[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gospodyni nasza spojrza³a na niego z umiarkowanym zainteresowaniem: widocznieby³a chyba przyzwyczajona do m³odzieñczych wyskoków.Zapowiedziano obiad.Gauri Ma poprowadzi³a nas do jadalni, w której rozchodzi³ysiê zapachy przypraw.Sama zniknêla w przyleg³ej kuchni.Przewidywa³em tê chwilê.Wybrawszy odpowiednie miejsce w anatomii D¿itendryuszczypn¹³em go solidnie w odwet za uszczypniêcie mnie w poci¹gu.- Niewierny Tomaszu! Pan dzia³a - nawet siê spieszy.Gospodyni wróci³a z punkh¹ i równomiernie wachlowa³a nas na wschodni sposób,podczas gdy my siedzieliœmy przykucniêci na ozdobnych siedzeniach z koców.Uczniowie aszramy przechodzili tam i z powrotem ze trzydzieœci razy.By³ to nie"obiad", lecz "wystawna uczta".Od momentu pojawienia siê na tej planecie nigdydot¹d ani D¿itendra, ani ja nie kosztowaliœmy takich przysmaków.- Potrawy rzeczywiœcie godne ksi¹¿¹t, Czcigodna Matko! Co pilniejszego moglisobie znaleŸæ wasi królewscy opiekunowie ni¿ przybycie na ten bankiet, nie mogêsobie wyobraziæ! Zapisaliœcie siê w naszej pamiêci na ca³e ¿ycie!Zwi¹zani przez Anantê ¿¹daniem milczenia - nie mogliœmy wyjaœniæ mi³osiernejpani, ¿e nasze podziêkowanie mia³o podwójne znaczenie.Przynajmniej naszaszczeroœæ by³a oczywista.Oddaliliœmy siê z jej b³ogos³awieñstwem izaproszeniem zachêcaj¹cym do ponownego odwiedzenia pustelni.Upa³ na ulicy by³ niemi³osierny.Obaj z moim przyjacielem schroniliœmy siê podwspania³e drzewo kadamby przy bramie aszramy.Nast¹pi³y przykre s³owa.D¿itendrê ogarnê³a raz jeszcze obawa.- W ³adn¹ kaba³ê siê wpl¹ta³em: nasz obiad to tylko przypadkowy uœmiechfortuny.Jak¿e zobaczymy osobliwoœci tego miasta nie maj¹c ani jednej rupii? Ijak sprowadzisz mnie z powrotem do domu Ananty?- Szybko zapominasz o Bogu, gdy masz ¿o³¹dek pe³ny.- Moje s³owa zawiera³y³agodny wyrzut.Jak¿e krótka jest pamiêæ ³ask Bo¿ych u cz³owieka! Nie macz³owieka, który by nie mia³ za sob¹ jakichœ spe³nionych modlitw.- Chyba nigdy nie zapomnê mej g³upoty, ¿e narazi³em siê na takie ryzyko z takimwariatem jak ty!95- B¹dŸ spokojny, D¿itendra! Ten sam Pan, który nas nakarmi³, poka¿e namBrindaban i zapewni te¿ powrót do Agry.Drobny m³ody cz³owiek o przyjemnej powierzchownoœci zbli¿y³ siê do nas szybkimkrokiem.Stan¹³ pod drzewem i pochyli³ siê przede mn¹:- Drogi przyjacielu, ty i twój towarzysz jesteœcie z pewnoœci¹ tutaj obcy.Proszê pozwoliæ mi przyj¹æ was jako goœci i byæ waszym przewodnikiem.Dla Hindusa jest niemal niemo¿liwe zbledn¹æ, ale twarz D¿itendry nagleposzarza³a jak u chorego.Uprzejmie odmówi³em.- Chyba mnie pan nie odpêdzi³? - W innych okolicznoœciach zatrwo¿enie tegoobcego cz³owieka by³oby komiczne.- Dlaczego nie?- Jesteœ moim guru - oczy jego szuka³y moich z zaufaniem.- Podczas megopo³udniowego nabo¿eñstwa ukaza³ mi siê b³ogos³awiony Pan Kriszna.Ukaza³ midwie opuszczone postacie pod tym w³aœnie drzewem.Jedna z nich mia³a twoj¹twarz, mój mistrzu! Czêsto widywa³em j¹ w medytacji! Jaka¿ by³aby to dla mnieradoœæ, gdybyœcie przyjêli moje skromne us³ugi!- I ja równie¿ jestem zadowolony, ¿e mnie znalaz³eœ.Ani Bóg, ani ludzie nasnie opuœcili! - chocia¿ zosta³em zewnêtrznie niewzruszony, uœmiechaj¹c siêtylko do przejêtej twarzy przede mn¹, w g³êbi swej istoty dziêkowa³em Bogu nakolanach.- Drodzy przyjaciele, czy nie zaszczycicie mego domu swymiodwiedzinami?- Jesteœ uprzejmy, lecz plan ten jest niewykonalny.Ju¿ jesteœmygoœæmi mego brata w Agrze.- To przynajmniej pozwólcie mi zwiedziæ Brindaban razemz wami.Chêtnie siê zgodzi³em.M³ody cz³owiek, który powiedzia³ nam, ¿e nazywa siêPratap Chatterji, wynaj¹³ powóz.Zwiedziliœmy œwi¹tyniê Madanamohana i inneprzybytki Sri Kriszny.Noc zapad³a, gdy jeszcze odprawialiœmy swe nabo¿eñstwo wœwi¹tyni.- Przepraszam na chwilê, kupiê sandesz63.- Pratap wszed³ do sklepu w pobli¿ustacji kolejowej.D¿itendra i ja wa³êsaliœmy siê bez celu po szerokiej ulicy,teraz pe³nej ludzi, bo powietrze siê nieco och³odzi³o.Przyjaciel nasz by³przez pewien czas nieobecny, lecz w koñcu powróci³, nios¹c w darze wieles³odyczy.- Proszê, pozwólcie mi spe³niæ tê religijn¹ przys³ugê.- Pratap uœmiecha³ siêprzepraszaj¹co, trzymaj¹c w rêkach plik banknotów i dwa w³aœnie zakupionebilety do Agry.96W g³êbi mego serca wyrazi³em wdziêcznoœæ dla Niewidzialnej Rêki za zgotowanenam przyjêcie.Czy¿ wykpiona przez Anantê, nie okaza³a hojnoœci ponadkoniecznoœæ?- - Pratap, nauczê ciê Kriya-jogi Lahiri Mahasayi, najwiêkszego joginaostatnich czasów.Jej technika bêdzie twoim guru.Wtajemniczenie dokona³o siê w ci¹gu pó³ godziny.- Krija jest twym czintamani64- powiedzia³em nowemu uczniowi.- Technika, która, jak widzisz, jest prosta,ucieleœnia sztukê przyspieszenia duchowej ewolucji.Œwiête ksiêgi hinduskienauczaj¹, ¿e wcielaj¹ce siê "ego" potrzebuje miliona lat na wyzwolenie siê odmayi.Ten naturalny okres mo¿na wybitnie skróciæ z pomoc¹ Kriya-jogi.Podobniejak Jagadis Chandra Bose dowiód³, ¿e mo¿na znacznie przyspieszyæ wzrostroœliny, tak równie¿ z pomoc¹ wiedzy wewnêtrznej mo¿na przyspieszyæ rozwójpsychologiczny cz³owieka.Wype³niaj wiernie swe æwiczenia, a zbli¿¹ ciê one doGuru wszystkich guru.- Jestem szczêœliwy, ¿e znajdujê od dawna poszukiwany klucz do jogi - mówi³Pratap z zadum¹.- Jej dzia³anie, rozkuwaj¹ce kajdany moich zmys³Ã³w, wyzwolimnie do ¿ycia w wy¿szych sferach.Dzisiejsza wizja Pana Kriszny mo¿e oznaczaætylko moje najwy¿sze dobro.Siedzieliœmy chwilê w pe³nym zrozumienia milczeniu, a potem powoli poszliœmy nastacjê kolejow¹.Przepe³nia³a mnie radoœæ, gdy wsiada³em do poci¹gu, lecz dlaD¿itendry by³ to dzieñ do p³aczu.Mojemu pe³nemu mi³oœci po¿egnaniu z Pratapem towarzyszy³o t³umione ³kanie obumych przyjació³.W czasie jazdy kolej¹ zala³a D¿itendrê jeszcze raz falasmutku.Tym razem nie w obronie siebie, lecz przeciw sobie.- Jak¿e p³ytka jest moja wiara! Serce moje by³o z kamienia! Nigdy ju¿ wprzysz³oœci nie bêdê w¹tpi³ w opiekê Boga!Zbli¿a³a siê pó³noc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL