[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hazard wszedł mu w krew.Ale jeszcze przedtem jego sława jako młodego autora zaprowadziła go na kręte ścieżki miłosnych awanturek.Wydawca Denisa, nazwiskiem Howard Shiel, wydał przyjęcie z okazji opublikowania pierwszej książki - zatytułowanej „Syn bogów” - młodego patriotycznego autora.Do stołu siadło dwanaście osób, w tym, oprócz honorowego gościa, trzech młodych powieściopisarzy, dwóch krytyków, burmistrz Dublina i trzy panie.Shiel, który zajął miejsce na końcu stołu - mieniącego się w blasku świec od sreber i kryształów - był niskim, chudym schorowanym mężczyzną około sześćdziesiątki, o nieco wyłupiastych oczach i wysokim czole przechodzącym w łysinę.Wydawanie książek, jego pierwotny i niezbyt w Irlandii intratny zawód, przestało być dla niego głównym źródłem dochodu, od kiedy odziedziczył poważną gotówkę.Teraz prowadził wydawnictwo po części z powodu kulturalnego snobizmu, po części po to, by przeciwstawiać angielskiej potędze irlandzki nacjonalizm.Wydawane przez niego książki miały zawsze zabarwienie patriotyczne, ale nieco zamaskowane, by nie narazić się władzom okupacyjnym.Odziedziczone pieniądze inwestował w korzystne transakcje finansowe, do czego miał prawdziwy talent.Pani Shiel, siedząca u szczytu stołu naprzeciwko męża, była o połowę od niego młodsza, a urodą przyćmiewała wszystkie obecne panie: wysoka, o kasztanowatych włosach i szarych oczach, cerze olśniewająco białej i wargach pełnych, nieco zbyt szerokich.Jej kibić, wcale nie zniekształcona urodzeniem dwojga dzieci, wciśnięta była w modny gorset nadający jej kształty klepsydry.Denis, któremu wskazano miejsce po prawej ręce pani domu, czuł się niezręcznie i krępowało go nowe, specjalnie na ten cel zakupione ubranie.Elegancki strój źle na nim leżał.Do jego wysokiej, atletycznej postaci najlepiej pasowała odzież o kroju raczej sportowym, niedbałym.Czarne włosy spadały mu nieporządnie na czoło i miał kłopoty z wystającymi sztywnymi mankietami koszuli.Nowością było dla niego znaleźć się w towarzystwie osób, które traktowały luksus jako rzecz naturalną.Do tej pory miejscem jego rozrywek bywały tańsze oberże i knajpy w Cork i w Dublinie, a kobiecej kompanii szukał wśród kelnerek, gotowych do powiększania, choćby o drobne sumki, swoich skromnych zarobków.Onieśmielała go ta olśniewająca pani domu, piękna, strojna i dowcipna.Jednakże jego skrępowanie szybko znikło.Flora Shiel była doświadczoną i taktowną panią domu.Bawiła ją nowość: ten młody autor, prawdziwy niedźwiedź, ale jego ciemne oczy błyszczały niezwykłym ogniem, a usta rysowały się linią pełną i stanowczą.Gdy przedstawiano jej Denisa, jego naiwne, szczere spojrzenie, pełne nie skrywanego zachwytu, nie uszło jej uwagi.- Mój mąż dał mi do przeczytania rękopis pańskiej powieści - powiedziała.- Zapytuje mnie czasem o opinię.Bez schlebiania wyznaję, że moim zdaniem ten rękopis zawiera zapowiedź genialnego talentu.-.bardzo uprzejmie z pani strony.- jąkał się Denis.W obecnej chwili zajęty był pilnym obserwowaniem jej długich, wąskich palców, by się przekonać, jakie sztućce pani domu wybierze z oszałamiającego zestawu ułożonego obok nakrycia.- Zaciekawiło mnie, dlaczego wybrał pan ten właśnie temat - mówiła dalej pani Shiel.Próbowała go ośmielić, wciągnąć w rozmowę o czymś, co było mu bliskie.Nie chciała, by konwersacja utknęła na banalnych uprzejmościach.- Dlatego, że celtyckie tradycje od dawna mnie interesowały.Studiowałem ten temat i znam go dość dobrze.Mam w planie kilka powieści z dziejów Irlandii, ale Cu Chullain bez wątpienia najlepiej się nadawał na początek.Poza tym postać tak dramatyczna wydawała mi się stosunkowo łatwa do opracowania.Pani Shiel wiedziała już więc, że o swojej pracy Denis potrafi mówić.Musiała jednak zabawiać również swego sąsiada z lewej strony, burmistrza Dublina.Ale często zwracała się do Denisa.- Podobało mi się, że nie komentował pan postępowania swego bohatera - zauważyła.- Sądzę, że powinniśmy unikać - mówił Denis - patrzenia na postacie historyczne z dzisiejszego punktu widzenia, oceniania tych ludzi według naszych obecnych norm.Musimy próbować spojrzeć na nich oczyma ich współczesnych i tak ich oceniać - jako dzielnych lub tchórzliwych, przezornych lub lekkomyślnych, złych czy dobrych - jak ich oceniano w ich własnej epoce.- Widzę, że pana podejście do tematu i warsztat literacki nie są dziełem przypadku, lecz świadomą i przemyślaną metodą.Burmistrz wmieszał się do rozmowy:- Przewiduję wielką przyszłość dla pana i sławę, więc jako starszy wiekiem odważam się doradzić naszemu młode mu autorowi, by starał się unikać arogancji, która sprawia, że tak wielu znanych i poczytnych pisarzy staje się nie do zniesienia w towarzystwie.Denis ściągnął kąciki ust.Udzielił mu się swobodny sposób bycia pani domu i burmistrza.Powiedział wesoło:- Edward Gibbon, który na pewno znał się na swoim rzemiośle, skoro stworzył tak wspaniałe dzieło o staro żytnym Rzymie, twierdził, że tematy historyczne cieszą się wzięciem wśród pisarzy dlatego, że można je dostosować zarówno do genialnego, jak i do bardzo ubogiego talentu.Nie zostawia to miejsca na arogancję albo zarozumiałość u tego pisarza, który wybiera historię jako swój temat.Pani Shiel obdarzyła go olśniewającym uśmiechem:- Jak na artystę jest pan niezwykle skromny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL