[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozkaz - powtórzy³ -a wiecie chyba, co to znaczy dla Niemca.Poza tym-doda³ - s¹dzi³em, ¿e Willmann chce walczyæ dalej.Myli³em siê.Znowu milczeli spor¹ chwilê, rozwa¿aj¹c odpowiedŸ Klossa.Wreszcie zabra³ g³osWormitz, który, wydawa³o siê, uzurpowa³ sobie rolê przywódcy tej czwórki.- Zgoda - rzek³.- Kiedy mo¿emy uciekaæ?-Jutro.Jutro wieczorem na nas czekaj¹.Poza panami i gruppenfuehrerem bêdêucieka³ ja i ten ¿o³nierz, który wskaza³ mi drogê.Proponujê natychmiast poapelu wieczornym zamelinowaæ siê w kot³owni.Czy zd¹¿¹ panowie zawiadomiægruppenfuehrera Wolfa?¯aden z nich nie odpowiedzia³.Pierwsza runda jest wygrana - myœla³ Kloss schodz¹c ostro¿nie po krêtychschodach.- Jeœli uwierzyli, jutro wieczorem bêdê mia³ Wolfa.To znaczy,Amerykanie bêd¹ go mieli, ale przeka¿¹ go nam.Nie wykrêc¹ siê.Nie zauwa¿y³ skulonej pod drzwiami strychu ciemnej postaci.Vogel vel Schickel,szpicel porucznika Lewisa, s³ysza³, gdy Kloss wychodz¹c mówi³: „Jutro wieczoremw kot³owni".8Lewis triumfowa³.Nowo zwerbowany szpicel sprawdzi³ siê niemal natychmiast,doniós³ o ucieczce planowanej przez wysokiego oficera Wehrmachtu.Lewispostanowi³ me meldowaæ ani Karpinsky'emu ani Ro-bertsowi, ale aresztowaniadokonaæ osobiœcie i z nikim nie dzieliæ siê sukcesem.By³ mi³oœnikiem kina,lubi³ dramatyczne koñcówki i dlatego te¿ zdecydowa³, ¿e poczeka do wieczora, agdy planuj¹cy ucieczkê zgromadz¹ siê w kot³owni, wkroczy na czele swoich¿andarmów.Wkroczy³ jednak zbyt wczeœnie.Kloss by³ w kot³owni ju¿ przed apelem i z niecierpliwoœci¹ spogl¹da³ nazegarek.Czy przyjd¹? Czy zobaczy wreszcie gruppenfuehrera Wolfa? Czy Wolf topo prostu któryœ z nich, z tych czterech? Omówi³ z Karpin-skym systemsygnalizacyjny, ale wiedzia³, ¿e najdrobniejszy b³¹d mo¿e obróciæ wniwecz ca³yplan.Nieuchwytny Wolf by³ przeciwnikiem, którego nie wolno lekcewa¿yæ.Czyzaufa swoim podkomendnym? Czy uwierzy, ¿e istnieje naprawdê szansa ucieczki?Chwyci³ ³opatê i odgarnia³ koks; nie chcia³ budziæ zbyt wczeœnie podejrzeñWolfa.Us³ysza³ szczêkniêcie drzwi, odwróci³ siê i zobaczy³ na proguamerykañskich ¿andarmów.Czy¿by Karpinsky zrezygnowa³ z akcji? Niech ichdiabli.Uœmiechniêty porucznik Lewis sta³ na szeroko rozkraczonych nogach,trzymaj¹c siê pod boki.- Mamy ciê, brachu - powiedzia³.- Zachcia³o siê powietrza, co?Wywlekli go z kot³owni, ci¹gnêli po dziedziñcu.Nie widzia³ nawet Wormitza iOhlersa, którzy wyszli w³aœnie z koszar i zawrócili natychmiast ujrzawszy podkot³owni¹ Klossa i Amerykanów.Wprowadzono go do gabinetu Lewisa.Porucznik kaza³ Klossowi stan¹æ na œrodkupokoju z rêkoma na karku.- Gadaj, kto z tob¹ mia³ uciekaæ?- Nic nie powiem.- Kloss by³ wœciek³y.Ca³y wysi³ek poszed³ na marne.- Gadaj! - rycza³ Lewis; przekonany, ¿e za chwilê niemiecki oficer zaczniezeznawaæ, a on, Lewis, osi¹gnie swój pierwszy sukces w tej wojnie.Ale na progustan¹³ kapitan Karpinsky.- Zwolniæ go - powiedzia³ cicho, ale g³osem, który przerazi³ Lewisa.- Zwolniægo natychmiast.Kloss zrozumia³, ¿e to nie Karpinsky, tylko Lewis, bez wiedzy prze³o¿onych,pokrzy¿owa³ jego plany.Wyszed³, a knajpiarz z Teksasu mia³ siê przekonaæ, ¿enigdy nie nale¿y zbyt wczeœnie cieszyæ siê sukcesami.- Pan jest idiot¹, Lewis! - krzycza³ Karpinsky.- Kto panu kaza³ zamykaæ tegoKlossa? Dlaczego nie zameldowa³ pan przedtem?- Planowano ucieczkê — szepn¹³ Lewis.- Nie by³o ¿adnej ucieczki — rycza³ Karpinsky — s³yszy pan, nie by³o!Teraz Lewis ju¿ nic nie rozumia³.Dysza³ ciê¿ko, wyba³uszaj¹c na kapitanaczerwone oczy.- Chce pan powiedzieæ, ¿e mnie ok³amano? Ze mój szpicel mnie nabra³? Ju¿ ja mupoka¿ê!Karpinsky machn¹³ rêk¹.Wiedzia³ ju¿, ¿e ten cz³owiek nic nie rozumie.- Na przysz³oœæ - rzuci³ jeszcze - niech pan nie podejmuje ¿adnychsamodzielnych akcji.Wyszed³ z gabinetu trzaskaj¹c drzwiami.Czeka³a go jeszcze przykra rozmowa zRobertsem, który nie lubi³, gdy cokolwiek w obozie dzia³o siê bez jego wiedzy.- Mieliœmy pracowaæ wspólnie i lojalnie - szepta³.-Co to za historia z tymKlossem?- Ma³y eksperyment - wyjaœni³ Karpinsky - który tym razem siê nie uda³.Mo¿espróbujemy go powtórzyæ.- Nie informuj¹c mnie?- Bêdziesz o wszystkim poinformowany - stwierdzi³ sucho Karpinsky.- Mam nadziejê.A jeœli chodzi o Klossa, pozwolisz, ¿e ja tak¿e siê nim zajmê.Nieco inaczej.Ten cz³owiek mo¿e byæ dla nas cenny, ale trzeba mu wyjaœniæ, ¿enam chodzi nie tylko o Wolfa, a mo¿e nawet nie przede wszystkim o Wolfa.Rozumiesz?- Wola³bym nie rozumieæ - powiedzia³ Karpinsky.Oczywiœcie Lewis nie zapomnia³ o Schicklu.Mia³ przynajmniej kogoœ, kogo móg³obarczyæ win¹ za zmarnowan¹ okazjê.Wezwa³ go do siebie.- Ty durniu, ty idioto! - pastwi³ siê nad nim.- Nie by³o ¿adnej ucieczki,s³yszysz? Ok³ama³eœ mnie.Jeœli chcesz wyjœæ z tego obozu, nie pozwalaj sobienigdy na coœ podobnego!- Ale¿ panie poruczniku - protestowa³ Schickel - ich tam by³o piêciu.Znam ju¿wszystkie nazwiska: Kloss, Wormitz.Nie zd¹¿y³ skoñczyæ.Potê¿ne uderzenie rzuci³o go na pod³ogê.Lewis, knajpiarzz Teksasu, bardzo nie lubi³, gdy go oszukiwano.9Czy dadz¹ siê raz jeszcze namówiæ na ucieczkê? Czy uwierz¹, ¿e wpadka Klossaby³a przypadkowa, ¿e droga przez kot³owniê nie jest raz na zawsze odciêta?Kloss nie szczêdzi³ gorzkich s³Ã³w kapitanowi Karpinsky'emu.Gdyby nie Lewis ijego ¿andarmi, mogli mieæ Wolfa.Powiedzia³ Amerykaninowi, ¿e spróbuje razjeszcze, choæ nie ¿ywi³ zbyt wielkich nadziei.Jakieœ dziwne przypuszczenie,myœl, która wydawa³a siê ci¹gle nieprawdopodobna, nie dawa³a mu spokoju.Dlaczego tylko tych czterech? Dlaczego nikt inny spoœród dziesi¹tkówpracowników SS i gestapo nie widzia³ nigdy Wolfa? S¹dzi³, ¿e bêdzie mia³powa¿ne trudnoœci ze sk³onieniem gestapowców do nowego spotkania, ale Ohlers,którego zobaczy³ nastêpnego dnia rano na dziedziñcu koszarowym, zgodzi³ siênadspodziewanie ³atwo.- Tak, tak - powiedzia³ z dziwnym uœmiechem.- Myœmy tak¿e chcieli porozmawiaæz panem, Kloss.Umówili siê znowu wieczorem na strychu.Kloss poinformowa³ o tym spotkaniuKarpinsky'ego, ale wyda³o mu siê, ¿e Amerykanin nie wykazywa³ wielkiegozainteresowania.- To siê nie mo¿e udaæ - powiedzia³ i doda³ natychmiast: - Dlaczego pan, panieKloss, tak bardzo chce znaleŸæ Wolfa? Wyrazi³ jednak zgodê na jeszcze jedn¹próbê.By³o ju¿ zupe³nie ciemno, gdy Kloss wszed³ na najwy¿sze piêtro budynku i,rozgl¹daj¹c siê uwa¿nie, rozpocz¹³ wspinaczkê po krêtych schodach.Drzwi nastrych by³y zamkniête; gdy zapuka³, otworzono mu natychmiast i zobaczy³ ca³¹czwórkê siedz¹c¹ nieco w g³êbi na starych sto³kach i skrzyniach.Powiedzia³:„dobry wieczór".Nie otrzyma³ odpowiedzi i patrz¹c na ich twarze zrozumia³, ¿eszykuj¹ dla niego jak¹œ niespodziankê, ¿e coœ tu siê stanie; przez chwilêogarnê³a go chêæ wycofania siê, ale by³o ju¿ za póŸno, a zreszt¹ on, Kloss,nigdy nie przerywa³ raz rozpoczêtej gry.Na w¹skim okienku wisia³a ciemnaszmata, pomyœla³, ¿e wystarczy zerwaæ tê szmatê, aby zjawi³ siê Karpinsky zeswymi ludŸmi, ale by³a to ostatecznoœæ, mia³ ci¹gle nadziejê, ¿e uda mu siêzrealizowaæ jeszcze swój pomys³.- Czekaliœmy na pana, Kloss - przerwa³ wreszcie milczenie Ohlers.W jego g³osiepobrzmiewa³y z³owrogie nuty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL