[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ramzes nie kaza³ s³u¿bie nikogo przyjmowaæ i samotny chodzi³ potarasie swojej willi dumaj¹c:„Straszna rzecz!.Tam rozst¹pi³y siê przede mn¹ niezwyciê¿one pu³ki Nitagera,a tu - nadzorca wiêzienia, urzêdnik œledczy i wielki pisarz zabiegaj¹ midrogê.Czym¿e oni s¹?.Nêdznymi s³ugami mojego ojca (oby ¿y³ wiecznie!),który ka¿dej chwili mo¿e ich str¹ciæ do rzêdu niewolników i zes³aæ wkamienio³omy.Ale dlaczego ojciec mój nie mia³by u³askawiæ niewinnych?.Pañstwo tak chce!.I có¿ to jest pañstwo?.Co ono jada, gdzie sypia, gdziejego rêce i miecz, którego siê wszyscy boj¹?.” Spojrza³ w ogród i miêdzydrzewami, na szczycie wzgórza, zobaczy³ dwie olbrzymie sylwetki pylonów, naktórych p³onê³y kagañce stra¿y.Przysz³o mu na myœl, ¿e ta stra¿ nigdy nie œpii ¿e pylony nigdy nie jedz¹, a jednak s¹.Odwieczne pylony, potê¿ne jak mocarz,który je wznosi³, Ramzes Wielki.Poruszyæ te gmachy i setki im podobnych; zmyliæ t¹ stra¿ i tysi¹ce innych,które czuwaj¹ nad bezpieczeñstwem Egiptu; okazaæ niepos³uszeñstwo prawom, którepozostawi³ Ramzes Wielki i inni, jeszcze wiêksi przed nim mocarze, a któredwadzieœcia dynastii uœwiêci³o swoim poszanowaniem.W duszy ksiêcia, pierwszy raz w ¿yciu, poczê³o zarysowywaæ siê jakieœ niejasne,ale olbrzymie pojêcie - pañstwa.Pañstwo jest to coœ wspanialszego od œwi¹tyniw Tebach, coœ wiêkszego od piramidy Cheopsa, coœ dawniejszego od podziemiSfinksa, coœ trwalszego od granitu.W tym niezmiernym, choæ niewidzialnymgmachu ludzie s¹ jako mrówki w szczelinie skalnej, a faraon jak podró¿nyarchitekt, który ledwie zd¹¿y osadziæ jeden g³az w œcianie i ju¿ odchodzi.Aœciany rosn¹ od pokolenia do pokolenia i budowa trwa dalej.Jeszcze nigdy, on, syn królewski, nie czu³ tak swojej ma³oœci jak w tej chwili,kiedy jego wzrok wœród nocy b³¹dzi³ ponad Nilem, miêdzy pylonami zamku faraonai niewyraŸnymi, lecz przepotê¿nymi sylwetkami memfijskich œwi¹tyñ.Wtem spomiêdzy drzew, których konary dotyka³y tarasu, odezwa³ siê g³os:- Znam twoj¹ troskê i b³ogos³awiê ciê.S¹d nie uwolni oskar¿onych ch³opów.Alesprawa ich mo¿e upaœæ i wróc¹ w pokoju do swych domów, je¿eli dozorca twegofolwarku nie bêdzie popiera³ skargi o napad.- Wiêc to mój dozorca poda³ skargê?.- spyta³ zdziwiony ksi¹¿ê.- Prawdê rzek³eœ.On poda³ j¹ w twoim imieniu.Ale je¿eli nie przyjdzie na s¹d,nie bêdzie pokrzywdzonego; a gdzie nie ma pokrzywdzonego, nie ma przestêpstwa.Krzaki zaszeleœci³y.- Stój¿e! - zawo³a³ Ramzes.- Kto jesteœ?.Nikt nie odpowiedzia³.Tylko zdawa³o siê ksiêciu, ¿e w smudze œwiat³a pochodni,pal¹cej siê na pierwszym piêtrze, mignê³a naga g³owa i skóra pantery.- Kap³an?.- szepn¹³ nastêpca.- Dlaczego on kryje siê?.Lecz w tej chwili przysz³o mu na myœl, ¿e ów kap³an móg³by ciê¿ko odpowiadaæ zaudzielanie rad tamuj¹cych wymiar sprawiedliwoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL