[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.?On ma to, czego pani nie ma, a pani ma to czego jemu brakuje."Konsekwencje tego s¹ czasem powa¿niejsze, ni¿ mog³oby siê wydawaæ.MarlDne Baker cieszy³a siê opini¹ cenionego producenta.Jej dwa ostatnie filmy,„Zdrady1' i „Szybka mi³oœæ", okaza³y siê sukcesem kasowym.Wieœæ nios³a, ¿ebabka w koñcu nie mia³a pojêcia, co robiæ z tymi wszystkimi pieniêdzmi, któredosta³a, tote¿ by³em nawet zadowolony, s³ysz¹c w s³uchawce jej glos.— Ma pan obecnie jakieœ plany?Wypowiedzia³em pierwsz¹ myœl.która przysz³a mi do g³owy.— Tak.Pracujê nad uczt¹ Rousseau zwanego Celnikiem*.— Có¿ to takiego?— Uczta, któr¹ Picasso wyda³ na czeœæ Rousseau Celnika w swojej pracowni wBatcau-Lavoir.Byli lam Braque.Apollinaire.Gertruda Stein i wielu, wieluinnych, którzy mieli zyskaæ œwiatow¹ s³awê.Niestety, nie dostarczonozamówionego jad³a.Jest to rodzaj bajki o sukcesie, cygañskim ¿yciu, straconymczasie.— Interesuje mnie to, Proszê wpaœæ do mnie jutro do biura.Czy pañska pracajest bardzo zaawansowana?— Nie.Napisa³em dopiero jakieœ piêædziesi¹t stron.— Proszê z tym przyjœæ.Porozmawiamy na ten temat.W rzeczywistoœci dopiero co skoñczy³em wspomnienia Femanda Olivier zwanejWielk¹ Femand¹, a epizod z uczt¹ wyda³ mi siê doœæ zabawny.Nie napisa³emjednak ani jednej linijki na ten temat.Ale poniewa¿ by³o u mnie cienko zpieniêdzmi, perspektywa zrealizowania skromnego czeku wyda³a mi siê ca³kiemkusz¹ca.Nie wiedzia³em ju¿ nawet, co robiæ, by móc zap³aciæ czynsz, iwertowa³em akurat notes z adresami, szukaj¹c kogoœ, kto by mi odpali³ trochêforsy, kiedy MarlDne zadzwoni³a.W³o¿y³em wobec tego kartkê papieni pod wa³ekmaszyny i pracowa³em ca³¹ noc.Przychodz¹c do MarlDne Baker, by³em z siebie nawet zadowolony.Naturalnie, niemia³em piêædziesiêciu stron, zaledwie trzydzieœci, ale zawsze mog³em twierdziæ,¿e Ÿle mnie zrozumia³a przez telefon.— Czy zna pan Ernsta Tomasa? — zapyta³a mnie znienacka.— Ecc.nie.Oczywiœcie, s³ysza³em o nim.ale nigdy siê z nim nie spotka³em.— Widzia³ pan „B³êkitn¹ misje"?— Nie.To on napisa³ scenariusz?— Tak.Film jest nawet niez³y, ale scenariusz po prostu znakomity.Jak by siêpan zapatrywa³ na wspó³prace z nim?— Nie wiem.„B³êkitna misja" to coœ o malarzach?— Absolutnie nie.Ale postacie i struktura filmu s¹ na poziomie, co wpo³¹czeniu z pañsk¹ wyobraŸni¹ mo¿e okazaæ siê bardzo owocne.Mia³by pan coœprzeciwko tej znajomoœci?Wzruszy³em ramionami.— O mój Bo¿e, ale¿ sk¹d!Poda³a mi czek na symboliczn¹ sumê mimo to z satysfakcj¹ schowa³em go dokieszeni.— Ten czek stanowi dowód, jak wielk¹ wagê przywi¹zuje do tych planów.Zorganizuje kolacje i dam panu znaæ.Przyjêcie odby³o siê w lokalu przy place de l'Alma, ulubionym miejscu spotkañfilmowców.By³o nas tylko troje.Ernst Tomas nie wyda³ mi siê zbyt sympatyczny.Strasznie g³oœno mówi³, i to o byle czym, wydaj¹c na ka¿dy temat autorytatywnes¹dy.Poza tym by³ to raczej przystojny mê¿czyzna, wysoki blondyn, zespiesznym kucykiem w stylu lat szeœædziesi¹tych.Pali³ ma³e w³oskie cygara,które okropnie œmierdzia³y, i mia³ wilczy apetyt.MarlDne Baker nie spuszcza³a nas z oka a¿ do samego deseru.NajwyraŸniejcieszy³a siê z tego spotkania.— S¹dzê, ¿e mia³am znakomity pomys³ — zwierzy³a mi siê przed po¿egnaniem.—Widaæ, ¿e jesteœcie dla siebie stworzeni.— Ale nic rozmawialiœmy na temat filmu.— Wolê porozmawiaæ z nim o tym osobiœcie.W ten sposób unikniemy zbytniejpresji.Jest bardzo dra¿liwy i nie chcia³abym, aby podejrzewa³, ¿e to jakaœpu³apka.— Mo¿e ma pani racjê.— Proszê pozwoliæ mi dzia³aæ.Bêdê informowa³a pana na bie¿¹co.Zadzwoni³a domnie nastêpnego dnia.aby oznajmiæ wielk¹ nowinê: Ernst Tomas zgadza siê ze mn¹wspó³pracowaæ.Prawdziwy cud.— Zawarliœmy umowê dwuczêœciow¹.Napisze pan piêædziesi¹t stron, a jeœli bêdê ztego zadowolona, pozostawiê panu ca³kowit¹ swobodê w opracowaniu dialogów.Wysy³am list precyzuj¹cy szczegó³y umowy i czek na niewielk¹ sumê.— Zgoda.— Zreszt¹ Ernst lada chwila powinien do pana zadzwoniæ.abyœcie ustalilipanowie harmonogram pracy.— Œwietnie.Ktoœ dzwoni do drzwi.Do widzenia.By³ to Ernst Tomas, który — jak widaæ — uzna³, ¿e nie ma sensu umawiaæ siêtelefonicznie.Do piersi przyciska³ dwie butelki whisky i wydawa³ siê ju¿nieŸle wstawiony.— O Jezu.ale wysoko pan mieszka.Nie ma tu windy.— Nie, Przykro mi.— Znajd¹ siê jakieœ kielonki w tej chacie?— Coœ siê znajdzie.Poszed³ za mn¹ do kuchni i uniós³ g³owê ze wspó³czuciem, widz¹c panuj¹cy doko³aba³agan.— O mój biedaku.da³a drapaka?— Kto?— Twoja ¿ona! Zwracam siê do ciebie per „ty", bo skoro mamy spoinie pracowaæ,lo lepiej tak mówiæ od razu.— Zgoda.— Odesz³a z innym facetem?— Nie.Rozwiedliœmy siê.Mieszkam sam od trzech lat.— Wszystkie one to dziwki! — oœwiadczy³, po czym doda³ œmiej¹c siê lubie¿nie: —Oczywiœcie oprócz mamuœki Baker!Wyszliœmy z kuchni, by zasi¹œæ w tak zwanym salonie.— Mamuœka Baker ma straszn¹ chrapkê na ten scenariusz o uczcie.Moim zdaniemnie jest to zbyt chodliwy temat.Ale przyszed³ mi do g³owy pewien pomys³.— Tak? — zapyta³em uprzejmie,— Trzeba te ca³¹ historie przedstawiæ tak, jakby to widzia³ Picasso iopowiedzieæ jego dzieñ.Dwadzieœcia cztery godziny z ¿ycia geniusza.— Co to da?— Najpierw poka¿emy ma³pê Picassa, jak wczesnym rankiem ³azi po dachachMontmartre.Wchodzi na poddasze, kradnie chleb, mas³o i zanosi je do pracownina œniadanie.W tym momencie dajemy czo³Ã³wkê.— Mo¿liwe, ale to chyba trochê za wczesœnie na mówienie o czo³Ã³wce co?— Ja.koleœ, tak w³aœnie pracuje.Widzê sekwencje, obrazy i ³apie je w lot jakmuchy, kapujesz?Zadzwoni³ telefon.Ernst podniós³ s³uchawkê.— Kto mówi?Musia³ us³yszeæ coœ zabawnego, bo wybuchn¹³ œmiechem i wda³ siê w jak¹œosobliw¹ dyskusje na temat wyzwolenia kobiet.— To niejaka Velma — oœwiadczy³.podaj¹c mi s³uchawkê.— Cholernie radykalnafacetka.Œmieszna,Rozmowa nic trwa³a d³ugo.Yelma by³a attache prasowym mojego wydawcy.By³emwœciek³y, ¿e wystrychnê³a mnie na dudka.Zanim od³o¿y³a s³uchawkê, rzuci³a nakoniec:— Wie pan co? Wolê ju¿ pañskiego kolegê!— Powinieneœ zaprosiæ j¹ na kolacjê — odezwa³ siê z wyrzutem Ernst Tomas.— Tadziewczyna jest napalona.I dalej opró¿nia³ jeden po drugim kieliszki pe³ne whisky, sypi¹c mi nawyk³adzinê popió³ z tych swoich cholernych cygar.W koñcu uda³o mi siê gosp³awiæ.Od tej chwili uczta Celnika ukaza³a mi siê w mniej korzystnymœwietle.Zaopatrzy³em siê we wszystkie ksi¹¿ki Ernsta Tomasa.dostêpne w ksiêgarniach:dwie powieœci, esej poœwiêcony symbolizmowi straconego pokolenia i tomik poezjidedykowany niejakiej Evelyn.Lektura tego wszystkiego nie dostarczy³a mi zbytwielu nowych informacji na temat osobowoœci autora.Nie brakowa³o mu aniinteligencji, ani nawet pewnej wirtuozerii, ale naœladowa³ jedynie modê nieuzewnêtrzniaj¹c w³asnego „ja"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL