[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.rAdam rzucił się na drzwi mieszkania.Były zamknięte.Walił pięściami jak na pożar.Kundel zaszczekał z wielkiego podniecenia.Wewnątrz, w głębi, inne drzwi otworzyły się i zamknęły: na korytarzu zabrzmiały kroki Agnieszki.Adam nie mógł się doczekać.- Otwieraj, Agnieszko, otwieraj! - wołał.- To ja, Adam! Zazgrzytał klucz w zamku, zadźwięczał zdejmowany łańcuch.Adam wpadł do środka i ujrzał tylko pusty korytarz.Agnieszka znikła za gwałtownie otworzonymi drzwiami.Odwrócił się i chwycił dziewczynę w ramiona.Zanim w ogóle wiedziała, co się dzieje, już całował gorąco jej oczy, włosy, usta.- Adasiu! Ależ, Adasiu! Przestań, Adasiu! - wołała na wpół płacząc, na wpół się śmiejąc, zachwycona.- W porządku - dyszał Adam.- Wszystko w porządku.Rozumiem.co za idiota ze mnie.niech cię Bóg błogosławi.wrócę później.Będziesz w domu?Czysto po męsku wcale nie pomyślał, że i ona mogła się czuć urażona.- Będę, oczywiście.I już go nie było.Słyszała, jak pędził po schodach.Stary pastor opowiedział w paru słowach o Agnieszce i dopilnował tego, że gdy Adam powrócił, zastał ich oboje siedzących przed kominkiem, taca z herbatą koło Oliwii, która tylko gestem ręki zaprosiła syna, by usiadł na kanapie, obok niej, tak blisko, o ile tylko krynolina pozwalała.- Nie stwarzaj atmosfery napięcia i nerwowości - doradzał pastor.Było to zresztą również zamierzeniem Oliwii, dopóki wypadki tego wieczoru niezrozumiałą dla niej gwałtownością nie wytrąciły jej z obmyślonej starannie równowagi i pogody ducha.Ale razem z Adamem powróciło i nerwowe napięcie.Młodzieniec zmierzył uważnym spojrzeniem czekającą nań przed kominkiem parę, wyczuł ukrywany niepokój, odgadł jego powody i zdecydował rąbać prawdę prosto z mostu, bez ogródek.Nie chciał stwarzać sposobności do sentymentalizowania.- Przepraszam.Musiałem powiedzieć coś pilnego dziewczynie, z którą się żenię - rzekł.Tymi słowy odezwał się do matki po raz pierwszy od ośmiu lat.Od przyjazdu na probostwo Oliwia wciąż wyobrażała sobie, jak też odbędzie się to spotkanie.Miała nadzieję, że ukochany syn powitają z otwartymi ramionami; to znowu bała się, że odwróci się na jej widok i odejdzie bez słowa.Roztrząsała wszelkie możliwe warianty między tymi dwoma ostatecznościami.Ale teraz pomyślała, że nawet w snach nie mogłaby przewidzieć spotkania tak zwariowanego, jak to, które rzeczywiście miało miejsce.Przez chwilę chciała chwycić Adama za ramiona i potrząsnąć nim z całej siły, zapytać, czy go nic nie obchodzi matka, dom, rodzeństwo, ojciec?Na szczęście spokój, zarówno zewnętrzny, jak i wewnętrzny, nie opuścił wielebnego Archibalda Blacka.Jemu to łatwiej przyszło.Znał już trochę tego nowego Adama.I nie był tak głęboko zaangażowany emocjonalnie.- Małżeństwo z Agnieszką jest z pewnością decyzją słuszną, chociaż zważywszy okoliczności, wymagającą pewnej odwagi - powiedział.- Odwaga jest po jej stronie - odrzekł Adam.Siedział teraz na kanapie obok matki i jadł ciasto, które poprzednio sam wręczył pani Hodderowej.Oliwia starała się naśladować pastora.- Kiedy zamierzasz się ożenić, mój synu? - zapytała.- Kiedy tylko wuj Archibald będzie mógł nam dać ślub.- No cóż, nie widzę tu szczególnych trudności - odrzekł pastor.- Mogę ci powiedzieć, że ta nowina nie jest dla mnie niespodzianką, mój chłopcze.- Uśmiechnął się do niego z pogodną serdecznością.- Przywieziesz najpierw swoją narzeczoną do Orchards? - zapytała Oliwia.- Na pewno nie! - odrzekł Adam szorstko.Roztkliwianie się nad sobą nie było cechą charakteru Oliwii.W tej chwili jednak czuła, że bezwzględność Adama niepotrzebnie utrudni jej i tak trudne stosunki rodzinne.Odtrącając w zniecierpliwieniu dobre rady pastora, spytała żywo:- Kto ona jest? Skąd pochodzi? Gdzie ją poznałeś?- Jest matką nieślubnego dziecka.Pochodzi z sierocińca.A poznałem ją tutaj, w tym pokoju - odrzekł biorąc z jej ręki filiżankę herbaty i dodał: - Dziękuję.Oliwia zaczęła sobie zdawać sprawę, że Adam, niespodziewanie postawiony twarzą w twarz z matką, bał się czegoś.Czego? Że zaciągnie go do domu? Nie.Adam nie był człowiekiem, którego by można wbrew jego woli gdziekolwiek zaciągnąć.To już wiedziała, choćby z historii jego uwięzienia w Lucknow - historii, której znała dwie wersje, z dwóch punktów widzenia, a ani jednej obiektywnej.Czegóż więc się bał?- Twój ojciec i Alek będą chcieli poznać twoją narzeczoną - powiedziała, ostrożnie próbując gruntu.Eweliny lepiej nie wspominać.- Nie wyobrażam sobie, żeby ojciec naprawdę chciał ją poznać - odparł Adam.- Co do Alka, to może ją spotkać na neutralnym gruncie, jeśli chce.Ale inicjatywa musi wyjść od niego.Postawmy sprawę jasno, mamo - ja mam nadzieję, że nigdy więcej nie zobaczę Orchards.- Nie będę nalegała, mój synu.Ty nie jesteś pierwszym członkiem naszej rodziny, który wybrał sobie odmienne - i uboższe - warunki życiowe od tych, w których był wychowany.- Mnie nie obchodzą warunki życiowe - odparł Adam.- To jest w tym wypadku rzecz drugorzędna.Obchodzą mnie sprawy familijnych więzów i obowiązków.A więc o to chodziło! Jej syn obawiał się, że matka spróbuje oplatać go swoim uczuciem, płakać mu na ramieniu.Powinien był znać ją lepiej.- Różnymi metodami i sposobami uwolniłem się od wszelkich więzów, które nie są z.mojego własnego, wolnego wyboru - ciągnął Adam.- Kiedy teraz spotkamy się z Alkiem, spotkamy się jako obcy ludzie.I zobaczymy, czy przypadniemy sobie do gustu.W zależności od tego zostaniemy przyjaciółmi albo wcale się nie będziemy znali.- A jednak zaryzykowałeś i przyszedłeś do mnie - przypomniał mu z niewinną przebiegłością pastor
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL