[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ky Gota z pewnoœci¹mo¿e siê przeprowadziæ — mamrota³ pod nosem Doj, co by³o u niego nietypowe.Wygl¹da³o, jakby chcia³ przenieœæ j¹ o tysi¹ce mil st¹d.— Chocia¿ nie bêdziezadowolona.— Nie mów mi, ¿e tak¿e jesteœ oczarowany Ky Got¹.— Nikt nie jest oczarowany t¹ wœciek³¹ jaszczurk¹.— A kiedyœ myœla³em, ¿e jesteœcie ma³¿eñstwem.— Zwariowa³eœ! — Zatrzyma³ siê jak skamienia³y.— Pomyli³em siê?— Hong Tray, stara czarownico, czego chcesz ode mnie?— Co?— Mówiê do siebie, Chor¹¿y.Prowadzê nieustann¹ dyskusjê.Ta kobieta, HongTray, kuzynka mojej matki, by³a czarownic¹.Czasami spogl¹da³a w przysz³oœæ i jeœli widzia³a coœ, co jej nie zadowala³o,pragnê³a to zmieniaæ.Mia³a dziwne pomys³y.— Mam nadziejê, ¿e wiesz, co mówisz.— Niezupe³nie.Czarownica bawi³a siê naszym przeznaczeniem, ale nigdy nic niewyjaœnia³a.Mo¿e by³a œlepa na swój w³asny los.Pozwoli³em sobie na zmianê tematu.— Co zrobi¹ teraz twoi ludzie?— Prze¿yjemy.Jak twoi ¯o³nierze Ciemnoœci.Oto, co zrobimy.— Jeœli naprawdê myœlisz, ¿e jesteœ mi coœ winny za przy-wleczenie was tutaj,powiedz mi, co to znaczy.¯o³nierze Ciemnoœci.¯o³nierze Kamienia.Wojownicy.Co to znaczy?— Jesteœ przekonuj¹cy.— Spójrz na to inaczej.Jeœli naprawdê wiem, o czym mówisz, niczego nietracisz, mówi¹c mi to, co ju¿ wiem.Nie by³em pewny w tym nik³ym œwietle, ale Wujek Doj chyba siê uœmiechn¹³.— M¹drala — powiedzia³.I nie wyjaœni³ mi niczego.74Wujek Doj uwolni³ mnie od wiêkszoœci moich goœci.W koñcu dzieli³em ju¿ tylkomoj¹ kwaterê z Thai Deiem, jego synem To Tanem i Sahr¹.Sahra pomaga³a przydziecku i bardzo siê stara³a przyrz¹dzaæ nam jakieœ posi³ki, mimo ¿e kuchniaKompanii mog³a s³u¿yæ wszystkim w piwnicach.Potrzebowa³a nieustannegozajêcia.Thai Dei chodzi³ za mn¹ niemal wszêdzie.Oboje z Sahr¹ byli apatyczni,jakby pogr¹¿eni w letargu i ma³o rozmowni.Wydawa³o siê, ¿e usz³a z nichpo³owa ¿ycia.Zaczyna³em siê martwiæ.Nale¿eli do twardych ludzi, przywyk³ych do okrutnychdoœwiadczeñ.Powinni okazywaæ jakieœ oznaki powrotu do równowagi.Zebra³em nasze mózgi: Cletusa, Loftusa, Longinusa, Goblina i Jednookiego orazOttona i Hagopa.— Mam parê pytañ.— Czy on musi tutaj byæ? — Goblin mia³ na myœli Thai Deia.— Jest w porz¹dku.Nie zwracaj na niego uwagi.— Jakich pytañ? — wyrwa³ siê Jednooki.— Jak do tej pory nie by³o w Kompanii powa¿niejszych k³opotów ze zdrowiem.Alena zewn¹trz jest cholera i tyfus, nie wspominaj¹c ju¿ o staromodnej biegunce.Nic nam nie jest?Goblin mrukn¹³ coœ i g³oœno puœci³ gazy.— Barbarzyñca — prychn¹³ Jednooki.— Nic nam nie jest, bo przestrzegamyprzepisów Konowa³a niczym œwiêtych przykazañ.Ale d³ugo tak nie wytrzymamy.Paliwo prawie siê skoñczy³o.No i ci wszyscy Nyueng Bao.Nie przejmuj¹ siêgotowaniem wody i utrzymywaniem czystoœci.Sraj¹ tam, gdzie mieszkaj¹.Na raziez nimi wytrzymujemy, ale d³ugo to nie potrwa.— S³yszê, ¿e od paru dni siê chmurzy.Zbieramy deszczówkê?— Wielu z nas — odezwa³ siê Loftus.— Ale to nie wystarczy dla nas i dla nich.Nie da rady nape³niæ cystern na zapas.— Tego siê obawia³em.Chodzi mi o paliwo.Wiecie, jak przyrz¹dziæ ry¿ i fasolê,¿eby je strawiæ bez gotowania? Nikt nie wiedzia³.— Mo¿e namoczenie jej w wodzie na d³ugi czas coœ by pomog³o — zaproponowa³Longinus.— Moja matka tak robi³a.— A niech to.Chcê, ¿ebyœmy przez to przeszli.Ale jak? Goblin pozwoli³ sobiena ma³y, tajemniczy uœmieszek, jakby mia³ jakiœ konkretny pomys³.Wymienilispojrzenia z Jednookim.— Macie coœ?— Jeszcze nie — powiedzia³ Goblin.— Nadal prowadzimy eksperyment.— No to do roboty.— Po spotkaniu.Potrzebujemy twojej pomocy.— Wspaniale.Dobra.Czy ktoœ mo¿e mi powiedzieæ, co myœli reszta miasta onaszym znikniêciu?Hagop zakaszla³ i odchrz¹kn¹³.Zazwyczaj nie mówi³ wiele, wszyscy wiêcnadstawili uszu.— Trzymam wartê w punktach obserwacyjnych.S³yszy siê to i owo.Nie s¹dzê, ¿ebyto pomog³o naszej opinii.Nie s¹dzê te¿, ¿e kogokolwiek zmyliliœmy.Nie mówi¹ onas du¿o, ale nikt nie wierzy, ¿e po prostu zniknêliœmy.Myœl¹, ¿e w jakiœsposób wykopaliœmy dó³, nape³niliœmy go winem, kobietami i ¿arciem i niewrócimy, dopóki reszta z nich ¿yje.— Ludzie! Próbowa³em dostaæ wino, kobiety i urz¹dziæ bankiet, ale znalaz³emtylko tê dziurê.— Woda opada — odezwa³ siê z ciemnoœci Otto.— Co?— Naprawdê, Murgen.Opad³a ju¿ piêæ stóp.— Czy zatopienie miasta powoduje tak¹ du¿¹ ró¿nicê? Nie? Dlaczego wiêc?Goblin i Jednooki wymienili znacz¹ce spojrzenia.— O co chodzi?— Po eksperymencie.— Dobra.Reszta wie, o co chodzi.IdŸcie sprawdziæ, czy coœ mo¿emy z tymzrobiæ.75— Mówcie — rozkaza³em kar³owatym czarodziejom.— Uwa¿amy, ¿e coœ ci zrobiono, kiedy tam by³eœ — powiedzia³ Goblin, wskazuj¹cbrod¹ na brzeg.— Co? Bez ¿artów! Ja.— Nie ¿artujemy.Nie by³o ciê przez d³ugi czas.Zmieni³eœ siê.Jak wiele atakówci siê przydarzy³o, od kiedy wróci³eœ? Zastanowi³em siê.— Tylko jeden.Chyba.Kiedy zosta³em porwany.Nic z tego nie pamiêtam.Jestempewny, ¿e czymœ mnie naszpikowali.Pi³em herbatê z Mówc¹, a potem ockn¹³em siêna ulicy, gdzie mnie znaleŸliœcie.Nie mam pojêcia, jak siê tam znalaz³em.Przypominam sobie niejasno zapach dymu i przechodzenie przez drzwi, którezaprowadzi³y mnie do jakiegoœ nieznanego miejsca.Pamiêtam te¿ mgliœcie pobytw domu bólu.— Torturowali ciê.— Tak.— Wci¹¿ mia³em blizny i siniaki.Nie mia³em pojêcia, co chcieliwiedzieæ.Podejrzewam, ¿e za moim uprowadzeniem kryli siê kumple Sindhu, taksamo jak za napadem na Mogabê.Jeœli tak by³o, ich ¿ywot przybierze nieprzyjemny obrót, je¿eli Kompania ichznajdzie.— Obserwowaliœmy ciê — powiedzia³ Goblin.— Czasami zachowywa³eœ siê bardzodziwnie.Chcemy ciê uœpiæ i sprawdziæ, czy zdo³amy dotrzeæ do tej czêœciciebie, która by³a tam, kiedy to siê wydarzy³o.— Nie pozwolê wam.— Nie musisz.Po prostu nie masz innego wyjœcia.— Jesteœcie pewni?— Jesteœmy pewni.Ale w ich g³osach nie by³o pewnoœci.Obudzi³em siê na moim w³asnym sienniku.By³em spocony.Ktoœ wyciera³ mirozpalon¹ twarz zimn¹, mokr¹ szmatk¹.Otworzy³em oczy.W œwietle maleñkiejœwiecy Sahra wygl¹da³a piêkniej ni¿ kiedykolwiek.Wygl¹da³a lepiej ni¿ wwyobraŸni.Nie przestawa³a wycieraæ mi twarzy.I znowu mia³em podobny do kaca ból g³owy.Co oni mi zrobili? Powinienemprzynajmniej zaznaæ trochê radoœci przed tym bólem.To Tan zacz¹³ marudziæ.Sypia³ w koszu, owiniêty w œmierdz¹ce ³achmany, podmoim sto³em do pisania.Siêgn¹³em i wzi¹³em go za rêkê.Przesta³ p³akaæ,zadowolony z dotyku ludzkiej d³oni.Ju¿ nie p³aka³ za matk¹.Drug¹ rêk¹ uj¹³em d³oñ Sahry.Odsunê³a j¹ delikatnie.Nigdy nic nie mówi³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL