegłym uśmiechu, srebrne powieki mrugają nad zielonymi tęczówkami.- To kobieta! - wysapał celnik.Po publiczności przetoczył się pełen aprobaty szum: pstrykanie palcami.Dym wpłynął do kuli.- To nasz Mosiądz! - wyszeptał Calli.Mosiądz ziewnął i potrząsnął głową, ostre zęby barwy kości słoniowej lśniły od śliny, mięśnie wybrzuszały się na dłoniach i ramionach; z żółtych pluszowych łap wysuwały się mosiężne pazury.Powyżej widać było prężące się mięśnie brzucha.Kolczasty ogon walił o ścianę kuli.Jego grzywa, przycięta, by trudniej było ją złapać, błyszczała jak woda.Calli złapał celnika za ramię.- Pstrykaj palcami, chłopie! To nasz Mosiądz!Celnik, który nigdy nie był w stanie tego zrobić, o mało nie połamał sobie palców.Kula rozjarzyła się na czerwono.Dwóch pilotów zwróciło się do siebie, oddalając się na odległość średnicy kuli.Zapadła cisza.Celnik oderwał wzrok od sufitu i rozejrzał się po otaczających go ludziach.Wszyscy inni patrzyli w górę.Nawigator Trzeci zwinął się na barowym stołku w pozycji płodu.Rydra także opuściła wzrok i patrzyła na splątane, smukłe ramiona i uda chłopca z różą na ramieniu.Ponad nimi przeciwnicy prężyli muskuły i przeciągali się, unosząc się w powietrzu.Nagły ruch Smoka.Mosiądz cofnął się, po czym skoczył ze ściany.Celnik chwycił się czegoś.Dwie formy uderzyły o siebie, sczepiły się, uderzyły o ścianę i odbiły się od niej.Ludzie zaczęli tupać.Ramię sięgnęło po ramię, noga owinęła się wokół nogi, Mosiądz zawirował, uwolnił się i poleciał w stronę górnej ściany areny.Potrząsając głową, odbił w prawo.Poniżej czujny Smok wił się i wyginał; ze zniecierpliwienia aż drżały mu skrzydła.Mosiądz oderwał się od sufitu, opadł gwałtownie i chwycił Smoka zadnimi łapami.Smoczyca cofnęła się, młócąc powietrze skrzydłami.Zęby jak ostrza zwarły się i chybiły.- Co oni próbują zrobić? - spytał szeptem celnik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL