[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stefan Skellen ostudzi³ ich groŸnym spojrzeniem, przywo³a³ do porz¹dkumarsow¹ min¹ i g³osem. - Co tam? Gadaæ! - Panie koroner.- zacharcza³ jeden.- Zgroza tam! To s¹ demony idiab³y.Z ³uków szyj¹ niechybnie.R¹bi¹ strasznie.Œmieræ tam.Czerwonowszêdy od juchy! - Z dziesiêciu pad³o.Mo¿e wiêcej.A tam.S³yszycie? Huknê³o znowu, zamek zatrz¹s³ siê. - Magia - mrukn¹³ Skellen.- Vilgefortz.No, zobaczymy.Przekonamysiê, kto kogo. Nadbieg³ nastêpny ¿o³dak.By³ blady i oprószony tynkiem.Przez d³u¿sz¹chwilê nie móg³ wykrztusiæ s³owa, gdy wreszcie przemówi³, lata³y mu rêce itrz¹s³ siê g³os. - Tam.Tam.Potwór.Panie koroner.Jak wielki czarny gacek.Namych oczach g³owy ludziom urywa³.Ino krew sika³a! A on œwiszcza³ a œmia³siê.O, takie mia³ zêbiska! - G³Ã³w nie uniesiem.- zaszepta³ ktoœ na plecami Puszczyka. - Panie koroner - zdecydowa³ siê przemówiæ Boreas Mun.- To s¹ upiory.Widzia³em.m³odego grafa Cahira aep Ceallach.A on przecie nie ¿yje. Skellen spojrza³ na niego, ale nic nie powiedzia³. - Panie Stefanie.- wybe³kota³ Dacre Silifant.- Z kim nam tu wojowaæprzysz³o? - To nie s¹ ludzie - wyjêcza³ któryœ z najemników.- Charakterniki to s¹i piekielne czarty! Nie wydoli przeciw takim ludzka moc. Puszczyk skrzy¿owa³ rêce na piersi, powiód³ po ¿o³dakach wzrokiemœmia³ym i w³adczym. - Nie bêdziemy wiêc - oznajmi³ gromko i dobitnie - mieszaæ siê do tegokonfliktu si³ piekielnych! Niech tam sobie demony walcz¹ z demonami, czarownicyz czarownikami, a upiory z powsta³ymi z grobów umrzykami.Nie bêdziemy imprzeszkadzaæ! My sobie tutaj spokojnie poczekamy na rezultat boju. Twarze ¿o³daków pojaœnia³y.Morale wzros³o wyczuwalnie. - Te schody - podj¹³ mocnym g³osem Skellen - to jedyna droga wyjœcia.Poczekamy tu.Zobaczymy, kto spróbuje nimi zejœæ. Z góry rozleg³ siê straszliwy huk, ze sklepienia ze s³yszalnym szelestemposypa³a siê sztukateria.Zaœmierdzia³o siark¹ i spalenizn¹. - Za ciemno tu! - zawo³a³ Puszczyk, gromko i œmia³o, by dodaæ duchaswemu wojsku.- ¯ywo, zapaliæ, co siê da! Pochodnie, ³uczywa! Musimy dobrzewidzieæ, kto pojawi siê na tych schodach! Nape³niæ jakimœ paliwem te ¿elaznekosze! - Jakim paliwem, panie? Skellen bez s³owa pokaza³, jakim. - Obrazami? - spyta³ z niedowierzaniem ¿o³dak.- Malowid³ami? - Tak jest - parskn¹³ Puszczyk.- Co tak patrzycie? Sztuka umar³a! W drzazgi posz³y ramy, w strzêpy obrazy.Dobrze wysuszone drewno iprzesycone pokostem p³Ã³tno zajê³y siê natychmiast, o¿y³y jasnym p³omieniem. Boreas Mun patrzy³.By³ ju¿ ca³kowicie zdecydowany.* * * Huknê³o, b³ysnê³o, kolumna, zza której w ostatnim niemal momenciezd¹¿yli odskoczyæ, rozpad³a siê.Trzon z³ama³ siê, zdobiona akantem g³owicagruchnê³a o posadzkê mia¿d¿¹c terakotow¹ mozaikê.W ich stronê polecia³ zsykiem piorun kulisty.Yennefer odbi³a go, krzycz¹c zaklêcia i gestykuluj¹c. Vilgefortz szed³ w ich stronê, jego p³aszcz powiewa³ jak smoczeskrzyd³a. - Yennefer siê nie dziwiê - mówi³, id¹c.- Jest kobiet¹, a wiêc istot¹ewolucyjnie ni¿sza, rz¹dzon¹ zamêtem hormonalnym.Ty jednak, Geralt, jesteœprzecie¿ nie tylko mê¿czyzn¹ z natury rozs¹dnym, ale i mutantem, na emocjeniepodatnym. Skin¹³ rêk¹.Huknê³o, b³ysnê³o.Piorun odbi³ siê od wyczarowanej przezYennefer tarczy. - Mimo twego rozs¹dku - przemawia³ dalej Vilgefortz przelewaj¹c ogieñ zd³oni do d³oni - w jednej sprawie wykazujesz zadziwiaj¹c¹ a niem¹dr¹konsekwencjê: niezmiennie pragniesz wios³owaæ pod pr¹d i sikaæ pod wiatr.Tomusia³o skoñczyæ siê Ÿle.Wiedz, ¿e dziœ, tu, na zamku Stygga, wysika³aœ siêpod huragan.* * * Gdzieœ na dolnych kondygnacjach wrza³a walka, ktoœ krzycza³ okropnie,zawodzi³, wy³ z bólu.Coœ siê tam pali³o, Ciri wêszy³a dym i sw¹d spalenizny,czu³a powiew ciep³ego powietrza. Coœ huknê³o z tak¹ moc¹, ¿e a¿ zadygota³y wspieraj¹ce sklepieniekolumny, a ze œcian posypa³ siê stiuk. Ciri ostro¿nie wyjrza³a zza wêg³a.Korytarz by³ pusty.Posz³a nim szybkoi cicho, maj¹c po prawej i po lewej rzêdy ustawionych w niszachpos¹gów.Widzia³a juz kiedyœ te pos¹gi. W snach. Wysz³a z kotytarza.I wpakowa³a siê prosto na cz³owieka z dzid¹.Odskoczy³a, gotowa do salt i uników.I wówczas zorientowa³a siê, ¿e to niecz³owiek, ale siwa, chuda i zgarbiona kobieta.I ¿e to nie dzida, ale miot³a. - Wiêziona jest gdzieœ tutaj - odchrz¹knê³a Ciri - czarodziejka oczarnych w³osach.Gdzie? Kobieta z miot³¹ milcza³a d³ugo, poruszaj¹c ustami, jak gdyby coœ ¿u³a. - A mnie sk¹d to wiedzieæ, go³¹beczko? - wymamrota³a wreszcie.- Dyæ jatu ino sprz¹tam. - Nic, ino sprz¹tam po nich i sprz¹tam - powtórzy³a, w ogóle nie patrz¹cna Ciri.- A oni nic, ino ciêgiem brudz¹.Pojrzyj sama, go³¹beczko. Ciri spojrza³a.Na posadzce widnia³a zygzakowato rozmazana smuga krwi.Smuga ci¹gnê³a siê kilka kroków i koñczy³a przy skurczonym pod œcian¹ trupie.Dalej le¿a³y jeszcze dwa trupy, jeden zwiniêty w k³êbek, drugi nieprzyzwoiciewrêcz rozkrzy¿owany.Obok nich le¿a³y kusze. - Ciêgiem brudz¹ - kobieta wziê³a kube³ i szmatê, uklêk³a, zabra³a siêdo wycierania.- Brud, nic wiêcej, ino brud, ciêgiem brud.A ty sprz¹taj isprz¹taj.Czy bêdzie kiedy koniec temu? - Nie - powiedzia³a g³ucho Ciri.- Nigdy.Taki ju¿ jest ten œwiat. Kobieta przesta³a wycieraæ.Ale g³owy nie podnios³a. - Ja sprz¹tam - powiedzia³a.- Nic wiêcej.Ale tobie, go³¹beczko,powiem, ¿e trza ci prosto, a potem zaœ na lewo. - Dziêkujê. Kobieta ni¿ej opuœci³a g³owê i wznowi³a wycieranie.* * * By³a sama.Sama i zab³¹kana w pl¹taninie korytarzy. - Pani Yenneeefeeer! Do tej pory zachowywa³a ciszê, obawiaj¹c siê œci¹gn¹æ sobie na karkludzi Vilgefortza.Ale teraz. - Yeeneeeefeeer! Zdawa³o siê jej, ¿e coœ us³ysza³a.Tak, na pewno! Wbieg³a na galeriê, a stamt¹d do du¿ej halli, miêdzy smuk³e filary.Dojej nozdrzy znowu dobieg³ odór spalenizny. Bonhart jak duch wychyn¹³ z niszy i uderzy³ j¹ piêœci¹ w twarz.Zatoczy³a siê, a on skoczy³ na ni¹ jak jastrz¹b, chwyci³ za gard³o,przedramieniem przydusi³ do muru.Ciri spojrza³a w jego rybie oczy i poczu³a,jak serce zje¿d¿a jej w dó³, do podbrzusza. - Nie odnalaz³bym ciê, gdybyœ nie wo³a³a - wycharcza³.- Aleœ wo³a³a, nadomiar têsknie! To za mn¹ tak t¹¿y³aœ? Kochaneczko? Wci¹¿ przypieraj¹c j¹ do muru, wsun¹³ d³oñ we w³osy na karku.Cirizaszarpa³a g³ow¹.£owca wyszczerzy³ zêby.Przejecha³ d³oni¹ po jej ramieniu,œcisn¹³ pierœ, brutalnie z³apa³ za krocze.Potem puœci³ j¹, pchn¹³, a¿ osunê³asiê po œcianie. I rzuci³ jej pod nogi miecz.Jej jaskó³kê.A ona momentalnie wiedzia³a,czego chce. - Wola³bym na arenie - wycedzi³.- Jako ukoronowanie, jako fina³ wielupiêknych przedstawieñ.WiedŸminka kontra Leo Bonhart! Ech, p³aciliby ludzie, bycoœ takiego zobaczyæ! Dalej! Podnieœ ¿elazo i dob¹dŸ go z jaszczura. Us³ucha³a.Ale nie wyci¹gnê³a klingi z pochwy, przewiesi³a tylko pasprzez plecy tak, by rêkojeœæ by³a w zasiêgu rêki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL