[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Nie Widzisz? Mieso.-A ty.nie chcesz, babciu?-Zeby mnie tam zgnietli? - wzruszyla ramionami.- A w ogole, to zebow nie mam, zeby jesc takie twardziele.Przeciez to murlong, stary i pewnie lykowaty.Pierwsi zdobywcy wracali wlasnie niosac triumfalnie w dloniach krwawe ochlapy murlonga.-Dawniej ,to czasem dali kawalek mangura albo wipsa.Teraz to i murlong rzadko bywa.-Zeby to chociaz podzielili sprawiedliwie.- mruknal jakis przechodzacy staruszek.-Ej, gadacie glupstwa - obruszyla sie babcia.- Jakby podzielili, to po ile by wyszlo? Pol kesa dla kazdego.A tak, kto pierwszy, ten lepszy.Achmat juz po raz czwarty wycofywal sie z kolejnej ulicy, ktora chcial dotrzec w glab dzielnicy willowej.Za kazdym razem droge zastepowal mu straznik, pstrzyl na numer i reka wskazywal, ze nalezy zawrocic.Jeden, do ktorego Achmat zblizyl sie niespodziewanie, poparl niecierpliwy gest pogardliwym pomrukiem: "Dokad, leziesz, lajzo czterocyfrowa" i siegnal do wiszacej u boku dlugiej drewnianej palki.Achmat wycofal sie w strone osiedla, a potem obszedl wzgorze od wschodu, gdzie stok zbiegal w kierunku krzewow i wyrastajacej za nimi sciany lasu., Tutaj, ukryty w wysokiej trawie, zmyl z czola pierwsza, czterocyfrowa czesc swego numeru i starannie wpisal w jej miejsce cyfre "dziewiec"."Jak w grze liczbowej - pomyslal przy tym.- Licho wie, czy nie trafilem kula w plot".Na wszelki wypadek przelozyl do bocznej kieszeni maly cisnieniowy pojemnik z gazami i umiescil w nozdrzach kapsulki filtracyjne.Rozejrzawszy sie wokolo, skierowal sie znow ku zgrupowaniu budynkow na stoku.Od tej strony dzielnica willowa byla widac mniej starannie strzezona, bo zdazyl wejsc pomiedzy pierwsze budynki, nim wyrosl przed nim straznik.Spojrzawszy przelotnie na czolo Achmata, usunal sie skwapliwie z drogi i wyprezyl sie z szacunkiem, odprowadzajac go wzrokiem do najblizszego skrzyzowania.Achmat dostrzegl katem oka drugiego straznika, ukrytego w krzakach, w ogrodku willi, ktora wlasnie mijal.Udajac, ze go nie dostrzega, wszedl w alejke prowadzaca w kierunku wejscia do budynku i przez chwile obserwowal dom zbudowany z grubych pni drzewa, laczonych znana od wiekow technika stosowana przez ludowych ciesli w wielu regionach Ziemi.Okna byly przesloniete matowymi, nieprzejrzystymi platami jakiejs substancji - byc moze prymitywnie wyprodukowanego szkla albo jakiegos tworzywa organicznego.Dom przedstawial sie okazale w porownaniu z sasiednimi; Achmat postapil jeszcze kilka krokow w jego strone.-Przepraszam Wasza Rownosc - uslyszal za soba pelen uszanowania glos straznika, ktory wylonil sie zza krzaka.- Jego Rownosc Trzy przez Jeden jest chwilowo nieobecny.-Ach, tak?.- usmiechnal sie Achmat, siegajac nieznacznie do kieszeni.- Pozwole sobie wpasc pozniej.Zawrocil w strone ulicy.Gdy mijal straznika, dostrzegl jego badawcze spojrzenie kontrolujace numer.Cos jakby wyraz niepewnosci pojawilo sie w tych bystrych oczach, wbitych w jego czolo.Przeszedlszy wolno kilka krokow, Achmat odwrocil sie nagle.Straznik sprawdzal cos na trzymanej w dloni kartce papieru.-Cos nie w porzadku? - Achmat zatrzymal sie zwrocony ku straznikowi.-Nie, nic takiego, Wasza Rownosc.Prosze wybaczyc, obowiazek sluzbowy.- usmiechnal sie straznik przepraszajaco.- Nie znam Was osobiscie, wiec.- pozwolilem sobie sprawdzic w rejestrze.-I co? - Achmat patrzyl wyczekujaco.-.No.oczywiscie.nie ma tu numeru Waszej Rownosci.- baknal straznik, chowajac swistek do kieszeni.-Pokazcie to!-Przepraszam Wasza Rownosc, ale.-Pokazcie! - Achmat podszedl do straznika i puscil w jego twarz strumyk gazu z ukrytej w dloni butli.Pod oslona krzewow zaciagnal bezwladne cialo w glab ogrodka i ukryl wsrod zarosli.Z kieszeni kombinezonu straznika wydobyl spis i przejrzal dluga kolumne liczb - zapewne rejestr tych, do ktorych miejscowe wladze nie zywily zbytniego zaufania.Byly w tym spisie pozycje zaczynajace sie od numerow trzy i czterocyfrowych, lecz oprocz nich bylo takze sporo rozpoczynajacych sie jedna lub dwiema cyframi.Oprocz oficjalnego niejako zroznicowania na potomkow Pierwszej Dziesiatki - ktorym, jakby dla podkreslenia szacunku naleznego ich przodkom - przyslugiwal tytul "Waszej Rownosci" - oraz potomkow pierwszych straznikow i calej reszty istnialy jeszcze dodatkowe, poufne podzialy, zwiazane zapewne ze stosunkiem poszczegolnych osobnikow do ekipy, dyktatorskiej.Achmat przepisal rejestr do notesu i pozostawiajac uspionego straznika ukrytego w zaroslach ogrodu, wrocil przed budynek.Mial wielka ochote zajrzec do jego wnetrza, lecz postanowil nie pozostawiac dalszych sladow swej obecnosci tutaj.Co do straznika, zywil cicha nadzieje, ze - po odzyskaniu przytomnosci - nie bedzie on chwalil sie przed nikim swym brakiem czujnosci.W najgorszym razie, numer Dziewiec przez Trzy przez Dwa znajdzie sie na czarnej liscie.Nim Achmat zdazyl opuscic posesje, na ulicy dal sie slyszec jazgot zdezelowanego silnika i stary samochod terenowy zajechal przed dom.Ukryty w zywoplocie, Achmat dostrzegl wysokiego mezczyzne w wieku czterdziestu paru lat, wyskakujacego z pojazdu i zmierzajacego w strone domu.Mezczyzna ten, nim zniknal w drzwiach, rozejrzal sie po ogrodzie i wrzasnal:-Straznik! Rozladowac samochod!Achmat odczekal chwile, a potem podszedl ostroznie do pojazdu.W jego tylnej czesci stalo kilka koszy, wyplecionych z lodyg jakiejs miejscowej rosliny.W koszach bylo pelno dorodnych owocow i warzyw, polcie wedzonego miesa oraz kilka butelek trunkow z etykietkami najlepszych ziemskich wytworni.Wymknal sie na ulice i zawrocil w kierunku wschodniego stoku wzgorza, by obejsc je od tylu.Po drodze nie napotkal juz zadnych strazy, nawet w poblizu kilkunastu walcowatych pojemnikow, ulozonych na skraju lasu i obrosnietych zielskiem i krzewami."Cmentarz! - pomyslal z gorycza.- Cmentarz zywych ludzi!.'"Sprawdzil wskazniki ukryte pod metalowa klapka we wglebieniu powierzchni pojemnika.Zasobnik pelen byl hibernowanych cial.Wygladalo, to na to, ze stan hibernacji jest podtrzymywany przez dzialajace wciaz urzadzenia zasilane energie swietlna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL