[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem co znaczy dok³adnie ten katalizator Chaosu, ale je¿eli Cana niek³amie lub nie jest wariatem, to nale¿y uznaæ Andera za rodzaj bomby zopóŸnionym zap³onem.Ba³em siê, ¿e mo¿ecie nie zwróciæ na to uwagi. „I rzeczywiœcie.Byliœmy tak mocno zajêci tob¹, ¿e zapomnieliœmy o zamianie.Nie mamy ¿adnej pewnoœci co do skutecznoœci tego s³awnego Chaosu, ale nale¿ydzia³aæ ostro¿nie.Co proponujesz?”– Trzymajcie Halterna pod dobr¹ stra¿¹, ale tak, ¿eby by³ w ka¿dej chwili dodyspozycji.Moim zdaniem coœ siê szykuje.Coœ bardzo wa¿nego i on tylko móg³byto zrozumieæ.Radzê wam poœwiêciæ jeden komputer wy³¹cznie do analizowaniaposzczególnych faktów z tej misji.Ca³a ta historia wydaje mi siê bardzodziwna. „Nie nad¹¿am za tob¹ Bron, ale zrobiê jak radzisz.Na wszelki wypadekpozostanê z tob¹ w kontakcie”. Bron rozluŸni³ siê i zamkn¹³ powieki.Stra¿nik, zdenerwowany jegoobojêtnoœci¹ zacz¹³ stukaæ rytmicznie po stole kolb¹ swojej broni.Obydwajoczekiwali w milczeniu na wyjœcie z podprzestrzeni. Bron zaczaj ws³uchiwaæ siê w szumy dochodz¹ce z kana³u transferowego.Ponadsygna³em podstawowym, na granicy podœwiadomoœci, coœ by³o.Jakby cieñ, któryzna³, ale którego nie spodziewa³ siê zastaæ.Rodzaj rechotliwych zaburzeñ.ten sam dziwny i wodnisty dŸwiêk, który ju¿ zna³, ale tym razem czystszy iwyraŸniejszy.Bardziej natarczywy nawet i przera¿aj¹cy.Odruchowo chcia³ siêcofn¹æ, uchroniæ, ale po namyœle postanowi³ z nim walczyæ i spróbowaæ znaleŸæjakieœ wyt³umaczenie. Ten dŸwiêk by³ kleisty jak lepka piana.Niespójny i tajemniczy.Niós³ jednakjak¹œ wiadomoœæ; piln¹, na³adowan¹ przera¿eniem bliskiej tragedii.Bronponownie pozwoli³ swojej wyobraŸni poddaæ siê pr¹dowi tego nieznanego Styksu.Wyczuwa³ cienie w miejscach bez œwiat³a; dŸwiêki, których pochodzenia nie œmia³zgadywaæ.Obrazy zmienia³y siê i falowa³y, a ich potok zwolni³, dochodz¹c dokresu.Ale co siê kry³o za pokrzywion¹ czerni¹ rzeki? Inne obrazy,straszniejsze ni¿ œmieræ, zaczê³y pojawiaæ siê w jego myœlach. Zacz¹³ krzyczeæ w tym samym momencie, w którym zabrzmia³y syreny alarmu.Wkilka sekund póŸniej koszmar jego wizji zosta³ zamazany przez cierpienie:statek wychodzi³ z podprzestrzeni.Rozdzia³ XVII Ma³a szalupa opuœci³a luk kr¹¿ownika.Bron obserwowa³ przez okulary Hockungamaleñkie œwiate³ko celu ich lotu.Tantal nie wygl¹da³ na dumnego zdobywcêkosmosu, jak pozosta³e statki floty.Wprost przeciwnie.By³ pozbawiony koloru,stary, bliski rozpadu i ca³y w bliznach.Na rufie stercza³y pomieszane dyszeró¿nych systemów napêdowych.Jego nazwa zosta³a starta z kad³uba dawno temu.– Niew¹tpliwie ziemski – stwierdzi³ bezg³oœnie, zwracaj¹c okulary. „Zgadza siê.Wygl¹da na zaginione laboratorium.W³aœnie nadesz³y dane zarchiwum.Sprawdzimy, czy nie przerobili go na wyrzutniê”.– W¹tpiê.Nawet gdyby, to nie by³by zdolny do takiej prezycji. „Ktoœ przecie¿ musia³ wystrzeliæ tamten pocisk” – stwierdzi³a Jaycee. Teraz, kiedy zbli¿yli siê, mo¿na by³o zobaczyæ wszystkie rany zadaneTantalowi.Dziury i rysy pokrywa³y kad³ub, jakby ca³y statek zosta³ zanurzony wkwasie.Tantal wygl¹da³ jak chore zwierze.Urz¹dzenia jednak mia³ sprawne iBron wkrótce znalaz³ siê w œrodku w towarzystwie Daiquista i dwóch stra¿ników. Po kilku krokach zatrzyma³ siê nagle czuj¹c, ¿e w³osy staj¹ mu na g³owie. „Bron, co siê sta³o?”– W tym statku jest coœ dziwnego.strasznie dziwnego. „Dlaczego?”– Mam dziwne wra¿enia.Nie umiem ich opisaæ.Czy przerobiono go? „Nic o tym nie wiemy.Dawniej na pewno mia³ klasyczne uzbrojenie, ³¹cznie zg³owicami termicznymi typu Nemesis”.– Nemesis jest zabawk¹ w porównaniu z pociskiem, który zniszczy³ Onaris.Wygl¹dtamtego nie mia³ w sobie nic ludzkiego. „Co oznacza, ¿e przyj¹³eœ stanowisko Cany, ¿e pociski s¹ stare i nieznanegopochodzenia?” – ton Jaycee sta³ siê nagle zimny i sarkastyczny.– Wystarczy, Jaycee.Niczego nie przyj¹³em.Twierdze tylko, ¿e jeœli to, copodejrzewam jest prawd¹, to jesteœmy tak bardzo do ty³u, ¿e nawet zdwudziestokrotnym przyspieszeniem nie zrozumiemy niczego. „To znaczy.?”– Wreszcie zrozumia³em, sk¹d wziê³o siê to uczucie dziwnoœci.To nie jestTantal.Przynajmniej nie ten sam, który opuœci³ stocznie na Ziemi.To tylkokopia., a raczej odbicie.Zwyk³e odbicie. „WeŸ siê w garœæ, Bron”.– Spójrz na ekrany kontrolne, napisy! Wszystko jest odwrócone.Do najmniejszegoszczegó³u.To nie jest kolejny dowcip Cany.To rzeczywistoœæ. Bron nagle zda³ sobie sprawê z uwa¿nego spojrzenia Daiquista.Jayceeostrzeg³a go zreszt¹ w tej samej sekundzie. „Uwa¿aj na Daiquista! Podejrzewam, ¿e zabra³ ciê tu, ¿eby ciê zdemaskowaæ.Mo¿esz siê zdradziæ, jeœli nie oka¿esz zdziwienia.”– Czy przekazano ju¿ wspó³rzêdne? „Nie wiem, Ananias jeszcze nie wróci³.A bo co?”– Kiedy tylko nasza flota wkroczy do akcji powinienem chyba zabiæ Daiquista.Jaycee wstrzyma³a siê od odpowiedzi, ¿eby nie przeszkadzaæ.– Wygl¹dasz na zmieszanego, Bron – stwierdzi³ Daiquist.– Ten statek.To nie jest produkt Niszczycieli.– Nie.Pochodzi z Ziemi.Wrak, który odkryliœmy w kosmosie.Ale znaleŸliœmy dlaniego zastosowanie.– Ziemianie zawsze czytaj¹ na odwrót?– Nie.To jeden z aspektów Chaosu.Ale.jako specjalista nie powinieneœ byæzbytnio tym zdziwiony. Bron wzruszy³ ramionami i ruszy³ dalej.Ani pseudoosobowoœæ Halterna, anijego wyszkolenie do niczego nie mog³y siê przydaæ.Daiquist ruszy³ za nim, alezaraz rozbrzmia³ sygna³ alarmu oznajmiaj¹cy drugi skok podprzestrzenny.Wprzeciwieñstwie do wielkich kr¹¿owników, Tantal zaledwie zamrucza³ cichutko izaraz przeszed³ do drugiej fazy lotu.Bron zabra³ siê do zwiedzaniapomieszczeñ.Mia³ nadziej¹, ¿e okazuje typowo naukowe zainteresowanie, któregowszyscy oczekiwali po synkretyœcie.Przede wszystkim szuka³ jednak jakiegoœplanu prze¿ycia. Tantal by³ statkiem wzglêdnie niewielkim, co najmniej sto razy mniejszym odliniowców Cany.Nie mia³ dobrego uzbrojenia i z pewnoœci¹ nie by³ w stanieodeprzeæ ¿adnego ataku.Bron nie móg³ zrozumieæ, po co Cana w³¹czy³ go doswojej floty.Laboratoria by³y œwietnie wyposa¿one i utrzymane przez za³ogê,wœród której znajdowa³o siê wielu naukowców i cywilów.Wszyscy przyjmowali go zmi³ym zainteresowaniem, co stanowi³o wyraŸny kontrast z postaw¹ Daiquista
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL