[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapamiętajcie: Szymek Krusz.Szymek Krusz - powtórzył jak echo Filipek.To pierwsze.Drugie, musicie mnie słuchać.Dyscyplina i posłuszeństwo to najważniejsze rzeczy w gangu.A ja, daję wam słowo, nie będę wymagał od was rzeczy niewykonalnych.Po trzecie, gang musi być zgrany.Inaczej daleko nie zajedziemy.Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - powiedział drżącym głosem Cegiełka.I gang musi być wspaniale zorganizowany.Dzisiaj bez organizacji ani rusz.Stawiam wam trudne warunki, ale jeśli ktoś z was nie zgadza się, to może odejść od razu.- Cofnął się w pół kroku i powtórzył: - Kto się nie zgadza, niech lepiej odejdzie teraz.Nikt się nie ruszył.I tak powstał sławny gang Tolka Banana.Stadion cały w słońcu, na dole zielona płyta boiska otoczona czerwoną bieżnią, pośrodku kręci się automatyczna polewaczka, a strugi wody układają się w kształt kwiatowego kielicha, pyka mały walec ubijający bieżnię.Nad stadionem niebo jak błękitny namiot, a wokół coś tajemniczego.Tolek stoi z rękami wspartymi o biodra i patrzy na nich, a oni patrzą na niego.I nikt nie potrafi wypowiedzieć słowa.Wszyscy wiedzą, że zaczęło się coś niezwykłego.No, to bardzo się cieszę - Tolek Banan uśmiechnął się, każdemu mocno uścisnął dłoń i spojrzał w oczy, jak gdyby chciał go jeszcze raz wypróbować.Szefie, kiedy zaczynamy robotę? - wyrwał się Filipek.Jutro - odparł z namysłem.- Jutro punktualnie o dziewiątej zbiórka w melinie.W Klondike? - zapytał Julek.Tak nazywamy naszą melinę - wyjaśnił Cygan.W Klondike - potwierdził Tolek Banan.- Wszystko musi być jak w zegarku.Jeżeli ktoś się spóźni, może w ogóle nie przychodzić.Się wie! - zawołał Filipek.Spojrzał na zegarek.A teraz cześć, wiara, muszę odpływać.Cześć, szefie - pożegnali go chórem.Odwrócił się, spokojnym krokiem zaczął podchodzić na koronę stadionu.Kiedy był już na górze, skinął im ręką.Długo milczeli, wpatrzeni w miejsce, gdzie zniknął.ROZDZIAŁ TRZECICegiełka skrobał się za uchem.Ale nam wszystkim dosolił.Fenomen, daje słowo, o każdym z nas wie, jakby był jego rodzoną matką.Genialny - wyszeptał z przejęciem Cygan.- Skąd skapował, że ja podiwaniłem te skrzypce ze świetlicy?Phi - zaśmiał się Filipek - on ma pelepapiczne zdolności.Jakie? - wtrącił Julek.- Chyba: telepatyczne.Niech będzie, grunt, że potrafi cię prześwietlić jak aparatem rentgena.Nic przed nim nie da się ukryć.Takiego szefa nam trzeba.Ciekaw jestem - powiedział Cygan - jaką da nam robotę?O to się nie martw - odparł Cegiełka.- Słyszałeś, że mówił o nowoczesnej organizacji.Tolek Banan ma złotą główkę.Jak coś wymyśli, to znowu będzie sensacja największego kalibru.Na pierwszej stronie „Expressu” się nie zmieści.Bomba, niech mnie drzwi ścisną!Tylko żeby nie kazał rozdawać nam forsę staruszkom albo sierotom - zauważył Filipek.Nie - zadrwił Cygan - on wszystko tobie odpali, żebyś miał za co założyć budkę na bazarze.Muka - zaśmiał się Filipek.- Może ci kupi elektronowe organy?Spokój, wiara - przerwał im Cegiełka.- Co się będziemy spierać.Jutro o dziewiątej dowiemy się o wszystkim.Julek Seratowicz milczał.Nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że on, największy patałach, został członkiem gangu sławnego Tolka Banana.Był zupełnie oszołomiony.Przestępował z nogi na nogę i ciągłe jeszcze spoglądał na górę stadionu.Wydało mu się, że to, co przeżył, było tylko snem.Co ci się stało? - wyrwał go z zamyślenia Cegiełka.- Może masz pietra?Nie - odparł.- Tylko nie chce mi się wierzyć, że to prawda.Mnie też.Fakt zostanie faktem.Chodź, walimy do domu.Mogę cię odprowadzić.- Słuchaj - zagadnął w drodze Julek - jeżeli jest się członkiem gangu, trzeba być zdecydowanym na wszystko?Cegiełka spojrzał na niego z ukosa.Się wie.I trzeba wyrzec się wszystkiego?Jasne, że tak.A jak będzie jakaś wsypa?Słyszałeś, co szef powiedział? Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.Jeżeli będziemy się razem trzymać, to nic nam się nie stanie.- Nagle spojrzał dociekliwiej.- Te, widzę, że się łamiesz.Nie - wyszeptał z trudem.- Jestem zdecydowany na wszystko.Ale masz niewyraźną minę.Bo myślę.Nie przejmuj się, bracie.Miej zaufanie do Tolka Banana.Zobaczysz, że będzie pierwszorzędnie.Kto by się spodziewał, że nas przyhaczy.Właśnie.- wtrącił nieśmiało Julek.- Czy tobie nie wydaje się to dziwne?Co takiego? - oburzył się Cegiełka.To wszystko.Skąd na przykład wiedział o gangu?Człowieku, widzę, że nie znasz się na ludziach.On mógł się melinować w szopie na stryszku i usłyszeć naszą rozmowę.Dobrze, a skąd zna was wszystkich?Cegiełka gwizdnął przez zęby i nasunął na oczy cyklistówkę.Śmieszne pytanie.Kto tutaj nie zna naszej paki? Zapytaj dzielnicowego, to zaraz wyśpiewa ci o nas całą litanię.Może - wyszeptał bez przekonania Julek.Byli już na Dąbrówki, przed domem Seratowiczów.Zapadał zmrok.Jarzeniowe lampy płonęły jak sine przecinki na tle stygnącego nieba.W oknach zapalały się światła.Z daleka płynęła muzyka z głośnika radiowego.Julek przystanął.- Wpadnij do mnie.Nigdy jeszcze u mnie nie byłeś.Cegiełka wbił ręce w kieszenie, zadarł głowę i z nieukrywanym niepokojem przyglądał się domowi.Człowieku, czy wy tu sami mieszkacie?Tak - odparł Julek.Floryda! Zupełnie jak w amerykańskim filmie.Pewno w ogrodzie masz basen kąpielowy?Przestań nabijać się ze mnie.To przecież nie mój dom.Ojciec go wybudował.Mnie wszystko jedno, gdzie mieszkam.To się tylko tak mówi - pokręcił filozoficznie głową.- Masz swój pokój?- Mam.O tam, na piętrze, lewe okno.Chodź, to ci pokażę ten aparat fotograficzny, który w ciągu minuty sam wywołuje zdjęcia.Cegiełka wahał się chwilę.Jeszcze raz zerknął na fasadę domu.No, proszę cię - Julek pociągnął go za sobą.- Mamy nie ma w domu.A fater?Ojciec już od pół roku jest w Akrze.Niech cię drzwi ścisną - splunął pod stopy.- Akra, bracie, to chyba gdzieś na końcu świata.W Afryce, w Ghanie - wyjaśnił chłopiec.- Ojciec buduje tam cukrownię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL