[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś ciężko nadepnął na jej palce u nóg.Skrzywiła się.Kolejny raz pomyślała, że jest zmęczona.Przebiegła wybiórczo pamięcią przez trzy i pół roku swojego małżeństwa…Wczesne szczęście…Rachunki…Więcej rachunków…Sonia Cleghorn…Koniec z Sonią.Henry skruszony, czarujący, tkliwy…Dalsze kłopoty finansowe…Komornicy…Pomoc ze strony ciotki Muriel…Kosztowne i niepotrzebne, lecz jakże rozkoszne wakacje w Cannes…Wielmożna pani Emlyn Blake…Henry wyrywa się z sideł pani Emlyn Blake…Henry pełen wdzięczności, skruszony, czarujący…Kolejny kryzys finansowy…Pomoc Grubej Berthy…Panna Lonsdale…Kłopoty finansowe…Wciąż panna Lonsdale…Laura…Laura zażegnuje kryzys…Laura odmawia…Kłótnia z Laurą…Zapalenie ślepej kiszki.Operacja.Rekonwalescencja…Powrót do domu…Końcowa faza romansu z panną Lonsdale…Zatrzymała się myślą na tej ostatniej pozycji.Właśnie odpoczywała w mieszkaniu.To było ich trzecie mieszkanie, zastawione po brzegi meblami kupionymi na raty (wpadli na pomysł rat po incydencie z komornikami).Odezwał się dzwonek, a jej, przez czyste lenistwo, nie chciało się podejść do drzwi.„Ktokolwiek to był, niechby sobie odszedł.Ale ów „ktokolwiek” nie zamierzałodchodzić.Dzwonił i dzwonił.Shirley podniosła się rozeźlona.Podeszła do drzwi, otworzyła je jednym szarpnięciem i stanęła twarzą w twarz z Susan Lonsdale.— Ach, to ty, Suc.— Tak, to ja.Czy mogę wejść?— Prawdę mówiąc, jestem trochę zmęczona.Właśnie wróciłam ze szpitala.— Wiem.Henry mi mówił.Biedactwo, przyniosłam ci kwiaty.Shirley wzięła pęk przywiędłych żonkili, bez słowa podziękowania.— Wejdź, proszę — powiedziała.Wróciła na sofę i położyła się.Susan Lonsdale usiadła na krześle.— Nie chciałam cię martwić, kiedy byłaś w szpitalu — powiedziała — ale zdaje mi się, że powinnyśmy wyjaśnić pewne sprawy.— Jakie, mianowicie?— No cóż, chodzi o Henry’ego.— O Henry’ego?— Kochanie, chyba nie chcesz bawić się w strusia? Chować głowy w piasek i tak dalej?— Nie wiem, do czego zmierzasz.— Czyżby? To może nie wiesz także, że Henry i ja nie jesteśmy sobie całkiem obojętni?— Byłabym głucha i ślepa, gdybym o tym nie wiedziała — odparła ozięble Shirley.— No tak, oczywiście.Trzeba też przyznać Henry’emu, że jest bardzo czuły na twoim punkcie.Za nic nie chciałby cię wyprowadzić z równowagi.Lecz widzisz…— Co widzę?— Musimy pomówić o rozwodzie.— Czyim? Henry’ego ze mną?— Tak.— Zatem dlaczego sam mi o tym nie wspomniał?— Och, Shirley, kochanie, przecież go znasz.On tak bardzo nienawidzi jasnego stawiania sprawy.No i żal mu ciebie.— I mimo tego żalu chcecie się pobrać?— Tak.Cieszę się niezmiernie, że nas rozumiesz.— Przypuśćmy, że rozumiem — powiedziała wolno Shirley.— A więc powiesz mu, że wszystko w porządku?— Porozmawiam z nim, to jasne.— To niezwykle milo z twojej strony.Czuję, że wreszcie…— Och, idź już sobie — Shirley nie pozwoliła jej dokończyć.— Dopiero co wróciłam ze szpitala i jestem naprawdę zmęczona.Wyjdź, i to natychmiast.Słyszysz?— No wiesz — Susan uniosła się gniewem — doprawdy uważam, że należałoby zachowywać się w sposób cywilizowany.Wyszła z pokoju i z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi frontowe.Shirley nie poruszyła się.Po jakimś czasie po jej policzku spłynęła wolno jedna łza.Wytarła ją ze złością.Trzy i pół roku, pomyślała.Trzy i pół roku… i oto, do czego doszło.I nieoczekiwanie dla samej siebie zaczęła się śmiać.To zdanie zabrzmiało w jej uszach jak cytat ze złej sztuki.Nie mogła sobie uświadomić, czy do chwili, kiedy usłyszała przekręcanie klucza w zamku, minęło pięć minut, czy dwie godziny.Henry wrócił do domu jak zwykle wesoły i beztroski.W jego dłoni tkwił olbrzymi bukiet żółtych róż o długich łodyżkach.— Dla ciebie, kochanie.Ładne?— Urocze — odrzekła Shirley.— Mam już żonkile, choć trochę brzydsze.Pewnie tanie i nie pierwszej świeżości, jeśli chodzi o ścisłość.— Kto ci je przysłał?— Nie przysłano ich.Przyniesiono.Przyniosła je Susan Lonsdale.— Co za tupet — oburzył się Henry.Shirley popatrzyła na niego lekko zaskoczona.— Po co ona tu przyszła? — zapytał.— Czyżbyś nie wiedział?— Chyba mogę zgadnąć.Z tą dziewczyną zdecydowanie nie da się dłużej wytrzymać.— Przyszła mi oznajmić, że chcesz się rozwieść.— Że ja chcę się rozwieść? Ja? Z tobą?— Tak.A nie chcesz?— Oczywiście, że nie — zaprzeczył z oburzeniem.— I nie chcesz się ożenić z Susan?— Ani mi się śni.— Za to ona chce wyjść za ciebie.— Tak, tego właśnie się obawiam.— Henry wyglądał na przybitego.— Wciąż do mnie wydzwania i zasypuje mnie listami.Nie wiem, co mam z nią zrobić.— Czy powiedziałeś jej, że się pobierzecie?— Och, wiesz, jak to jest, mówi się różne rzeczy — wyznał niepewnie.— Albo raczej to kobiety mówią to i owo, a człowiek przytakuje… Ot tak, dla świętego spokoju.— Uśmiechnął się z zażenowaniem.— Powiedz Shirley, nie chcesz się ze mną rozwieść, prawda?— Możliwe, że tak — odparła Shirley.— Kochanie…— Wiesz, Henry, jestem dość zmęczona.— Bydlak ze mnie.Tak paskudnie się zachowałem.— Ukląkł obok niej.Twarz mu się rozpromieniła dobrze znanym, nęcącym uśmiechem.— Ale naprawdę cię kocham, Shirley.Wszystko inne się nie liczy.Te bzdurne historie nie mają żadnego znaczenia.Nie mam zamiaru ani ochoty żenić się z nikim innym.Czy pogodzisz się ze mną?— Co tak naprawdę czujesz do Susan?— Nie moglibyśmy o niej zapomnieć? To koszmarna nudziara.— Chciałabym coś z tego zrozumieć, Henry.— No cóż… Mniej więcej przez dwa tygodnie szalałem za nią, odbierała mi sen.Potem moje szaleństwo nieco zelżało, lecz nadal byłem przekonany, że jest cudowna.Po pewnym czasie pomyślałem sobie, że zaczyna mnie odrobinę nudzić.No i wreszcie okazało się, że miałem rację, że rzeczywiście jest nudna.A w ostatnich dniach stała się wręcz nie do zniesienia.— Biedna Susan.— Nie martw się o nią.Susan jest pozbawiona jakichkolwiek zasad moralnych.To zwykła puszczalska.— Czasami, Henry, odnoszę wrażenie, że jesteś bez serca.— To nieprawda — odparł oburzony.— Po prostu nie rozumiem, dlaczego ludzie muszą się tak do człowieka przysysać.Zresztą to nawet bywa zabawne, byleby nie brać ich poważnie.— Cholerny egoista!— Czyżby? Może i tak.No więc jak? Wybaczysz mi?— Nie zostawię cię.Ale tak czy inaczej, przejadło mi się to wszystko.Nie można ci ufać, jeśli chodzi o pieniądze, no i prawdopodobnie nadal będziesz miewał te głupie przygody z kobietami.— Och, nie.Nie będę.Przysięgam, że nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL