[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.John pohamował się, choć do wybuchu niewiele brakowało.Może rada pani Hughes nie była taka głupia? Miał już dość tych pomyłek! To go brano za pachołka, to znów za prowincjusza, który przybył na jeden dzień na zakupy do miasta.- Zechciej powiadomić właściciela tego zakładu, młodzieńcze, że markiz Gillingham zamierza skorzystać z jego usług.O ile, oczywiście, jego kunszt krawiecki dorównuje dobrej opinii, jaką się mistrz cieszy.I o ile jego personel.- tu John przeszył stalowym wzrokiem młokosa, który miał czelność okazać wzgardę potencjalnemu klientowi - zna swoje miejsce i potrafi się przyzwoicie zachować.Młodemu człowiekowi aż dech zaparło.- Oczywiście, szanowny panie.to znaczy wasza lordowska mość.Zawiadomię go bezzwłocznie, milordzie.Może wasza lordowska mość raczy przejść do pokoju zarezerwowanego dla naszych najdostojniejszych gości i spocząć wygodnie? Czy mogę służyć kieliszkiem wina, milordzie?Markiz przeszedł za podlizującym mu się bezwstydnie młodzieńcem do niewielkiej przymierzalni, usiadł na wyściełanym krześle i skosztował znośnego wina przyniesionego na srebrnej tacy.Mistrz krawiecki nie dał na siebie czekać i zachowywał się chyba jeszcze bardziej służalczo niż jego pomocnik.Jeśli nawet przeżył szok na widok stroju swego nowego, utytułowanego klienta, nie zdradził się z tym i nie pozwolił sobie na żadne komentarze.Za to z wyraźną aprobatą zmierzył wzrokiem dorodną postać Johna.- Jaki rozum, jaką dalekowzroczność wykazał pan, milordzie, zwracając się z zamówieniem właśnie do nas.Z taką postawą.A jakie proste plecy! I te ramiona.Piękna pierś.Co za łydki! Obejdzie się bez wszelkiego tuszowania i watowania.Obyśmy mieli tylko takich klientów! Wasza lordowska mość nie pożałuje swego tak dla nas zaszczytnego wyboru, przysięgam!Krawiec wydawał się pogrążony w rozkosznym śnie o idealnym kliencie, który nie tylko zamówi całą nową garderobę, ale zechce za nią zapłacić.- Wasza lordowska mość dopiero co przybył do Londynu, nieprawdaż? Tak, tak, od razu się domyśliłem.Raczy pan zapewne zamówić, milordzie, strój wieczorowy, zwykły wizytowy, spacerowy.Kilka surdutów, spodnie długie i krótkie, kostium do konnej jazdy.Służymy też dodatkami.Bo ta chustka na szyją.- Spojrzał na byle jak związany fular Johna takim wzrokiem, jakby ten widok rozdzierał mu serce.- A jeśli chodzi o koszule w pierwszym gatunku, to dam waszej lordowskiej mości adres znakomitego bieliźniarza.- Niech się sam do mnie pofatyguje - warknął John.Zauważył z ulgą, że ani mistrz krawiecki, ani jego pomocnik nie zwracają najmniejszej uwagi na jego twarz.Ich przerażenie budził wyłącznie jego ubiór.- Albo jeszcze lepiej: proszę mu przesłać moje wymiary.Nie znoszę przymiarek!- Jakoś to załatwimy po myśli waszej lordowskiej mości.Wszystko będzie tak, jak pan sobie tego życzy, milordzie.Z pewnością panu markizowi przypadnie do gustu nowe, doskonale dopasowane i uszyte ubranie, w najlepszym tonie, zgodne z obecną modą.Tak, tak.Wszystko dla klienta.Żeby miał najmodniejsze ubranie i żeby mu się zrobiło lekko w kieszeni, gdy za to wszystko zapłaci, pomyślał kwaśno John.Co prawda, w jego wypadku wysokość rachunku nie grała roli, a jeśli nowe stroje spodobają się pani Hughes.to znaczy pannie Crookshank, to warto je zamówić.Pomocnik mistrza już czyhał z miarką krawiecką w ręku dziwnie przypominającą węża zwiniętego i gotowego do skoku.John westchnął z rezygnacją i po raz pierwszy zgiął kolana przed ołtarzem mody.Po godzinnym kartkowaniu żurnala Louisa była znużona jego zawartością.Już miała polecić pokojówce, by przyniosła inne czasopismo podobnej treści, gdy w drzwiach pojawił się Masters.- Jakiś dżentelmen z wizytą do panienki, panno Louiso.Czy mam go poinformować, że nie przyjmuje pani dziś rano?Ton głosu lokaja wyraźnie sugerował, że tak właśnie należało uczynić.W żadnym wypadku nie przyjmować panów pod nieobecność ciotki!Ale Louisa nagle uświadomiła sobie, jak okropnie jej się nudzi.A poza tym.Z nadzieją w głosie spytała:- Czy to markiz Gillingham?- Nie, panienko.Sir Lucas Englewood.Serce Louisy zamarło na sekundę.- Wprowadź go natychmiast do salonu! Gdy Masters zawahał się, zmarszczyła brwi.- Jest ze mną moja pokojowa! - powiedziała z naciskiem.Z tonu Louisy wyraźnie wynikało, że żaden lokaj nie będzie jej dawał lekcji dobrego wychowania.- Jak pani sobie życzy, panno Louiso.Masters skłonił się i zręcznie odwrócił na pięcie.- Evo! - spiesznie poleciła pokojówce Louisa.- Zabierz ten koszyk, usiądź tam w kącie i zajmij się czymkolwiek!- Ale czym, panienko? - spytała Eva
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL