[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hej! - zawołała, rozjaśniając się.- A może to Związek Zawodowy Scenarzystów skrzyknął się, przeprowadził zbiórkę i płaci Samowi, żeby pozbywał się aktorów, którzy za twoim przykładem zmieniają nasze teksty.Miło byłoby wiedzieć, że moje składki idą na jakiś zbożny cel.Spojrzał na nią z oburzeniem.- Posłuchaj.„Fajnie jest, póki ktoś nie oberwie” to nie są słowa, których mój bohater.- Twój bohater?! - huknęła.- Wybacz, to mój bohater.Ja go wymyśliłam.Chyba wiem, co mógłby powiedzieć, a czego by nie powiedział.I jestem pewna, że nie powiedziałby „Potrzebna mi większa”.Jack przerwał jej gestem ręki.Ale nie po to, żeby wytoczyć własne argumenty.- Słyszysz? - spytał.Umilkła.Na pochyłości zbocza zapadał coraz gęstszy mrok.Słońce, które na dobrą sprawę przez cały dzień nie zdołało przebić się przez chmury, chyba się wreszcie poddało.Jednak nadal było dosyć światła, żeby mógł dostrzec, jak bielą się płatki śniegu na jej gęstych rudych lokach.Czubek nosa mocno jej się zaróżowił, a na policzkach zakwitły rumieńce.Wargi, z których już dawno znikły ostatnie ślady szminki, miały odcień wiśniowej czerwieni i - Jack zauważył to mimo woli - były niezwykle kuszące.Przyjemny widok.Że też oni musieli bez przerwy żreć się ze sobą.- To zupełnie w twoim stylu, Townsend - poskarżyła się.- Wywołałeś kłótnię, a teraz udajesz, że coś usłyszałeś, żebym musiała się zamknąć i wtedy ty automatycznie postawisz na swoim.- Serio.Wydawało mi się, że słyszę silnik.Spojrzała w niebo.- No cóż, najwyższa pora - powiedziała.- Na co oni czekali, na zaproszenie na czerpanym papierze?Ale mijały kolejne chwile i chociaż oboje nadstawiali uszu, nic więcej nie usłyszeli.- Jesteś pewien, że R - 44 w ogóle ma jakiś radiolokator? Wciąż wpatrując się w zaśnieżone niebo, wzruszył ramionami.- A skąd mam wiedzieć?Wyrwało jej się oburzone parsknięcie.To było urocze.A właściwie byłoby urocze, gdyby wyrwało się z ust innej kobiety.- Nie wiesz?! - wrzasnęła.- Przecież mówiłeś, że pilotowałeś R - 44 w Czasie szpiega ?- Lekko przesadziłem - przyznał Jack niechętnie.- No, faktycznie, lekko - sapnęła.- Tak samo jak z tym, że Czas szpiega miał w sumie sześćdziesiąt pięć milionów zysków w kraju.Błaaagam.- Może chodziło mi o zyski ogółem - powiedział Jack.- A potem Jeff Berger się obudził - odparła.- Nie zrobił żadnego hitu od czasu Kłopotliwego niemowlaka, a to było dziesięć lat temu.Właśnie czegoś takiego Jack serdecznie nie znosił.Właśnie dlatego kupił sobie ranczo w Salinas.Nadal mógł dojeżdżać do Los Angeles - no cóż, odrzutowcem - ale ranczo leżało na tyle daleko, że nie musiał rozmawiać o punktach procentowych i zyskach kasowych brutto (wyjąwszy niezbyt częste rozmowy ze swoim agentem).Ranczo było dla niego odludnym schronieniem, nie tylko miejscem zamieszkania.Pozwalało zachować zdrowe zmysły w szalonym świecie bankietów, lunchów w cenie czterystu dolarów od osoby i rewelacji z „Entertainment Tonight”.A jednak, pomyślał, może to i lepiej.To znaczy, lepiej, że Lou tak wciągnął ten akurat temat.Bo gdyby jej przebogata pisarska wyobraźnia zaczęła pracować nad tematem: co będzie za parę godzin, kiedy zapadną kompletne ciemności i pojawią się wilki.- Nie przepadasz za Jeffem, prawda? - spytał, bo wiatr się wzmagał, ognisko wzniecone przez Lou przygasało, człowiek, który usiłował ich zabić, leżał tuż obok na wpół martwy, a oni razem utknęli w środku tego pustkowia na, Bóg raczy wiedzieć, jak długo.Chciał odwrócić jej uwagę od tego, o czym sam myślał, a mianowicie że rano ratownicy odnajdą ich ciała zamarznięte niczym lodowe sandwicze.- A czemu miałabym lubić Jeffa? - zainteresowała się Lou.Jeff Berger, reżyser filmów klasy B, odznaczał się brakiem skrupułów, brakiem taktu i upodobaniem do dowcipów skatologicznych.Nie cieszył się powszechną sympatią.Jack zagrał w Czasie szpiega wyłącznie po to, żeby mieć na czynsz, co w czasach po ucieczce z domu, a zanim jeszcze dołączył do obsady Izby przyjąć, stanowiło dla niego źródło ciągłego zmartwienia, ponieważ nie mógł - nie chciał - prosić o pożyczkę ojca.Ale istniały też ważniejsze powody, żeby nie lubić Jeffa Bergera, niż kiepski gust w doborze kawałów.Na przykład, facet nie potrafił utrzymać rąk przy sobie.Jakby nie mógł nakręcić filmu, nie dostając potem pozwu w sprawie o molestowanie seksualne.- Dowalał się do ciebie? - zapytał Jack, bo Lou z pewnością mogła być w typie Jeffa, jak zresztą każda młoda atrakcyjna istota płci żeńskiej.- Uh! - Skrzywiła się z niesmakiem.- Gorzej.Odrzucił Hindenburga.Owszem, przyznaję, byłby fatalnym reżyserem tego filmu, ale że miał czelność odmówić?! - Pokręciła głową.- Powiedział, że film jest infantylny.Facet, który nakręcił Amerykańską studniówkę, powiedział, że scenariusz Hindenburga jest infantylny.Wiem, nie da się zaliczyć Hindenburga do klasyki kina, ale infantylny na pewno nie był.Nie siedzieli na tyle blisko siebie, żeby stykać się ramionami.Gdyby tak było i gdyby ona płakała —jak każda normalna kobieta na jej miejscu, w takich okolicznościach, zamiast siedzieć tu i dokuczać mu za to, że nigdy nie obejrzał Poza światem ani Skazanych na szkołą - otoczyłby ją ramieniem i podtrzymywał na duchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL