[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem robi¹ ci zdjêcie iwklejaj¹ do albumu, ¿eby wszyscy mogli zobaczyæ, ¿e wygl¹dasz jak kompletnyidiota.— Na kogo bêdziemy g³osowaæ? — Spogl¹da³a niepewnie na arkusz i ma³y o³Ã³weczekle¿¹cy obok jej gondoli ze s³odyczami.— To bardziej twoi znajomi ni¿ moi.—Wyrwa³ jej siê zduszony œmiech.— Tak naprawdê to ja nie mam ¿adnychznajomych.Wzruszy³ ramionami.— G³osujemy na siebie.Do diab³a z fa³szyw¹ skromnoœci¹.Rozeœmia³a siê g³oœno i natychmiast zakry³a rêk¹ usta.DŸwiêk w³asnego œmiechuby³ dla niej niemal ca³kowicie obcy.Szybko, zanim mog³a siê zastanowiæ,podkreœli³a ich nazwiska, trzecie od góry.Cienki o³Ã³wek z³ama³ jej siê w rêku.Gwa³townie wci¹gnê³a powietrze.Drzazga zadrapa³a j¹ w opuszek palca.Wyp³ynê³a niewielka kropelka krwi.— Skaleczy³aœ siê?— To nic.— Spróbowa³a siê uœmiechn¹æ, ale nagle okaza³o siê to trudne.Widokkrwi napawa³ j¹ niesmakiem.Wytar³a krew serwetk¹.— Ale z³ama³am o³Ã³wek, a to by³a pami¹tka.Idiotka zemnie.— Masz jeszcze swoj¹ ³Ã³dkê — pocieszy³ j¹ i popchn¹³ gondolê przez stolik w jejkierunku.— Mo¿esz siê ni¹ przechwalaæ.— Coœ j¹ œcisnê³o za gard³o, a¿przestraszy³a siê, ¿e zaraz siê rozp³acze i narobi sobie wstydu.Jakoœ siêopanowa³a, ale jej oczy zaczê³y podejrzanie b³yszczeæ.Pochyli³a g³owê, ¿ebyTommy tego nie zauwa¿y³.Dla wype³nienia czasu orkiestra gra³a jak¹œ prost¹ melodiê, podczas gdyporz¹dkowi z ochotniczej s³u¿by zbierali posk³adane arkusze wyborcze.Nastêpniearkusze zosta³y z³o¿one na stole opiekunów przy drzwiach.Vic, pan Stephens ipañstwo Lublin zajêli siê obliczaniem wyników.Panna Geer nadzorowa³a wszystkopopatruj¹c dooko³a ponurym, œwidruj¹cym wzrokiem.Carrie czu³a, jak mimo woli ogarnia j¹ napiêcie, jak kurcz¹ jej siê miêœniebrzucha i prostuj¹ plecy.Mocno trzyma³a Tommy'ego za rêkê.Oczywiœcie to by³absurd.Nikt nie mia³ zamiaru na nich g³osowaæ.Mo¿na g³osowaæ na ogiera, alenie wtedy, kiedy jest zaprzê¿ony w jednej parze z oœlic¹.To bêdzie Frank iJessica albo Don Farnham i Helen Shyres.Albo.o cholera!Dwa stosy arkuszy by³y wyraŸnie wy¿sze od pozosta³ych.Pan Stephens skoñczy³rozdzielaæ g³osy i ca³a czwórka zaczê³a po kolei przeliczaæ dwie najwiêkszekupki, na oko identyczne.Przysunêli g³owy do siebie, konferowali przez chwilê,a potem przeliczyli wszystko jeszcze raz.Pan Stephens kiwn¹³ g³ow¹, po razostatni wyrówna³ plik arkuszy, jakby zabiera³ siê do rozdawania kart do pokera,i odda³ je Vicowi.Vic ponownie wspi¹³ siê na scenê i stan¹³ przed mikrofonem.Orkiestra Billy'ego Bosmana zagra³a fanfarê.Vic uœmiechn¹³ siê nerwowo,odchrz¹kn¹³ do mikrofonu, wzdrygn¹³ siê s³ysz¹c przenikliwy pisk zak³Ã³ceñ i oma³o nie upuœci³ arkuszy na pod³ogê, pokryt¹ grubymi elektrycznymi kablami.Ktoœ zachichota³.— Zdaje siê, ¿e mamy problem — powiedzia³ otwarcieVic.— Pan Lublin mówi, ¿e coœ takiego zdarzy³o siê po raz pierwszy w historiiszko³y.— Jak daleko on siêga pamiêci¹? — burkn¹³ ktoœ za Tommym.— Do tysi¹cosiemsetnego roku?— Mamy twardy orzech do zgryzienia.T³um zaszemra³.— Lecê po swoj¹ sztuczn¹ szczêkê! — wrzasn¹³ George Dawson.Rozleg³y siêpojedyncze œmiechy.Vic ponownie o ma³o nie upuœci³ arkuszy.Zdoby³ siê nakrzywy uœmieszek.— Szeœædziesi¹t trzy g³osy na Franka Griera i Jessicê MacLean i szeœædziesi¹ttrzy g³osy na Thomasa Rossa i Carrie White.Nast¹pi³a chwila ciszy, po czym niespodziewanie wybuch³y gor¹ce brawa.Tommypopatrzy³ na swoj¹ partnerkê.Mia³a spuszczon¹ g³owê, jakby ze wstydu.Nagledozna³ dziwnego uczucia,(carrie carrie carrie)takiego samego jak wtedy, kiedy zaprasza³ j¹ na bal.Mia³ wra¿enie, ¿e coœobcego porusza siê w jego umyœle, wykrzykuj¹c bez koñca imiê Carrie.Jakby.— Uwaga! — wo³a³ Vic.— Czy móg³bym prosiæ o chwilê uwagi? — Oklaski ucich³y.—Przeprowadzimy dodatkowe g³osowanie.Otrzymacie kartki papieru, na któreprosimy wpisaæ wybran¹ parê.Z ulg¹ odszed³ od mikrofonu.Rozdano kartki, pospiesznie oddarte od nie wykorzystanych programów balowych.Orkiestra gra³a, ale nikt nie zwraca³ na to uwagi; wszyscy rozmawiali wpodnieceniu.— To nie nas oklaskiwali — powiedzia³a Carrie podnosz¹c g³owê.Dziwne uczucie(mo¿e mu siê tylko wydawa³o) zniknê³o.— Na pewno nie nas.— Mo¿e tylko ciebie.Popatrzy³a na niego oniemia³a.— Dlaczego to tyle trwa? — zasycza³a mu do ucha.— S³ysza³am, jak klaszcz¹.Mo¿e to by³o to.Jeœli coœ spieprzy³eœ.— Jutowy sznurek zwisa³ luŸno miêdzynimi, nie tkniêty od chwili, kiedy Billy wyci¹gn¹³ go przez wywietrznik nazewn¹trz, pomagaj¹c sobie œrubokrêtem.— Nie martw siê — powiedzia³ spokojnie.— Zagraj¹ hymn szko³y.Zawsze takrobi¹.— Ale.— Zamknij siê.Za du¿o trzaskasz dziobem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL