[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale dlaczego chce mi pani w tym pomóc? - zdziwił się baronet.Prostota jego zachowania nie pozwalała doszukiwać się w jego pytaniu nieuprzejmości.Sally się uśmiechnęła.Wczoraj, kiedy gawędziłam z gośćmi, raz czy dwa podczas rozmowy padło pańskie nazwisko.Dowiedziałam się, że cieszy się pan reputacją człowieka o nieskazitelnym charakterze.Chciałabym, żeby droga Circe spędzała więcej czasu z kimś takim jak pan, z prawdziwym dżentelmenem.Sir John uśmiechnął się smutno.Sally nie dodała oczywiście, że dowiedziała się jeszcze, iż baronet jest zamożny i że czule opiekował się swoją owdowiałą matką aż do jej śmierci przed trzema laty.Obie te informacje, choć wiele mówiły o sir Johnie, z pewnością wprawiłyby go w zakłopotanie, gdyby Sally o nich wspomniała.Baronet ze zmarszczonym czołem przyglądał się jakiemuś kwitnącemu krzewowi, jakby ten rósł nie w tym miejscu, gdzie należy.Doceniam pani uprzejmość - odezwał się w końcu, wyraźnie starannie dobierając słowa.- Obawiam się jednak, że pani wysiłki pójdą na marne.A to dlaczego? - Sally wetknęła wolną rękę głębiej do miękkiej mufki; podmuchy nadal były dość chłodne.Dobrze, że sir John stal po stronie, z której wiał wiatr, ochraniając ją przed zimnymi smagnięciami.Przyznaję to z bólem, ale nie jestem utalentowanym zalotnikiem - wyznał sir John rzeczowym tonem.- Potrafię sprawić, że w mojej szklarni zakwitnie drzewko pomarańczy, ale nie jestem już tak efektywny, gdy w grę wchodzi płeć piękna.Ale skąd te kłopoty? - Sally szerzej otworzyła oczy.-Jest pan przystojny, pochodzi z dobrej rodziny, majętny.Dlaczego damy miałyby unikać pańskiego towarzystwa?O Boże, znowu się przez nią zaczerwienił.Sir John wpatrywał się intensywnie w wysokie drzewo naprzeciwko.Na szczęście nie próbował wyjaśniać, do jakiego gatunku należy.- Rzecz w tym, że nie jestem.nie bardzo.och, po prostu przy kobietach się gubię i nie wiem, co mam mówić – wyrzucił z siebie szybko.- Kiepsko sobie radzę na parkiecie.przy okazji przepraszam za suknię.i choć w męskim towarzystwie zachowuję się normalnie, kiedy jakaś młoda dama pojawia się w pokoju, zamieniam się znowu w nieporadnego chłopca, a język przywiera mi do podniebienia.Sally popatrzyła na drzewo przed nią z tą samą powagą, co towarzysz; nie będzie się śmiała, choć miała na to ochotę - baronet wziąłby to za drwinę, a nie przejaw sympatii.- Myślę, że jest pan po prostu nieco nieśmiały, sir Johnie.Proszę mi wybaczyć to stwierdzenie.Czy dużo czasu spędza pan w towarzystwie kobiet?Pokręcił głową.- Niezbyt.Jestem jedynakiem.W szkole oczywiście byli tylko chłopcy.Na uniwersytecie także.A potem.potem jakoś nie udawało mi się wzbudzić w kobietach większego zainteresowania.Skrzywił się.Sally poklepała go po ramieniu, a on się nie odsunął.Dojrzałość ma pewne przywileje, pomyślała.Mogła użyć uspokajającego tonu uprzejmej ciotki.- Sir Johnie, jestem przekonana, że pana przymioty spodobałyby się każdej kobiecie.Brakuje panu tylko wiedzy i kogoś, z kim mógłby pan poćwiczyć nowo nabyte towarzyskie umiejętności.Popatrzył na nią wyraźnie zakłopotany, ale nie wydawał się urażony.Obawiam się, że nie widzę.Być może, gdybyśmy spędzili ze sobą trochę czasu i gdyby pozwolił mi pan udzielić mu kilku rad, wyniósłby pan z tego pewne korzyści i przy następnym spotkaniu z Circe.panną Hill.Baronet pojaśniał.Sądzi pani.Naprawdę byłaby pani tak uprzejma? Nie chciałbym się narzucać.Oczywiście, że tak - oznajmiła kobieta.- I to nie jest żadne narzucanie.Tak naprawdę ja także na tym skorzystam.Po pierwsze, cenię sobie pańskie towarzystwo, a po drugie, pomoże mi to uwolnić się od pewnego dżentelmena, którego bardzo pragnę do siebie zniechęcić.Baronet się uśmiechnął.Sally domyśliła się, że bardziej pasuje mu rola pomocnika niż potrzebującego pomocy.Na Boga, nic jej nie obchodzą uczucia Ellistona - jeśli ta stara pijawka w ogóle jakieś ma - skoro może pomóc sir Johnowi.W takim razie postanowione - rzuciła pełnym entuzjazmu głosem.- Może zjawi się pan u mnie jutro o szesnastej na herbatce i zaczniemy.Będę szczęśliwy - zgodził się sir John.- Mam tylko nadzieję, że pani zastawa do herbaty nie jest bardzo cenna.Sally wybuchnęła śmiechem.- Jest pan wobec siebie zbyt krytyczny, sir Johnie - stwierdziła.- Obawiać się pana można jedynie na parkiecie.Twarz mężczyzny wypogodziła się i resztę spaceru przebyli już w wesołych nastrojach.Circe obudziła się wcześnie i od razu poszła do pokoju dziecięcego.Potrząsając małą fiolką z farbą, żeby doprowadzić ją do odpowiedniej konsystencji, wciągnęła głęboko powietrze, rozkoszując się zapachem terpentyny i oleju lnianego.Jaka to ulga wrócić do farb i płócien, do pędzli i upapranych farbami ścierek.Nawet jej luźny kitel, który zarzuciła na poranną suknię dla ochrony, był jak stary przyjaciel.Przy sztalugach wiedziała, na co ją stać, mogła testować swoje ograniczenia, a przede wszystkim mogła zapomnieć o strojach, tańcach i kłopotliwych panach, którzy są albo nie są jej zalotnikami - kto by się w tym połapał? Odłożyła farbę i zwróciła się do sztalug.Nie istniało nic tak podniecającego jak puste płótno! Patrzyła na nie z radością i zarazem gdzieś na dnie jej umysłu formował się już nowy obraz.Powinna najpierw naszkicować kilka wstępnych pomysłów, żeby sprawdzić, co z nich wyjdzie.Odłożyła pędzel i podniosła szkicownik, podchodząc bliżej do okna, gdzie było więcej światła.Szybko narysowała to, co pojawiło się w jej głowie, następnie zaczęła się zastanawiać nad rozplanowaniem postaci.Z zamyślenia wyrwało ją jakieś zamieszanie na tylnym dziedzińcu znajdującym się tuż pod oknem.Podeszła się do szyby.Czy to nie Luciana? A kim jest mężczyzna, który z nią rozmawia?Circe zmarszczyła czoło, mając nadzieję, że jej protegowana nie wpadła w złe towarzystwo.Mężczyzna był ubrany prosto, a jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost.Na policzku miał szramę.Przecież Lucianie wolno zawierać nowe znajomości, stwierdziła w duchu Circe i znowu skupiła się na rysunku.Przez chwilę wykańczała go zgrabnymi liniami, ale nie umiała się powstrzymać, by jeszcze raz nie wyjrzeć przez okno.Dwójka nadal stała w tym samym miejscu.Tylko dlaczego Luciana wygląda na taką zmartwioną? Dziewczyna chyba starała się zachować spokój, ale Circe wyraźnie widziała, że jej oczy robią się coraz okrąglejsze i że zaciska dłonie ukryte pod fartuszkiem.Luciana powiedziała coś do nieznajomego.Oczywiście Circe nie mogła tego usłyszeć, ale jakkolwiek zabrzmiała odpowiedź mężczyzny, wydawało się, że zdenerwowała ona Lucianę, ponieważ dziewczyna podniosła dłonie do twarzy i zakryła nimi usta.Wjej powiększonych oczach pojawił się strach i jeszcze jakieś inne silne emocje.Jeśli ktoś chce ją nastraszyć albo jakoś wykorzystać, Circe na to nie pozwoli.Jak zawsze energiczna, gdy w grę wchodziła obrona pokrzywdzonych, Circe odrzuciła na bok szkicownik i przebiegłszy pokój dziecięcy, wypadła na schody.Zbiegła do holu i otworzyła obite rypsem drzwi prowadzące do korytarza na zapleczu, kuchni i spiżarni.Prowadziły one także do wyjścia dla służby.Biegnąc przez wąski korytarz, napotkała tylko pomywaczkę, która najej widok prawie upuściła wielki miedziany garnek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL