[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- S³awa Bohu! s³awa Bohu ! Pójdê ja teraz do mo³ojców, ¿eby konie do drogigotowali.W nocy ruszymy.- Tak i koniecznie pojedziesz.- Chmiel przykazywa³ i Krzywonos przykazywa³.Ty dobrze widzia³a, ¿e bêdziewielka wojna, bo to samo ja w Barze w piœmie od Chmiela czyta³.Bohun wprawdzie nie umia³ czytaæ, ale wstydzi³ siê tego, bo nie chcia³ zaprostaka uchodziæ.- To i jedŸ - rzek³a wiedŸma - Ty szczêœliwy - hetmanem zostaniesz: ja ot, taknad tob¹ trzy buñczuki widzia³a, jako te palce widzê!- I hetmanem zostanê, i kniaziównê za ¿inku wezmê - mnie nie ch³opkê braæ.- Z ch³opk¹ ty by inaczej gada³ - ale tej ci wstyd.Ty powinien byæ Lachem.- Ja¿e ne hirszy.To rzek³szy Bohun poszed³ do stajni, do mo³ojców - a Horpyna jedzenie warzyæ.Wieczorem konie by³y gotowe do drogi, ale wata¿ce niesporo by³o odje¿d¿aæ.Siedzia³ na pêku kobierców w œwietlicy, z teorbanem w rêku i patrzy³ na swoj¹kniaziównê, która ju¿ podnios³a siê z ³o¿a, ale zasun¹wszy siê w drugi k¹t izbyodmawia³a cicho ró¿aniec nie zwracaj¹c ¿adnej uwagi na wata¿kê, tak jakby gowcale w œwietlicy nie by³o.On, przeciwnie, œledzi³ spod œciany oczyma ka¿dyjej ruch, ³owi³ uszami ka¿de westchnienie - i sam nie wiedzia³, co ze sob¹zrobiæ.Co chwila otwiera³ usta, by rozpocz¹æ rozmowê, i s³owa nie chcia³y muwychodziæ z gard³a.Onieœmiela³a go twarz blada, milcz¹ca; ¿ wyrazem pewnejsurowoœci w brwiach i ustach.Tego wyrazu nie widywa³ poprzednio na niej Bohun.I mimo woli przypomnia³ sobie podobne wieczory w Roz³ogach, i stanê³y mu wmyœli jakoby ¿ywe: jako siadali on i Kurcewicze naokó³ dêbowego sto³u.Starakniahini ³uszczy³a s³oneczniki, kniazie rzucali koœci z kubka - on wpatrywa³siê w œliczn¹ kniaziównê, tak jak i teraz siê wpatruje.Ale wówczas bywa³szczêœliwy, wówczas gdy opowiada³ swe wyprawy z siczowymi - ona s³ucha³a iczasem jej czarne oczy spoczywa³y na jego twarzy, a rozchylone usta malinoweœwiadczy³y, z jakim s³ucha zajêciem.Teraz ani spojrza³a.Wówczas, bywa³o, gdygrywa³ na teorbanie, ona i s³ucha³a, i patrzy³a, a jemu a¿ serce taja³o.I dziwnad dziwy: on przecie teraz jej pan, on j¹ wzi¹³ zbrojn¹ rêk¹, ona jego branka,jego niewolnica - mo¿e jej rozkazywaæ, a przecie wówczas czu³ siê i bli¿szymjej, i równiejszym jej stanem! Kurcewicze byli jego bracia, wiêc ona, ichsiostra, by³a mu nie tylko zazul¹, soko³em, najmilsz¹ czarnobrew¹, ale jakby ikrewniaczk¹.A teraz siedzi przed nim pani dumna, chmurna, milcz¹ca,niemi³osierna.Ej, gniew w nim wrze! Pokaza³by on jej, co to Kozakaponiewieraæ, ale on tê niemi³osiern¹ pani¹ kocha - krew by za ni¹ wytoczy³, aile razy gniew go za pierœ pochwyci - to jakby jakaœ niewidzialna rêka chwytago za czub, jakiœ g³os huknie w ucho: „Stój!” Zreszt¹, ot, wybucha³ ju¿ jakp³omieñ i potem ³bem t³uk³ o ziemiê.Tyle by³o z tego.Wiêc wije siêKozaczysko, bo czuje, ¿e on jej ciê¿y w tej izbie.Niechby siê uœmiechnê³a,s³owo dobre da³a - to pad³by jej do nóg i pojecha³ do czorta, by ca³¹ swoj¹zgryzotê, gniew, poniewierkê w lackiej krwi utopiæ.A tu on jak niewolnik przedt¹ kniaziówn¹.¯eby to on jej dawniej nie zna³, ¿eby to by³a Laszka wziêta zpierwszego szlacheckiego dworu, mia³by wiêcej œmia³oœci - ale to kniaziównaHelena, o któr¹ on siê Kurcewiczom k³ania³, za któr¹ i Roz³ogi, i wszystko, comia³, chcia³ oddaæ.Tym mu wiêkszy wstyd ch³opem byæ przy niej, tym mniej doniej œmia³y.Czas up³ywa, sprzed chaty dochodzi szmer rozmów mo³ojców, którzy pewnie ju¿ nakulbakach siedz¹ i na atamana czekaj¹, a ataman w mêce.Jasny p³omieñ ³uczywapada na jego twarz, na bogaty kontusz i na teorban - a ona ¿eby choæ spojrza³a!Atamanowi i gorzko, i gniewno, i têskno, i g³upio.Chcia³by siê po¿egnaæ czule,a boi siê tego po¿egnania, ¿e nie bêdzie takie, jakiego by z duszy pragn¹³, boisiê, ¿e odejdzie z gorycz¹, z gniewem, z bólem.Ej, ¿eby to nie by³a kniaziówna Helena, kniaziówna Helena no¿em pchniêta,œmierci¹ z w³asnej rêki gro¿¹ca, a mi³a, a mi³a! im okrutniejsza i dumniejsza,tym milsza!.Wtem koñ zar¿a³ za oknem.Wata¿ka zebra³ odwagê.- Kniaziówno - rzek³ - ju¿ mnie czas w drogê.Helena milcza³a.- A ty mnie nie powiesz: z Bogiem?- JedŸ waæpan z Bogiem! - rzek³a powa¿nie.Kozakowi œcisnê³o siê serce: powiedzia³a to, czego chcia³; ale on chcia³inaczej.- No, wiem ja - rzek³ - ¿e ty na mnie gniewna, ¿e ty mnie nienawidzisz, ale toci powiem, ¿e inny gorszy by by³ dla ciebie ode mnie.Ja ciê tu przywióz³, bonie móg³ inaczej, ale co ja ci z³ego zrobi³? Czy nie obchodzi³ siê z tob¹, jaksiê godzi³o, jak z korolewn¹? Sama powiedz.Czy to ja ju¿ taki zbój, ¿e ty mniedobrego s³owa nie dasz? A przecie ty w mojej mocy.- W bo¿ej jestem mocy - rzek³a z t¹¿ sam¹ jak i poprzednio powag¹ - ale ¿ewaæpan siê przy mnie hamujesz, dziêkujê i za to.- To ju¿ pojadê chocia¿ z takim s³owem.Mo¿e po¿a³ujesz, mo¿e zatêsknisz!Helena milcza³a.- ¯al ciê tu sam¹ zostawiaæ - mówi³ Bohun - ¿al odje¿d¿aæ, ale mus.L¿ej byby³o, ¿eby ty siê uœmiechnê³a, ¿eby krzy¿yk ze szczerego serca da³a.Co ja mamuczyniæ, ¿eby ciê przejednaæ?- Wróæ mi wolnoœæ, a Bóg ci wszystko odpuœci i ja ci odpuszczê i b³ogos³awiæ cibêdê.- No, mo¿e jeszcze bêdziesz - rzek³ Kozak - mo¿e ty jeszcze po¿a³ujesz, ¿eœtaka by³a dla mnie sroga.Bohun chcia³ kupiæ chwilê po¿egnania choæby za pó³obietnicê, której dotrzymaænie myœla³ - i dokaza³ swego, bo œwiat³o nadziei b³ysnê³o w oczach Heleny isurowoœæ z jej twarzy znik³a.Splot³a d³onie przy piersiach i utkwi³a w niegowzrok jasny.- By³¿ebyœ ty.- No, ne znaju.- rzek³ cicho Kozak, bo go i wstyd, i litoœæ chwyci³yjednoczeœnie za gard³o.-Teraz ja nie mogê, nie mogê.- orda w Dzikich Polachle¿y, czambu³y wszêdy chodz¹ - od Raszkowa dobrudzcy Tatarzy id¹ - ne mohu, bostrach, ale jak wrócê Ja przy tobie detyna.Ty ze mn¹, co chcesz, zrobisz.Neznaju!.ne znaju!.- Niech ciê Bóg natchnie, niech¿e ciê Œwiêta Przeczysta natchnie.JedŸ zBogiem!I wyci¹gnê³a ku niemu rêkê.Bohun skoczy³ i wpi³ w ni¹ wargi - nagle podniós³g³owê, napotka³ jej wzrok powa¿ny - i rêkê puœci³.Natomiast cofaj¹c siê kudrzwiom bi³ pok³ony w pas, po kozacku, bi³ jeszcze we drzwiach, i wreszcieznikn¹³ za kotar¹.Wkrótce przez okna doszed³ ¿ywszy gwar rozmowy, brzêk broni,a póŸniej s³owa pieœni roz³amanej na kilkanaœcie g³osów:Bude s³awa s³awnaPome¿ Kozakami,Pome¿ druhami,Na dowhija lita,Do kiñca wika.G³osy i têtent oddala³y siê i cich³y coraz bardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL