[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy po chwili Brand od³o¿y³ ponret na bok,musia³a pójœæ za nim, ¿eby jeszcze raz popatrzeæ.Niklaszrobi³ to samo.I w³aœnie on wyrazi³ to, co oboje czuli:- Bardzo bym chcia³ go znaæ!Gospodarz Woller pieni³ siê z wœciek³oœci.Chodzi³tam i z powrotem po izbie.Naradza³ siê ze swoimprzyjaciclem, wójtem.- Ona ma nie tylko kocie oczy, ta smarkata.Jestw ogóle jak kot, którego trzeba uœmiercaæ dziewiêærazy.Ale to mi dopiek³o! Ju¿ siê d³u¿ej nie bêdê z ni¹cacka³.Chcê, ¿eby cierpia³a.Tak jak ja cierpia³em,kiedy ona i ten jej pod³y kochanek zamordowali megojedynego syna! Szybka œmieræ to dla niej za ma³o.Onapowinna cierpieæ!Wójt przygl¹da³ mu siê spod na wpó³ przymkniê-tych powiek.Na jego wargach igra³ pe³en oczekiwañuœmieszek.- Mamy najlepsz¹ na œwiecie "kryjówkê".- Kryjówkê? - powtórzy³ Woller, który go nies³ucha³.Wci¹¿ biega³ wzburzony po izbie.- Samdosiad³em konia, by j¹ zmia¿d¿yæ, ale uciek³a mi dolasu.Olav Haraskanke œledzi³ j¹ parê dni temu i uda³omu siê zepchn¹æ j¹ z urwiska, gdzie nie ma ¿adnegoratunku.Ale i tym razem usz³a z ¿yciem.Z czego onajest zrobiona?Nagle przystan¹³.- Kryjówka, powiadasz? Ale to miejsce jest prze-cie¿ zajête.- No, jest.Jest, oczywiœcie.- To na nic siê nie zda.- W³aœciciel Woller umilk³,ale ju¿ za chwilê z³y uœmiech rozjaœni³ mu twarz:- A dlaczego nie? Dlaczego nie?Szyderczy grymas na twarzy wójta wskazywa³, ¿epodoba mu siê ten pomys³.Woller mówi³ dalej:- Ca³y rok bez kobiet.I nagle mieæ przy sobie tak¹m³od¹ dziewczynê.- M³oda panna z bogatego dworu mo¿e odtañczyæweso³y taniec.- Tê zabawê chcê zobaczyæ - oœwiadczy³ WollerW tym momencie wbieg³ jeden z jego ludzi.By³zdyszany.- No, co siê sta³o?Przyby³y sk³oni³ siê g³êboko.- Ivar Svartskogen k³usuje tu niedaleko, na skrajulasu - wychrypia³.Gospodarz zerwa³ siê na równe nogi.- Naprawdê, znowu? Czy oni siê nigdy nie nauczydo kogo nale¿y tutejsza ziemia?- Ivar? - zapyta³ wójt.- Czy to nie on zabi³ jednegoz twoich parobków?- Tak, to rzeczywiœcie on.To jeden z tych, wiesz.Sp³odzony w grzechu i ohydzie.Ale teraz pomszczêtamtego parobka.Stuknêliœmy ju¿ dwóch braci Ivara.Szatañski pomiot, wszyscy razem! - zakoñczy³ tonemwielkiego pana i w³adcy.- Czy mamy.wys³aæ za nim paru ludzi? - zapyta³ostro¿nie jego podw³adny.- Nie, tej kuku³ce sam ukrêcê ³ebek.Daj mi strzelbêna ³osie, on powinien dostaæ porz¹dn¹ salwê w zadek!Idziesz ze mn¹? - zapyta³ wójta.Tamten oblizywa³ wargi.Urzêdowy cz³owiek niepowinien siê mieszaæ w takie przedsiêwziêcia.- Nnie, muszê jechaæ do Christianii, za interesem.Dzisiaj nie mogê.- To nic.Zreszt¹ najchêtniej pójdê sam.Gdzieœciego widzieli, powiadasz?- Ko³o wielkiego g³azu prowadzi w górê œcie¿ka.Tamtêdy szed³ ze strzelb¹ na ramieniu.Przemyka³ siêw g³¹b lasu.- Bardzo dobrze.Pójdê t¹ drog¹.Stary Woller zaczai³ siê w lesie i czeka³.Zamierza³dopaœæ Ivara Svastskogen, kiedy ten bêdzie wraca³ dodomu.Bêdzie musia³ iœæ têdy, to najprostsza droga.Nagle drgn¹³.Us³ysza³ strza³ daleko w lesie.W jegolesie! K³usownicy! Bêd¹ potem twierdziæ, ¿e przy-s³uguje im tu stare prawo ³owieckie.Mój las, mój dwór,wszystko tutaj jest moje.Jakim prawem wa¿¹ siêwdzieraæ na mój teren?Trwa³o to d³ugo.Nie ma ju¿ pewnie wiêcej nabo-jów, ten przekfêty Svartskogen.¯yj¹ w takiej nêdzy, ¿estaæ ich tylko na jedn¹ kulê.Stary Woller zarechota³ ze swojego dowcipu.Czu³ siê senny po obfitym jedzeniu.Wypi³ te¿pewnie jeden czy drugi kufel piwa za du¿o.Co chwilamusia³ odchodziæ na stronê, ¿eby opró¿niæ pêcherz.Wydawa³o mu siê wtedy, ¿e las ko³ysze siê niepokoj¹co.Znowu usadowi³ siê na posterunku, sk³oni³ g³owê napiersu.Przyjemmie by³oby teraz siê zdrzemn¹æ.Ale,oczywiœcie, tego w³aœnie robiæ nie powinien.Po piwie cz³owiek naprawdê staje siê senny.Trzebaby³o nie piæ tyle.Wielki ch³op siedzia³ pod drzewem, kiwa³ siê, kiwa³,a¿ zasn¹³.Obudzi³ siê nagle, zdrêtwia³y.Jêzyk mu siê klei³i w ogóle czu³ siê nie najlepiej.Zw³aszcza pod prawym¿ebrem coœ go bola³o.Æmi¹cy ból, który pojawia³ siê,gdy tyfko stary wychyli³ kufefek.Siedzi tam pewniejakiœ z³y duch, Qrzypuszcza³, który siê upija.Upi³ siêi tym razem i chce mu naprawdê dokuczyæ.Ale nikt tak³atwo nie dostanie gospodarza z Woller, o, nie!A ju¿ w ¿adnym razie ludzie ze Svartskogen.Trudno powiedzieæ, co sprawi³o, ¿e ten cz³owieksta³ siê taki.Z³e dziedzictwo? Wp³yw, w czasachdzieciñstwa, bogactwa rodu Wollerów i nêdza wszyst-kich innych? Przekonanie ca³ego rodu, ¿e to Wol-lerowie zawsze maj¹ racjê, a inni nie? Z latamigospodarz z Woller uczyni³ z tego naczeln¹ zasadêodnosz¹c¹ siê do wszystkich.Ci z Grastensholm niemieli racji.W³aœciciele Elistrand i Lipowej Alei podob-nie, ba, gdyby nawet namiestnik pañstwa z Akershusmu siê przeciwstawi³, to i ten wielki pan te¿ by racji niemia³.Bo g³Ã³wnym powo³aniem Wollera na tym œwiecieby³o dowodziæ swojej racji.Mo¿e w³aœnie dlatego, ¿e wiedzia³, i¿ w posiadaniemaj¹tku Woller jego rodzina wesz³a podstêpem i oszus-twem.A poza tym chcia³ mieæ wszystko.Jego zach³annoœæby³a potworna.Dra¿ni³o go strasznie, ¿e Gralstensholmjest takie du¿e i bogate, i dobrze utrzymane.Czy jegomaj¹tek nie by³ równie wielki? No, w ka¿dym razieprawie, ale powinien byæ jeszcze wiêkszy.Systematycz-nie pracowa³ nad tym, by podporz¹dkowaæ sobie jaknajwiêcej ziemi w parafii Eng.Jeœli tylko us³ysza³, ¿ektoœ bêdzie musia³ siê pozbyæ swojej zagrody i pól,natychmiast siê tam zjawia³.A poniewa¿ by³ najbogat-szym cz³owiekiem w okolicy, inni raczej nie mieli szans.Jego maj¹tek stale siê powiêksza³, lecz on nie by³zadowolony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL