[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziło o to, żeby spokojnie sprawdzić, czy wersja 2.4.0 jest szybka i czy działa jak należy, nawet pod największym obciążeniem.Dopiero po okresie kwarantanny można było uznać program za udany i bez ograniczeń zastosować go we wszystkich Stratusach firmy.Za pomocą 2.4.0 komputery miały sobie przekazywać bloki zer i jedynek niczym szóstka przyjaciół zgromadzonych wokół zielonego stolika.Wkrótce też cała szóstka komputerów miała sobie przekazać ten sam dowcip.Dla niektórych nawet śmieszny, choć może nie dla personelu z TDC.Kolegium–A więc zgoda? – upewnił się przewodniczący Banku Rezerw Federalnych.Zebrani wokół okrągłego stołu współpracownicy przytaknęli.Decyzja należała zresztą do łatwiejszych.Po raz drugi w ciągu kwartału prezydent Durling po cichu poinformował odpowiednie kręgi – czyli zadzwonił do przewodniczącego Banku Rezerw – że nie będzie się sprzeciwiał, jeśli bank podniesie o pół procenta podstawową stopę kredytową.Stopa kredytowa określa, jakich odsetek Bank Rezerw Federalnych będzie żądał od banków, którym pożyczy pieniądze.Któż inny, oprócz władz federalnych, dysponował podobnymi sumami? Banki wiedziały poza tym, że każdy skok oprocentowania natychmiast przeniosą dalej i pokryją z kieszeni rzesz swoich klientów.Działalność Banku Rezerw Federalnych żywo przypominała spacery po linie.Zebrani dziś wokół stołu bankowcy nie raz odczuli to na własnej skórze, lecz ostatecznie to oni trzymali w ręku kran, przez który do amerykańskiej gospodarki płynął kapitał.Kran albo raczej bramę jazu, tak wiele było tych pieniędzy.Regulując ów przepływ, bankowcy starali się, by pieniędzy na rynku nie było nigdy ani za mało, ani też za dużo.Opis ten oddaje stan rzeczy jedynie w wielkim uproszczeniu, przede wszystkim dlatego, że w dzisiejszym świecie „pieniądz” to kwestia umowna.Gdyby pracownikom Drukarni Papierów Wartościowych w budynku oddalonym od Banku Rezerw o niecały kilometr kazać wydrukować tę samą ilość jednodolarówek, jaką Rezerwa puszczała w tym czasie w obieg, nie wystarczyłoby na to ani papieru, ani farby.„Pieniądz” istniał więc głównie w pamięci komputerów i oznaczał mniej więcej: „Pan, prezes Banku Miejskiego w Podunk, ma odtąd do dyspozycji dodatkowe trzy miliony dolarów, które można teraz pożyczyć Joe’emu ze sklepu narzędziowego, Jeffowi Brownowi, który prowadzi stację benzynową, albo amatorom nowych domków, którzy zaciągną u pana kredyt i będą go spłacać przez następne dwadzieścia lat”.Mało kto z tych ludzi mówiąc „pieniądze” widział w myślach gotówkę.Karty kredytowe stanowiły mniejszą pokusę dla złodzieja, a co więcej, nie trzeba było liczyć banknotów ani odnosić utargu do banku.Skutek był taki, że pieniądze istniały jako elektroniczne albo teleksowe przekazy.Pożyczano je teoretycznie, na papierze i na papierze, bo czekiem, spłacano.Czek wypisywało się na specjalnym blankiecie, często zdobnym wizerunkiem orła albo żaglówki na wyimaginowanym jeziorze.Orły i żaglówki przyciągały klientów, a bankom bardzo zależało na nowych klientach.Władza osób zebranych w waszyngtońskiej sali była tak ogromna, że trudno było nawet o niej myśleć.Jedna prosta decyzja ludzi zgromadzonych wokół stołu sprawiała, że jak Ameryka długa i szeroka, wszystko bez wyjątku drożało.Szły w górę stawki odsetek za pożyczki na budowę domu, w górę windowały się ceny kredytów na auta i stawki spłat długów z kart kredytowych Z powodu jednej, jedynej decyzji zarządu Banku Rezerw Federalnych, każdy dom i każda firma w Ameryce miały teraz mniej pieniędzy Za mało na wypłatę świątecznej premii dla pracowników, za mało na prezenty dla dzieci.Komunikat prasowy o decyzji nie wspominał, że operacja osuszy wszystkie portfele w całym kraju, że podrożeje wszystko od komputerów aż po balonową gumę do żucia, że siła nabywcza społeczeństwa skurczy się jeszcze bardziej.Bankowcom z Rezerw Federalnych wcale to nie przeszkadzało Przeciwnie, ich zdaniem wszystkie statystyki zdawały się wskazywać, że gospodarka trochę się za bardzo przegrzewa.Nad krajem zaczynało świtać widmo inflacji Inflacja, mniejsza czy większa, istniała oczywiście zawsze – chodziło cały czas tylko o to, by utrzymywać ją w rozsądnych granicach.Ceny powinny wzrosnąć, ale w miarę.Inna sprawa, że podwyżka stopy dyskontowej podwyższała je dodatkowo.Bankowcy stosowali metodę „klin klinem” Podnosząc stopę dyskontową w bankach osiągało się to, że społeczeństwo pożyczało mniej pieniędzy Tym samym malał dopływ pieniądza na rynek, a co za tym idzie, spadał popyt.W ślad za spadkiem popytu zaczynały się stabilizować ceny.A skoro tak, oddalała się groźba czegoś znacznie bardziej niebezpiecznego niż chwilowy skok stopy procentowej.Skutki decyzji sięgały jednak dużo dalej, niczym kręgi rozchodzące się po spokojnej dotychczas tom.Po pierwsze, wzrastały natychmiast odsetki na obligacjach skarbu państwa.Władze każdego kraju wypuszczają takie obligacje, by pokryć wydatki budżetowe.Społeczeństwo – a w rzeczywistości instytucje takie jak banki, fundusze inwestycyjne i ubezpieczalnie – drogą komputerową przekazują swoje kapitały rządowi na okres od trzech miesięcy do trzydziestu lat.W zamian za prawo do obracania tym kapitałem, rząd wypłaca spore odsetki (i natychmiast zwraca je sobie w podatkach).Podniesienie stopy dyskontowej w Banku Rezerw Federalnych powodowało podwyżkę opłat, jakie rząd był winien swoim wierzycielom, właścicielom obligacji.W górę szły więc także koszty obsługi zadłużenia federalnego.Władze czuły się w obowiązku ściągnąć z rynku dodatkowe ilości pieniądza, by załatać dziurę, i w ten sposób dodatkowo uszczuplały środki będące w dyspozycji banków.Im mniej pieniądza mogły pożyczyć banki, tym bardziej śrubowały one własne stopy procentowe.Skoro jednak tak się działo, inwestorzy pchający dotychczas swoje pieniądze na giełdę, zaczynali wysprzedawać pakiety akcji i lokować uwolniony kapitał w zwyżkujące obligacje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL