[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale labirynt musi ukrywać w swym robaczywym sercu coś żywego i niezwykłego.W więzieniu musi być więzień.Może owa niezwykła istota, ów więzień, nie może zaistnieć, dopóki nie zbuduje się dla niego więzienia? Spodobała ci się moja larwalna postać, ale co powiesz na widok imago? Gwynn cofnął się z powrotem do sypialni.- Przez długi czas byłem przekonany, że w ludzkiej naturze leży wymyślanie najdziwaczniejszych wyjaśnień zjawisk, których nie pojmujemy, a także wiara w istnienie spraw wykraczających poza to, co wszyscy znamy, ponieważ nie możemy znieść myśli o granicach i końcach.Jesteśmy nienasyceni i pragniemy niemożliwego.Szczyciłem się tym, że nie mam złudzeń, ale, jak każdy, z pewnością ich pragnąłem.- Kokon, który wyśniłam, jest utkany z czerwonych nici - oznajmiła.- Powiedziałbyś, że mój umysł po prostu stworzył sen ze znajomego materiału ciała, czy raczej, że moje ciało, mój koloryt, istnieje w tej postaci po to, by uczynić ów sen możliwym?- Na to nie potrafię odpowiedzieć.To twoje ciało i twój sen.- Nasz sen - sprzeciwiła się.- Ja śniłam go świadomie, a mój zły duch niemal bez udziału świadomości, ale śniące umysły nas obojga władają tą samą mocą.Wniosłam w nasz sen organizującą magię duszy, wkładem ducha był zaś chaos materii.Jest nie tylko osobliwy i ekscentryczny, lecz również monstrualny.Rozdziera zasłonę dzielącą życie od śmierci.Ja również zaobserwowałam złamanie praw natury, i to jego moc to sprawiła, a ty, symbolicznie, zgodnie ze świętymi prawami metafory i obrazu, jesteś nim.Powiedziałam ci, że byłeś składnikiem, którego potrzebowałam.Masz moc łamania zasad.Jesteś nienaturalnym czynnikiem, który przekształca naturę.- Jestem człowiekiem - sprzeciwił się Gwynn.- Urodziłem się, postarzałem, a pewnego dnia z pewnością umrę.- Być może wcale nie musi się tak stać - stwierdziła.Wzruszył ramionami.- Powiedziałaś mi kiedyś, że za mało pragnę od świata.Ale nawet to najwyraźniej jest poza moim zasięgiem.- Przemawia przez ciebie gorycz pozostała po zimie.Musisz zdecydować, jak daleko jesteś gotów zawędrować, mój północny bazyliszku, jeśli nie chcesz ciągle wracać w to samo miejsce.Działa tu alchemia, proces już się zaczął i nie możesz się od niego odgrodzić.Możesz jednak wybrać stan, jaki na koniec osiągniesz.Jeśli pragniesz tajemnic, zawsze będę o krok przed tobą.Musisz tylko podążyć za mną.Gwynn potrząsnął z namysłem głową.- Obawiam się, że umarli mają prawo mnie zatrzymać.Potrafiłbym uwierzyć we wszystko, co mówisz, pani.Być może rzeczywiście w to wierzę.Byłbym w stanie zapomnieć, kim jestem, i wyobrazić sobie, że stałem się częścią ciebie.Być może umrę i zostanie ci tylko twój zły duch, oczyszczony z domieszki ludzkiego pierwiastka.- Zaufasz mi? - zapytała.- Zaczekasz tu na koniec procesu?- Muszę już iść.- Ale wrócisz - zapowiedziała.Opuścił mansardę.***Prowadząc konia w dół Schodów Żurawich, przez cienie pod wspornikami budynków, Gwynn pogrążył się w kontemplacji.Zawsze staję się kimś innym, reinterpretacją człowieka, którym byłem wczoraj, przedwczoraj i we wszystkich poprzednich dniach mojego życia, myślał.Przeszłość odeszła, istnieje tylko we wspomnieniach, a czymże są wspomnienia, jeśli nie myślą, kopią spostrzeżeń, nie bardziej i nie mniej prawdziwą niż wszelkie kaprysy, fanaberie i inne objawy pobudzenia umysłu? Jeśli zaś chodzi o czyny, słowa i myśli definiujące indywiduum, owe definicje zmieniają się niczym pogoda.Niekiedy można w nich odkryć ciągłość i regularności, lecz równie często są to chaos i nagłe zmiany.Uświadomił sobie, że jego myśli upodabniają się do myśli Beth.To go nie zaskoczyło.Co więcej - kręcił się wkoło za tą myślą - nie zaskakiwało go to właśnie dlatego, że myślał jak ona.Gdy wreszcie położył się do łóżka, towarzyszyła mu niezwykle silna świadomość, że sen bardzo przypomina śmierć.W samotności snu stał się więźniem wspomnień.Spotkał się w nich z Marriottem w labiryncie złożonym z kamiennych korytarzy.Brodził w nich po kostki w brudnym śniegu i tłuczonym szkle.Gdy sen się zaczął, Marriott odciął Gwynnowi ręce, uniemożliwiając mu walkę, a potem nogi, co wykluczyło również ucieczkę.Potem było coraz gorzej.Cierpiał ból przez wiele godzin, nie mogąc się obudzić.Ze snu wyrwał go dopiero budzik.Ciało Gwynna zlewał pot, serce tłukło mu gwałtownie, mięśnie miał obolałe.Czuł się paskudnie.Najchętniej zostałby w łóżku, ale musiał iść pilnować Eleia.OSIEMNAŚCIERaule nie była zadowolona, że oprychy Elma cały czas przesiadują w szpitalu.Gdy tylko Gwynn zjawił się na poranną zmianę, którą dzielił ze Spiczastym Jasperem, przekazała mu swoją opinię w bardzo bezpośrednich, a nawet prostackich słowach.Próbował ją przepraszać, ale wygoniła go z gabinetu i zatrzasnęła drzwi.Elei miał lekką gorączkę i co chwila zapadał w sen.Gwynn i Jasper grali w karty dla zabicia czasu, używając łóżka jako stolika.Wielebny przyłączył się do nich, na zaproszenie Gwynna.Przed końcem zmiany do sali wpadł Spindrel w towarzystwie drugiego młodzieńca.Byli spoceni i zdyszani, a na ich twarzach malował się strach.- Sprzątnęli Biscaya - wydyszał Spindrel.- Porlocka też.Wygląda na to, że obu zabito nocą.Wyglądają tak samo jak Łokieć.Identycznie.- Przełknął ślinę.- Będzie drugie zebranie.Mamy przejąć po was wartę.Gwynn i Jasper zostawili karty i wyszli pośpiesznie, zostawiając całą pulę wielebnemu.Po chwili konie niosły ich długą, stromą trasą z Limewood do willi Elma, choć wkoło szalała burza z piorunami.- Gwynn, powiedz mi, co robiłeś dziś w nocy? - odezwał się Jasper.- Spałem.- Ja też.Jasper oblizał ostre zęby, jak zwykł to robić, gdy coś go podekscytowało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL