[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³o to bowiem takie posêpne, irytuj¹ce tykanie,które chcia³o absolutnie wyraŸnie daæ cz³owiekowi do zrozumienia, ¿e ka¿dy tiki ka¿dy tak odbiera mu kolejn¹ sekundê ¿ycia.Ten dŸwiêk sugerowa³ niezwykleprzekonuj¹co, ¿e gdzieœ w hipotetycznej klepsydrze znowu osypa³o siê spod niegokilka ziarenek piasku.Nie warto nawet wspominaæ, ¿e ciê¿arek wahad³a mia³ kszta³t klingi i by³ ostryjak brzytwa.Coœ puknê³o Rincewinda w kark.Odwróci³ siê gniewnie.- Ty synu walizki, mówi³em przecie¿.To nie Baga¿ sta³ za nim.To m³oda kobieta: srebrnow³osa, srebrnooka i trochêzaskoczona.- Och - powiedzia³ Rincewind.- Ehm.Witam.- Ty jesteœ ¿ywy? - spyta³a.Jej g³os kojarzy³ siê z parasolkami pla¿owymi,olejkiem do opalania i zimnymi drinkami.- Mam tak¹ nadziejê.- Rincewind zastanawia³ siê, czyjego gruczo³y,gdziekolwiek s¹, dobrze siê bawi¹.- Czasami nie jestem pewien.Co to zamiejsce?- To dom Œmierci - odpar³a.- Aha - rzek³ Rincewind.Przesun¹³ jêzykiem po suchych wargach.- No có¿, mi³omi by³o ciê poznaæ, ale chyba muszê ju¿ iœæ.Z³o¿y³a d³onie.- Nie mo¿esz tak szybko odchodziæ - zawo³a³a.- Nieczêsto goœcimy tu ¿ywych.Umarli s¹ strasznie nudni, nie s¹dzisz?- A tak - zgodzi³ siê gorliwie Rincewind, zerkaj¹c w stronê wyjœcia.-Przypuszczam, ¿e trudno siê z nimi rozmawia.- Zawsze to samo.„Kiedy jeszcze ¿y³em." albo „Za moich czasów naprawdêpotrafiliœmy oddychaæ" - potwierdzi³a, z uœmiechem k³ad¹c ma³¹ d³oñ naramieniu goœcia.- I zawsze s¹ tacy staroœwieccy.¯adnej zabawy.Oficjalni.- Sztywni? - podpowiedzia³ Rincewind.Dziewczyna popycha³a go w stronêprzejœcia do dalszych pomieszczeñ.- No w³aœnie.Jak ci na imiê? Bo mnie Ysabell.- E.Rincewind.Przepraszam bardzo, ale skoro to dom Œmierci, co ty turobisz? Nie wygl¹dasz na umar³¹.- Mieszkam tutaj.- Zerknê³a na niego czujnie.- Nie przyby³eœ chyba poutracon¹ mi³oœæ, prawda? To zawsze tatusia irytuje.Ca³e szczêœcie, mówi, ¿enigdy nie sypia.Inaczej ci¹gle budzi³oby go tupanie m³odych bohaterów, którzyschodz¹ tu na dó³, ¿eby wyprowadziæ t³umy g³upich dziewcz¹t.Tak twierdzi.- To pewnie czêsto siê zdarza? - zapyta³ s³abym g³osem Rincewind, gdy szliobitym czerni¹ korytarzem.- Ca³y czas.Uwa¿am, ¿e to bardzo romantyczne.Tylko nie wolno siê ogl¹daæ,kiedy wychodzisz.- Dlaczego nie? Wzruszy³a ramionami.- Nie wiem.Mo¿e widok nie jest naj³adniejszy.A czy ty jesteœ bohaterem?- No nie.Nie jako takim.W³aœciwie wcale.A nawet mniej.Przyszed³em znaleŸæmojego przyjaciela - wyjaœni³ niepewnie.- Chyba go nie widzia³aœ? Niewysoki,gruby, du¿o gada, w okularach, dziwacznie ubrany?Mówi¹c zdawa³ sobie sprawê, ¿e przeoczy³ coœ niezwykle istotnego.Przymkn¹³oczy i spróbowa³ odtworzyæ ostatnie minuty konwersacji.I nagle prawdauderzy³a go jak worek piasku.- Tatuœ!?Skromnie spuœci³a wzrok.- Adoptowa³ mnie - wyjaœni³a.- Mówi, ¿e mnie znalaz³, kiedy by³am jeszczeca³kiem ma³a.To smutna historia.- Uœmiechnê³a siê nagle.- Ale chodŸ.Przedstawiê ciê.Dzisiaj odwiedzili go koledzy.Jestem pewna, ¿e chêtnie ciêpozna.Niewielu ludzi spotyka na gruncie towarzyskim.W³aœciwie ja te¿ -doda³a.- Przepraszam bardzo, ale czy dobrze zrozumia³em? Mówimy o Œmierci, zgadza siê?Wysoki, chudy, puste oczodo³y, specjalista od kosy?- Tak.- Westchnê³a.- Wygl¹d œwiadczy przeciwko niemu.Niestety.Wprawdzie, jak ju¿ wspomniano, Rincewind by³ dla magii tym, czym rower dlatrzmiela, zachowa³ jednak przywilej zarezerwowany dla adeptów sztuki.W chwilizgonu sam Œmieræ zjawia³ siê po niego (zamiast, jak to zwykle ma miejsce,powierzyæ to zadanie jakiejœ pomniejszej mitycznej antropomorficznejpersonifikacji).Z powodu niew³aœciwej organizacji Rincewind raz po raz nieumiera³ w odpowiednim czasie.A niepunktualnoœæ to cecha, której Œmieræ nielubi³ najbardziej.- Przypuszczam, ¿e mój przyjaciel musia³ gdzieœ zab³¹dziæ - rzek³.- Zawsze torobi.Ca³a historia jego ¿ycia to b³¹dzenie.Mi³o mi by³o ciê poznaæ, muszêlecieæ.Ona jednak przystanê³a ju¿ przed wysokimi drzwiami obitymi czerwonym aksamitem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL