[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pojedziemy tam znowu, Suzanne.Obiecujê ci.Wa¿niaki nie pêkaj¹.Jeszczenie pokaza³y wszystkiego, na co je staæ.Znów us³yszymy fale bij¹ce o ska³ydzikiego wybrze¿a.I nie bêdê siê za bardzo zbli¿a³ do krawêdzi urwistegobrzegu, wiem, jak siê tego boisz. Wystarczy pójœæ t¹ alej¹, ¿eby trafiæ prosto do hotelu.Jestem tegopewien, Suzanne.Przypomnij sobie: na samym koñcu stoi pomnik bohatera walki oniepodleg³oœæ, a tu¿ za nim jest zajezdnia tramwajowa.Wolisz skrêciæ w lewo?Jak chcesz.Têdy bêdziemy szli d³u¿ej, szczególnie ¿e poruszam siê w tensposób, ale przecie¿ nic nas nie goni.Twoja wola.Wiêcej nie bêdê ju¿ ci siêsprzeciwia³ ani upiera³ siê przy swoim.W ten sposób ty nie bêdziesz mog³azarzucaæ mi, ¿e ograniczam twoj¹ wolnoœæ.Rób, jak uwa¿asz, a o mnie siê niemartw.S³uga uni¿ony. Na pierwszym piêtrze budynku w jednym z okien pali siê œwiat³o.Nafioletowym tle naga kobieta tañczy jak w chiñskim teatrze cieni.Piersipodryguj¹ jej rytmicznie.Kilkoro gapiów sterczy na chodniku po przeciwnejstronie ulicy.Widaæ tylko bia³ka ich oczu. Chcesz tam iœæ, Suzanne? Na pierwsze piêtro tego podejrzanego domu?Takie miejsca przyci¹gaj¹ najbardziej zdegenerowane istoty, które przybywaj¹zaspokoiæ swoje zboczone seksualne potrzeby.To nie dla ciebie, taka ³ajdackaspelunka.Wiesz, tam uczucia siê nie licz¹.W³adzê absolutn¹ sprawuje popêd.Pragniesz mnie wypróbowaæ, chcesz postawiæ na swoim.Dobrze, przyjmujê twojewyzwanie. ChodŸmy na górê. Dziewczyna, której sylwetkê widzieliœmy z ulicy, stoi na ladzie.Ko³yszesiê w rytm dŸwiêków tandetnego jazzu wykonywanego przez dwóch muzykantów,upozowanych na d³ugow³osych studentów.Jeden gra na organkach, a drugiwystukuje rytm par¹ ³y¿eczek.Œwiat³o rozprasza siê w powietrzu przesyconymdymem, gêstym od ciê¿kich zapachów.St¹pam po pod³odze wysypanej drobnympiaskiem, który chrzêœci pod podeszwami.Siadam przy wolnym stoliku jaknajdalej od sceny.Robi¹c dobr¹ minê do z³ej gry, udajê, ¿e coœ rysujê wnotatniku. Patrz¹c na wulgarnie mêskie rysy tancerki, mo¿na by pomyœleæ, ¿e jesttranswestyt¹.Ale jej nagoœæ rozprasza wszelkie w¹tpliwoœci.Kilku wielbicielizgromadzonych u jej stóp sprawia wra¿enie zahipnotyzowanych blond gêstwin¹ udo³u jej brzucha.Cia³o trzêsie siê jak galareta, piersi podskakuj¹.Co zawidok! Wstyd mi przed Suzanne. Kelner o wygl¹dzie idioty przynosi mi szklankê letniego piwa.Pewniemyœli, ¿e jestem z policji, z powodu tego mojego notesu.Przynajmniej tak misiê wydaje.Nie mam nic przeciwko temu, ¿eby go poniepokoiæ.Pozycjafunkcjonariusza wyznacza okreœlone miejsce w spo³eczeñstwie i zobowi¹zuje doodpowiednich zachowañ.Wsparty niedbale o oparcie krzes³a, spod zmru¿onychpowiek badawczo lustrujê otoczenie. Pomieszczenie przypomina kryte boisko szkolne albo salê gimnastyczn¹.Wysoki sufit podtrzymywany jest przez szereg pomalowanych szar¹ farb¹ stalowychfilarów.Na brudnych œcianach nie da siê ju¿ rozpoznaæ ¿adnego koloru.Rozproszone w pó³mroku bez³adne grupki œmiej¹ siê i wzdychaj¹.Wszystko wydajesiê szare, pokryte py³em.Wci¹gniêty nosem kurz wype³nia mi usta.Kicham raz porazie.Czujê, ¿e na mnie patrz¹.Kelner pewnie mniej ju¿ siê mnie obawia.Mo¿ejestem przewra¿liwiony.¯eby jakoœ zareagowaæ, sprawdzam godzinê na swoim nagimprzegubie, jakbym mia³ umówione spotkanie.Okazujê zniecierpliwienie.Nerwowobêbniê palcami po stole.Znów zerkam na przegub.Przecie¿ ustaliliœmy, ¿e siêtutaj spotkamy przed powrotem do komendy g³Ã³wnej.Trudno, sam skoñczê tenraport.Gdzieœ tam biedne dziewczyny zarabiaj¹ na ¿ycie, ca³ymi nocamisprzedaj¹c buty turystom, a tu kilku wybrañców wije siê w rytm zwyrodnia³ej,dekadenckiej i pornograficznej muzyki! Ka¿ê zamkn¹æ ten ich pieprzony lokal!Mniejsza o widzów spragnionych niezdrowych sensacji.Zamiast jak zwierzêtaulegaæ plugawym chuciom, niech siê lepiej zabior¹ z powrotem za budowaniesocjalizmu! W tym momencie muszê rzeczywiœcie wygl¹daæ na policjanta.Trwo¿liwespojrzenia uwa¿nie obserwuj¹ moj¹ twarz buldoga.Ci ludzie obawiaj¹ siê mojegogniewu.Dr¿¹ o swoje rodziny, pracê, wolnoœæ.Niech dr¿¹! Maj¹ w tym wprawê.Toim œwietnie zrobi! Na zdrowie! Wystarczy³oby, ¿eby siê zachowywali rozs¹dniej,trzymali w karbach swoje z³e sk³onnoœci albo niechby poszli na ca³oœæ, ale zwiêksz¹ przebieg³oœci¹ i ob³ud¹.Nie ¿al mi ich ani trochê. Nie, Suzanne, nie wstawiaj siê za nimi.Twoje motywacje mog¹ okazaæ siêmniej szlachetne, ni¿ siê z pozoru wydaj¹.Dyskretnie ciê obserwujê i widzê,jak siê wyginasz siê i podrygujesz.Muzyka porusza twoje cia³o, rozbudzazmys³y.Prostujesz siê prowokuj¹co, bardziej wyuzdana ni¿ tamta naga dziewczynana barze.Chcesz jej odebraæ tych mê¿czyzn.Musisz ich mieæ.Potrzebujesz ichpo¿¹dania.Marzysz o ich nasieniu.Zachowujesz siê jak samolubna dziwka, za nicmaj¹c moj¹ godnoœæ, lekcewa¿¹c elementarne poczucie przyzwoitoœci.Zaplanowa³aœto, chcesz, ¿ebym straci³ twarz.Ty zdziro! Dopiê³aœ swego, zwróci³aœ na siebie uwagê! Otacza nas kr¹g wielbicieli.Rozpoznajê wœród nich plugawego goœcia z naszego hotelowego pokoju, tegosamego, który tak siê tobie podoba³, Suzanne, ale który interesowa³ siêwy³¹cznie mn¹ albo raczej moimi pieniêdzmi.Czy to po to, by go odnaleŸæ,zaci¹gnê³aœ mnie do tego piek³a? Rzygaæ mi siê chce. Jak Suzanne mog³a zbzikowaæ na punkcie takiego ³achmyty? Zgoda, ja te¿nie jestem olœniewaj¹cy, ale dopóki mam Suzanne, jestem kimœ. A ten tu czym siê mo¿e pochwaliæ? Gdzie ma swoj¹ Suzanne? Mo¿e w bucie?Na myœl o tym ogarnia mnie pusty œmiech.Suzanne? Dlaczego nie Gilberta?Michalina albo Noemi? Uwa¿nie przygl¹dam siê jego lewej, a nastêpnie prawejstopie.Obie s¹ niskiego stanu.Tylko tyle da siê o nich powiedzieæ, dopókitkwi¹ w butach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL