[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwa¿a, ¿e powinnam nosiæ go dla bezpieczeñstwa.Mam go od dwóchlat, ale jest niena³adowany.- Czy pani m¹¿ jest tutaj?- Nie, w Nowym Jorku, w interesach.Czêsto wyje¿d¿a.W³aœnie dlatego kupi³ mibroñ.- Jeœli potrafi pani pos³ugiwaæ siê tym rewolwerem, powinna go pani zatrzymaæ.Czy to trzydziestkaósemka?- Tak, ale strzela³am z niego tylko raz, na strzelnicy.Miller wzi¹³ od niej broñ, majstrowa³ przez chwilê, wreszcie zdo³a³ otworzyæbêbenek i upewni³ siê, ¿e nie ma w nim pocisków.- No, dobrze - powiedzia³ - mamy broñ.Kto dobrze strzela? Ja na pewno nie.Ludzie znowu popatrzyli po sobie.Przeci¹gaj¹ce siê milczenie przerwa³ dopieroOllie.- Czêsto trenujê - przyzna³ z oci¹ganiem.- Mam w domu colta kalibru.45 illamê.25.- Ty? - parskn¹³ Brown.- Wieczorem bêdziesz ju¿ tak pijany, ¿e nie zobaczyszkoñca w³asnego nosa!- Mo¿e byœ siê wreszcie zamkn¹³ i zaj¹³ tylko zapisywaniem nazwisk? -zaproponowa³ mu uprzejmie Ollie.Brown wytrzeszczy³ oczy, otworzy³ usta, a nastêpnie - bardzo s³usznie, moimzdaniem - zamkn¹³ je, nie powiedziawszy ani s³owa.- W takim razie ty go weŸmiesz - postanowi³ Miller, wyraŸnie zaskoczony reakcj¹Olliego, i wrêczy³ mu rewolwer.Ollie równie¿ sprawdzi³, czy broñ jest niena³adowana (zrobi³ to znaczniezgrabniej ni¿ Miller), po czym wepchn¹³ j¹ do prawej przedniej kieszeni spodni,natomiast pude³ko z amunicj¹ umieœci³ w kieszeni na piersi.Wygl¹da³o to tak,jakby trzyma³ tam papierosy.Nastêpnie, z twarz¹ wci¹¿ mokr¹ od potu, opar³ siêo ch³odziarkê i otworzy³ kolejne piwo.Wra¿enie, ¿e oto ujrza³em zupe³nieinnego, nieznanego mi do tej pory Olliego Weeksa, jeszcze bardziej siênasili³o.- Dziêkujê, pani Dumfries - powiedzia³ Miller.- Nie ma za co.Przez g³owê przemknê³a mi myœl, ¿e gdybym to ja by³ jej mê¿em, a zarazemw³aœcicielem tych zielonych oczu i wspania³ej figury, chyba wiêcej czasuspêdza³bym w domu.Robienie ¿onie prezentu w postaci rewolweru mo¿e byæ aktemnie tylko symbolicznym, ale i ¿a³osnym.Miller odwróci³ siê do Browna z notesem w rêce i Olliego z piwem.- To pewnie te¿ zabrzmi g³upio, ale dla porz¹dku muszê zapytaæ, czy macie tucoœ w rodzaju miotaczy ognia?- A niech to szlag trafi! - zakl¹³ Buddy Eagleton, po czym natychmiast obla³siê niemal równie intensywnym rumieñcem jak przed chwil¹ Amanda Dumfries.- O co chodzi? - zainteresowa³ siê Mike Hatlen.- Jeszcze w zesz³ym tygodniu mieliœmy ca³¹ skrzynkê ma³ych przenoœnychpalników.Wiecie, takich do ³atania dziur w rurach albo t³umikachsamochodowych.Pamiêta pan, panie Brown?Brown z kwaœn¹ min¹ skin¹³ g³ow¹.- I co, wyprzedane? - zapyta³ Miller.- Nie, nikt ich nie bra³.Sprzedaliœmy trzy albo cztery sztuki, a resztêodes³aliœmy dostawcy.Co za kurew.To znaczy, co za cholerny pech!Zaczerwieniony po czubki uszu Buddy Eagleton pospiesznie wycofa³ siê do tylnychrzêdów.Rzecz jasna, mieliœmy zapa³ki i sól (ktoœ napomkn¹³ mimochodem, ¿e sól jestdobra na pijawki i tym podobne), a tak¿e pod dostatkiem mopów i szczotek nad³ugich kijach.Wiêkszoœæ ludzi nadal sprawia³a wra¿enie ca³kiem pewnychsiebie, z kolei Jim i Myron zanadto siê ju¿ znieczulili, ¿eby nad¹¿aæ zarozwojem sytuacji; kiedy jednak spojrza³em Olliemu w oczy, ujrza³em w nichspokojn¹ rezygnacjê stokroæ gorsz¹ od strachu.Obaj widzieliœmy macki.Pomys³,¿eby posypywaæ je sol¹ albo walczyæ z nimi za pomoc¹ kijów od szczotek by³nawet doœæ zabawny, tyle ¿e w upiorny sposób.- Mike, mo¿e pokierujesz uk³adaniem worków? - zaproponowa³ Miller.- Chcia³bymjeszcze zamieniæ parê s³Ã³w z Olliem i Dave'em.- Z przyjemnoœci¹.- Hatlen poklepa³ go po ramieniu.- Dobrze siê spisa³eœ.Witamy w mieœcie.- Czy to znaczy, ¿e mogê liczyæ na obni¿enie podatków?Miller by³ niewysoki, chuderlawy, z rudymi, mocno przerzedzonymi w³osami.Takich jak on trudno od razu polubiæ, ale jednoczeœnie trudno ich nie polubiæ,kiedy ju¿ lepiej siê ich pozna.Tacy jak on zawsze wiedz¹ wszystko lepiej odciebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL