[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wziął dziewczynę za rękę.– Musimy się ogrzać, zanim dostaniemy zapalenia płuc.– Poprowadził ją wysypaną żwirem ścieżką, ale zamiast wejść do środka, skręcił na parking i zaczął oglądać stojące tam samochody.– Chwileczkę – zaprotestowała Carol.– A teraz co wyczyniasz?– Szukam kluczyków.Potrzebny nam jest samochód.– Nie do wiary – odrzekła Carol, unosząc w górę ręce.– Myślałam, że mamy się ogrzać.Nie wiem, jak ty, ale ja wchodzę do tej restauracji.– Nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę wejścia.Jason dogonił ją i złapał za ramię.– Obawiam się, że on może wrócić – ten człowiek, który do nas strzelał.– To zadzwonimy na policję.– Wyrwała się Jasonowi i weszła do środka.Latynosa nie było, więc idąc za radą Carol zadzwonili po policję, której przedstawicielem okazał się miejscowy szeryf.Właściciel restauracji nie mógł uwierzyć, że przepłynęli w nocy przez Diabelską Rynnę.– Nikt jeszcze tego nie zrobił – powiedział.Znalazł dla nich do przebrania się biały fartuch kucharza i kuchenne spodnie w biało-czarną kratkę i dał im plastikową torbę na śmieci, do której mogli włożyć swoje mokre ubrania.Namówił ich także na gorący grog, po którym wreszcie przestali się trząść.– Jason, musisz mi powiedzieć, co się dzieje – nalegała Carol, kiedy czekali na szeryfa.Siedzieli przy stoliku naprzeciw szafy grającej z muzyką z lat pięćdziesiątych.– Nie jestem niczego pewien, ale człowiek, który do nas strzelał, był przed restauracją tej nocy, kiedy zginął Alvin.Wydaje mi się, że padł on ofiarą własnego odkrycia, ale nawet gdyby wtedy nie umarł, ten mężczyzna i tak by go wkrótce zabił.Tak więc mówił prawdę, że ktoś na niego poluje.– To brzmi bardzo nieprawdopodobnie – zauważyła dziewczyna, próbując przygładzić włosy, schnące w splątanych pierścieniach.– Zdaję sobie z tego sprawę.Większość takich opowieści nie brzmi prawdopodobnie.– A co takiego odkrył Hayes?– Jeszcze nie wiem na pewno, ale jeśli moja teoria jest słuszna, jest to zbyt straszne, żeby o tym w ogóle myśleć.Dlatego chcę wracać do Bostonu.W tej chwili otworzyły się drzwi i wszedł szeryf, Marvin Arnold.Był to ogromny mężczyzna ubrany w pomięty brązowy mundur, ozdobiony taką liczbą sprzączek i pasków, jakiej Jason jeszcze nie widział.Bardziej interesujący wydał mu się jednak magnum 357, wiszący przy potężnym udzie szeryfa.Szkoda, że takiej broni nie mieli w Zajeździe pod Łososiem.Marvin już się dowiedział o zamieszaniu w hotelu i zdążył tam być, żeby wszystko sprawdzić.Nie wiedział tylko nic o żadnym człowieku z pistoletem i nikt nie słyszał żadnych strzałów.Jason, opisując po kolei zdarzenia, wyczuł, że Marvin traktuje go bardzo sceptycznie.Zrobiła na nim jednak duże wrażenie wiadomość, że przepłynęli przez Diabelską Rynnę.– Niewielu ludzi w to uwierzy – kręcił z podziwem masywną głową.Odwiózł ich do hotelu, gdzie ku zdumieniu Jasona zostali obciążeni kosztami szkód w jadalni.Nikt nie widział żadnej broni.I co dziwniejsze, nikt nie pamiętał mężczyzny o oliwkowej cerze, ubranego w ciemnoniebieski garnitur.W końcu kierownictwo hotelu postanowiło zapomnieć o sprawie, decydując się na pokrycie strat z ubezpieczenia.Uważając sprawę za zakończoną Marvin nałożył kapelusz, przygotowując się do wyjścia.– A co z ochroną? – spytał Jason.– Ochroną? Przed czym? – zdziwił się szeryf.– Nie uważa pan, że jeśli nikt nie jest w stanie potwierdzić pańskiej historii, to jest to trochę żenujące? Już dosyć tej nocy narozrabialiście.Myślę, że powinniście iść teraz do łóżka i dobrze się wyspać.– Potrzebujemy ochrony – upierał się Jason.Starał się, by jego głos brzmiał autorytatywnie.– A jeśli morderca wróci?– Posłuchaj pan, ja nie mogę siedzieć tutaj i trzymać was za rączkę.Jestem sam na tej zmianie i mam całą okolicę na głowie.Zamknijcie się w pokoju i prześpijcie trochę.Na pożegnanie skinął głową kierownikowi hotelu i jego zwalista sylwetka zniknęła za frontowymi drzwiami.Kierownik z kolei nieco pogardliwie uśmiechnął się do Jasona i wszedł do biura.– Niebywałe – powiedział lekarz z mieszaniną irytacji i strachu.– Nie uwierzę, że nikt nie zauważył tego Latynosa.– Podszedł do telefonu i sprawdził w książce telefonicznej numery prywatnych agencji detektywistycznych.Znalazł kilka w Seattle, ale gdy wykręcał numer, odpowiadała tylko automatyczna sekretarka.Zostawił nazwisko i numer hotelu, ale nie miał nadziei, że uda mu się z nimi skontaktować tej nocy.Wyszedł z kabiny i oznajmił Carol, że natychmiast wyjeżdżają.Poszła za nim po schodach.– Jest wpół do dziesiątej – protestowała, wchodząc za Jasonem do pokoju.– Nic mnie to nie obchodzi.Wyjeżdżamy najszybciej, jak się da.Pakuj się.– Czy ja tu nie mam nic do powiedzenia?– Nie.To był twój pomysł, żeby przenocować.Ty zdecydowałaś, żeby wezwać wspaniałą lokalną policję.Teraz kolej na mnie.Wyjeżdżamy.Przez chwilę Carol stała na środku pokoju, patrząc, jak Jason się pakuje, a potem uznała, że widocznie wie, co robi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL