[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyda³ niemi³y dŸwiêk,wzi¹³ no¿e.- Zaraz siê z nimi za³atwiê - oznajmi³ i wyszed³.- Poza kwestiami oczywistymi, które s¹ mniej oczywiste, ni¿ s¹dzisz - zwróci³emsiê do Candy - mo¿esz przyjœæ do mnie do domu i pogadaæ z moim partnerem.To onjest mózgiem.Chce ciê zobaczyæ.- Czy to jakieœ dziwad³o? Czy on sam nie mo¿e do mnie przyjœæ?- Jest niepe³nosprawny.- Ukry³em uœmiech.Nikt nie jest tak niepe³nosprawnyjak Truposz.Wyszliœmy z piwnicy.Candy nie przestawa³a trajkotaæ.Wykonywa³em obronnegesty, próbowa³em przedstawiæ jej Blocka, ¿eby wiedzia³a, kto oficjalnieodpowiada za jej uratowanie.Nie dotar³o.Trajkota³a jak opêtana, a on by³zainteresowany jedynie zniszczeniem no¿y, co zreszt¹ uczyni³ bardzo starannie,³ami¹c ka¿dy z nich na cztery czêœci.- To powinno za³atwiæ sprawê.- Nada³ siê i by³ bardzo szczêœliwy.Duma idzie przodem, pomyœla³em sobie.- Lepiej niech pan dopilnuje, ¿eby nie zabrali temu œwirowi nic innego.Niewiadomo, czy to no¿e przenosz¹ kl¹twê.- Spaliliœmy œwira i wszystko, co mia³ na sobie, a teraz spalimy tak¿e i to.Pewnie.Jasne.Dopiero potem, jak za³atwimy kl¹twê.- PóŸniej.- Candy wci¹¿ mnie napastowa³a.Powiedzia³em: -Kobieto, przestañ.Nie jestem masochist¹.Ale pójdziesz ze mn¹ i spotkasz siê z moim partnerem.Mieszkam dok³adnie po drodze do twojego domu.Przystan¹³em, ¿eby spojrzeæ na wiêŸniów.Obaj byli ukryci w wielkich konopnychworkach.Winchell siê miota³, Ripley nie robi³ nic, ale przez niego moje czo³onawiedzi³a zmarszczka niepewnoœci.Kiedy patrzy³em, pojawi³a siê i odlecia³ama³a æma, a mo¿e po prostu mól.Tymczasem Candy dr¹¿y³a dalej:- Sk¹d wiesz, ¿e mieszkasz po drodze do mojego domu?- Przyznajê, ¿e jeszcze nie dotar³em do tego, kim jesteœ naprawdê, ale wiem napewno, ¿e pochodzisz z Góry.Bogate dziewczyny s¹ jedynym typem, jaki sobieupodoba³ morderca.A zatem, jeœli pójdziesz teraz do domu i ukryjesz siê przedœwiatem, i powiesz sobie, ¿e mia³aœ kupê szczêœcia, i o wszystkim zapomnisz, izaczniesz traktowaæ ni¿szych od siebie.- Jesteœ Acmeist¹ czy Anarchist¹?- Co? Chyba siê zgubi³em.- Ale siê nie zgubi³em.Szed³em do domu, a ona pêta³asiê za mn¹.Truposz bêdzie zachwycony.- To takie zwariowane podziemne ugrupowania, Garrett.Jest ich tuziny.Puentyliœci, Destrukcjoniœci, Kalibratorzy, Awatarowie, Ateiœci, Realiœci,Postmodemiœci.Zachowywa³eœ siê tak, ¿e.- Nie mam nic wspólnego z polityk¹ i ¿ywiê nadzieje, ¿e polityka nie bêdziemia³a nic wspólnego ze mn¹.Mam dobrze przemyœlan¹, cyniczn¹ opinie na tentemat: niewa¿ne, jak d³ugo zwlekamy ze zmian¹, ka¿da zmiana spowodowana przezcz³owieka bêdzie na gorsze, na korzyœæ mniejszej i bardziej skorumpowanejklasy rz¹dz¹cej.W tym momencie ujrza³em oblicze kolejnego hitu sezonu - rewolucja!- A tak w ogóle: masz jakieœ imiê? Prawdziwe imiê? Wszyscy ci „iœci" maj¹ wswych oddzia³ach g³Ã³wnie znudzone bogate dziewczynki.- Candace.- Naprawdê? U¿ywasz prawdziwego imienia?- Nikt go nie u¿ywa, z wyj¹tkiem mojego brata, a on zgin¹³ w Kantardzie wzesz³ym roku.By³ kapitanem kawalerii.- Przykro mi.- Przykro mi, Garrett.-Co?- Ty te¿ tam kogoœ straci³eœ.Zrozumia³em.- Tak.Zdaje siê, ¿e to nie jest odosobnione doœwiadczenie, prawda? A wiêc, jakciê nazywa wiêkszoœæ ludzi?- Mickey.- Mickey? Jak zrobili Mickey z Candace?Zaœmia³a siê.Mia³a cudowny œmiech, kiedy nie próbowa³a robiæ nic innego,tylko byæ szczêœliw¹.Czu³em, ¿e zaczyna mnie dopadaæ roztargnienie.- Nie wiem.Chyba od niani.Mia³a dla ka¿dego z nas jakieœ czu³e przezwisko.Co?Zachichota³em.- Obudzi³aœ stare wspomnienia.Mojego braciszka nazywaliœmy Foobah.- Foobah?- Nie wiem dlaczego.To mama.Mnie nazywa³a Pryszcz.- Pryszcz? Ale ³adnie, ju¿ to widzê.- Odskoczy³a i zatañczy³a, wskazuj¹c namnie palcem.- Pryszcz! Pryszcz!- Hej, skoñcz to! - Ludzie zaczêli siê gapiæ.Wykrêci³a piruet.- Pryszcz.S³ynny detektyw Pryszcz.Uciek³a, bo zacz¹³em j¹ goniæ.Dobrze bieg³a.Mia³a odpowiednie nogi.Bardzo³adne nogi.Nie przemêcza³em siê, tylko utrzymywa³em odpowiedni dystans,podziwiaj¹c widoki.Zaczêliœmy te igraszki niedaleko domu.Kiedy jednak weszliœmy w ulicêMacunado, dogoni³em j¹.- To kilka domów dalej.Tu mnie znaj¹, to wszystko moi s¹siedzi.Œmia³a siê, dysz¹c ciê¿ko.- Tak, sir.Panie Pryszcz.Uszanujê pañsk¹ godnoœæ, panie Pryszcz.Wci¹¿ chichota³a i robi³a mi wstyd, kiedy Dean otworzy³ frontowe drzwi.XLIXBelinda by³a w holu.Wykrzywi³a siê na widok Candy.Candy wykrzywi³a siê nawidok Belindy.Bez w¹tpienia siê rozpozna³y.Candy dŸgnê³a mnie po razostatni:- Wiedzia³aœ, ¿e przezywali go Pryszcz?- Dean! - zagrzmia³em.- Przynieœ coœ do picia do pokoju Truposza.I jeszczesole trzeŸwi¹ce, gdyby siê nakry³a nogami.Nagle mia³em problem.Znalaz³em siê pomiêdzy dwiema przepiêknymi kobietami -obie by³y interesuj¹ce, jedna ³ypa³a na drug¹ jak kot, który planuje poostrzyæsobie pazury.Na mnie.Wyszed³em nieco z wprawy, ale wiem, jakie mam zafajdane szczêœcie.Kiedy polec¹k³aki, wiêkszoœæ z nich to bêd¹ moje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL