[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czas przygotować raport, więc nie obędzie się bez inspekcji.A do tego będę potrzebował eskorty.Oczy Kate zalśniły z radości.Niestety, w czasie kolacji gubernator sprzeciwił się jego pomysłowi, gdy Gutierrez poprosił o akceptację wyprawy.- Sir.- Zatrzymamy na nasze potrzeby tylko teren, który już mamy - oznajmi! porucznik głosem nie znoszącym sprzeciwu.Kłótnia z nim nie miała sensu.Przy stole zaległa cisza.Nikt nie spodziewał się takiej decyzji, ale w głosie porucznika brzmiała stanowczość.- Mamy wystarczająco pracy bieżącej i trzeba kontynuować to, co zaczęliśmy.Z resztą planów wstrzymujemy się do czasu przylo tu drugiej ekspedycji.Głucha cisza trwała nadal.Porucznik zaczął jeść, słychać było tylko zgrzyt jego sztućców.- Sir - Gutierrez nie kapitulował - z całym szacunkiem, z mojego zawodowego punktu widzenia mamy powód do poszukiwań.Musimy wiedzieć, jak przedstwia się sytuacja na drugim brzegu Styksu.- Trzymamy się obozu i troszczymy o zachowanie tego, co już mamy.Na tym chciałbym zakończyć tę dyskusję.Zrozumiano?- przerwał mu Conn.- Tak, sir.Później Gutierrez i Kate znaleźli sposobność, by spotkać się mniej oficjalnie.Był w swoim mieszkaniu.Pod ścianą kopuły jakiś Ariel przyglądał im się krytycznie.- Uważam, że co najmniej z tuzin tych typów to szaleńcy - szepnęła mu do ucha Kate w krótkiej przerwie między aktami mi łosnymi.Rozmawiali o Kalibanach, o narzuconym im programie badawczym i o tym, czego jeszcze chcieliby dokonać.- Znam ludzi, którzy przyjechali tu z nadzieją, że w^yrwąsię z rutyny i będą dzia łać.Komandosi uważali, że mogą być tu przydatni.Tymczasem we getują i marnują czas.Starzec wbił sobie do łba, że wokół czają się niebezpieczeństwa i postanowił zamknąć wszystkich w obozie.Boi się tych jaszczurek, może mógłbyś mi to wytłumaczyć, Marco?- Spróbuję, ale tu nie chodzi tylko o Kalibany.On ma własne poglądy na temat bezpieczeństwa kolonii.Najlepszym sposobem jest dla niego: okopać się i nic nie robić.1 przetrwać do przylotu wsparcia.To wszystko.Ale spróbuję.- Doskonale znał jednak od powiedź.- Nie - usłyszał, gdy kilka godzin później opowiedział gubernatorowi o swoich planach.Conn rzucił mu spojrzenie starego człowieka.- Nic z tego.Proszę wybić to sobie z głowy.Marco dalej spotykał się z Kate.A pewnego dnia, gdy zbliżała się jesień, Flanahan oświadczyła lekarzowi, że nie ma okresu i chyba jest w ciąży.Badania to potwierdziły.Poszła do Gutierreza.Przynajmniej nie zmarnowali ubiegłego roku.Praca biologa utknęła w martwym punkcie, bo nie mógł opuszczać kolonii, a wokół miał cały obcy świat, wymagający poznania.A gdy jesienią kolejny Kaliban przeszedł przez ogrodzenie, nie uciekł i oglądał całą scenę.Usiadł i oglądał polowanie, a potem przez cały dzień miał silne bóle głowy.Myśliwi widzieli jego wzrok.A wieczorem przyszedł do Gutierreza ten, który zabił jaszczura.- Więcej nie będę strzelał - powiedział.Także Flanahan nie brała od jakiegoś czasu udziału w polowaniach.12.Rok 2, dzień 290 ery kolonialnej.Na przednówku zimy, gdy zaczęły padać ulewne, mroźne deszcze, a przy ziemi snuły się mgły, pojawiły się w obozie pierwsze Kalibany, chcąc przenocować.Wynurzały się z mgły niczym duchy, pojedynczo jak Ariele, ale ich zachowanie nie było tak zwierzęce.lin obserwował je, śpiące pod namiotami, przeciągające się cicho, ocierające i skrobiące w płótno.Wtedy przyciskali z Pią syna ze strachu.Kalibany zdecydowanie różniły się od zielonych jaszczurek, do których wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić.- Nie powinny zrobić nam nic złego - szepnęła Pia.- Hipnotaśmy mówiły, że są łagodnie usposobione.- A śmierć pani kapitan? - przypomniał jej Jin o Adzie Beaumont.- To był przecież wypadek.- Ale ludzie stale strzelają do Kalibanów.Na to wspomnienie zasępili się.Dotychczas nikt na poważnie nie rozważał dylematu, czy Kalibany są zwierzętami, czy czymś więcej.Z góry założono, że są zwierzętami, bo ich kod genetyczny jakoby nie pozwalał na rozwój procesów myślowych.Jin mógł się z tym zgodzić, jeśli chodzi o małe Ariele, ale Kalibany były wielkie, poruszały się jakby z namysłem i przyprawiały go o strach.Ciągnęły przez cały obóz.Nie było słychać żadnych krzyków, wycia alarmu, mimo to azi mocno zasznurowali wejście do namiotu i czuwali.Ich syn spał w łóżku.Przy najmniejszym ruchu na zewnątrz obejmowali się mocno ramionami.Gdy następnego dnia wzeszło słońce, w obozie rozległy się krzyki.Jin wyszedł na zewnątrz i zobaczył, że kamienie przygotowane do budowy nowego domu zostały przez Kalibany ułożone w niski wał łączący się z jednym z domów.Sporo się namęczyli przy demontażu tej budowli.1 właśnie wtedy po raz pierwszy odczuli dziwny lęk przed jaszczurami, który od tamtej pory stale im towarzyszył.Do zabobonnego lęku przed urodzonymi ludźmi doszedł nowy stres.A spowodowany był tą dziwną budowlą, którą teraz Jin rozbierał.- Przerwać pracę! - krzyknął opiekun.- Niech obejrzą to spe cjaliści.Z głównego obozu zbliżała się grupka ludzi.Jin przerwał pracę i przyglądał im się.Marco Gutierrez ze swoją ekipą robili zdjęcia i z zainteresowaniem oglądali wał ze wszystkich stron.Jin znał Gutierreza, to do niego miał zwracać się w przypadku natknięcia się na jakieś osobliwości lub kontaktu z fauną planety.Twarz biologa zdradzała spore zaniepokojenie.- Reagują zgodnie ze stadnym instynktem - oświadczył wresz cie.Tyle to rozumiał nawet Jin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL